**Dziennik, 17 maja 2024 r.**
Na! Bierz! Daremnie cię posłuchałam! krzyczała nieznajoma.
Wychowuję córkę, którą urodziła kochanka mojego męża. Tak, dobrze przeczytaliście. Ktoś pomyśli, iż zwariowałam i potrzebuję leczenia. Ale proszę, wysłuchajcie mnie do końca.
Był rok 2005. Z Krzysztofem mieliśmy rodzinę i własny biznes. Mój ukochany prowadził kilka sklepów spożywczych, a towar sprowadzał z Polski, Włoch i Niemiec. Jego praca pozwalała mi nie zatrudniać się i skupić na domu. Tym bardziej iż mieliśmy wtedy pięcioletniego syna, Bartosza. Całą siebie poświęcałam wychowaniu chłopca i domowi. Na Krzysztofa zawsze czekał domowy barszcz, pierogi i gołąbki. No i oczywiście idealny porządek.
Wszystko rozpadło się tamtego przeklętego wieczoru. Wracaliśmy od znajomych, Bartek spał już w aucie. Gdy podjeżdżaliśmy pod dom, zauważyłam, iż Krzysztof zaczął się denerwować. Pod bramą stała młoda dziewczyna, trzymając różowy kocyk. Gdy tylko wysiedliśmy, podbiegła do męża:
Na! Masz! Na próżno cię słuchałam i nie zrobiłam aborcji!
Patrzyłam na nią jak wryta. Krzysztof też nie rozumiał, co się dzieje.
Nie chcę jej widzieć ani słyszeć! Nie waż się do mnie dzwonić ani mówić córce o sobie!
Stałam tak kilka minut na mrozie, podczas zamieci. Sąsiedzi już wyglądali przez okna, przyciągnięci krzykami. Tylko Krzysztof milczał, trzymając różowy kocyk.
Chodźmy, nie stójmy na mrozie. W domu wszystko wyjaśnię
Okazało się, iż ta dziewczyna była naszą byłą pracownicą, która rok wcześniej odejść miała z pracy. I sami się domyślacie, dlaczego.
I co teraz z nią zrobimy? cicho zapytał Krzysztof, gdy ostrożnie położył dziewczynkę do łóżka.
Jak to co? Wychowamy. To przecież twoja córka.
Dogadałam się z lekarzami za kopertę, by wpisali mi drugą ciążę do dokumentów. Dziewczynkę nazwaliśmy Bogumiłą. Nie czułam do niej nienawiści ani żalu. Po prostu zrozumiałam, iż dziecko niczemu nie winne. Za co miałabym nienawidzić dwumiesięcznego niemowlaka?
Długo nie mogłam wybaczyć Krzysztofowi zdrady. Chodziliśmy do psychologa, a choćby myśleliśmy o rozwodzie. Ale wiecie czas leczy rany. Zobaczyłam, iż mąż naprawdę żałuje i stara się odzyskać zaufanie. Uwierzcie, nie wybaczyłam mu od razu zajęło to lata.
Nasz syn Bartek pokochał Bogumiłę od pierwszego wejrzenia. Ciągle się z nią bawił, woził w wózku na spacery i chwalił się przyjaciołom, jaka ma śliczną siostrzyczkę. Nigdy też nie pozwalał, by ktoś ją skrzywdził.
Minęło 18 lat. Bogumiła wyrosła na żywy portret Krzysztofa choćby tak samo marszczy nos, gdy ma kichnąć. Zawsze nazywałam ją swoją córką, choć niektórzy sąsiedzi wciąż lubią plotkować i rzucać koso spojrzenia, gdy przechodzimy przez podwórko.
Tydzień temu obchodziliśmy osiemnastkę Bogumiły. Najpierw świętowaliśmy w gronie rodziny, a potem miała iść z przyjaciółmi do kawiarni. Byli teściowie, moi rodzice, chrzestni. I niespodziewanie pojawiła się nowa gośc















