Poniżej pełna treść listu.
"Mdli mnie na samą myśl"
"Mój syn rozpoczął kolejny rok w szkole. W tamtym roku popełniłam błąd, zgodziłam się na bycie członkinią rady rodziców. To był najgorszy rok w szkole mojego syna. Nie dla niego, a dla mnie.
W tym roku zrezygnuję ze stanowiska klasowego skarbnika rady. Ileż ja się nasłuchałam! Ileż stresu mnie kosztowało wyliczanie, myślenie, zbieranie list. Najgorsze z tego wszystkiego? Proszenie rodziców o składki, informowanie ich o ich wysokości.
Mimo iż staraliśmy się uzgadniać ich kwoty wspólnie. Nigdy więcej.
Słowne przepychanki, wykłócanie się o każdą złotówkę, roszczeniowość, wątpliwości, nerwy. Czułam się chwilami, jakbym robiła coś złego, jakbym zabierała im te pieniądze, wykorzystywała je do swoich prywatnych celów.
I za każdym razem, kiedy musieliśmy wspólnie ustalić jakąś składkę, cel, plany, nachodziła mnie taka myśl: kiedy oduczyliśmy się ze sobą normalnie rozmawiać? Czy w ogóle kiedyś potrafiliśmy?
Uważamy się za dorosłych ludzi, poważnych ludzi, świadomych, dojrzałych. Jesteśmy rodzicami, dajemy przykład naszym dzieciom, próbujemy je czegoś nauczyć. Uważamy, iż mamy prawo je wychować.
Tymczasem kiedy przychodzi do małych rzeczy, zwykłej wymiany zdań, poniżamy się do kłamstw, ironii, sarkazmu, biernej agresji.
Wiele jest w nas nieprzepracowanych schematów, żalu, złości. I to wszystko w takich sytuacjach bardzo z nas wychodzi. A ja jestem osobą wysoko wrażliwą i nie jestem w stanie znosić takiego ładunku energetycznego.
Dlatego na najbliższym zebraniu zrzeknę się funkcji i jestem przekonana, iż nie będzie chętnych do jej podjęcia. Rok temu zaległa wymowna cisza, kiedy padło pytanie o wybór trójki rodziców do rady.
Lęk przed zaangażowaniem? Przed kontaktami z innymi ludźmi? Pewnie po trosze wszystkiego.
Jak mamy dawać przykład naszym dzieciom, kiedy sami zachowujemy się tak niepoważnie?".