Nadchodzi gruby kryzys. Za niedługo wszystko może się zawalić. Jest gorzej niż sądzono. Czeka nas wszystkich ogromny dramat

warszawawpigulce.pl 3 godzin temu

Statystyki są brutalne. W pierwszych miesiącach roku pojawił się wskaźnik, który może oznaczać koniec Polski, jaką znamy. Liczba, która przerażała ekspertów jeszcze rok temu, stała się rzeczywistością. To dramatyczne wieści, szczególnie dla millennialsów i gen z. To właśnie te dwa pokolenia najbardziej odczują obecne braki.

Fot. Warszawa w Pigułce

Współczynnik dzietności w Polsce może spaść w 2025 roku do zaledwie 1,03. To oznacza, iż statystyczna kobieta urodzi w całym życiu jedno dziecko. Dla porównania – do utrzymania stabilnej populacji potrzeba 2,1 dziecka na kobietę.

To najgorsze dane w powojennej historii Polski, dużo gorsze niż zakładali eksperci. W pierwszym kwartale 2025 roku urodziło się tylko 58 tysięcy dzieci – o ponad 6 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Najnowsze dane mówią, iż w kwietniu liczba urodzeń spadła poniżej 20 tysięcy po raz trzeci z rzędu.

Gorsi już tylko Chile i Korea Południowa

Według danych z serwisu Birth Gauge, śledzącego globalne trendy demograficzne, Polska zajmuje trzecie miejsce od końca pod względem dzietności na świecie. „Wyprzedzają” nas jedynie Chile i Korea Południowa.

W Europie pozostało gorzej – gorzej niż w Polsce jest tylko na Litwie (1,0) i w Estonii (1,09). Dla porównania we Francji współczynnik dzietności wynosi 1,56, w Holandii 1,39, a na Węgrzech, które podejmują ogromną walkę z bezdzietnością 1,30, czyli i tak lepiej niż w Polsce.

Jeszcze w 2017 roku współczynnik dzietności w Polsce wynosił 1,45 i dawał nadzieję na odbicie. Od tamtej pory nastąpił systematyczny spadek: 1,32 w 2021 roku, 1,16 w 2023, 1,10 w 2024, aż do katastrofalnego poziomu 1,03 w 2025 roku.

Dramatyczne prognozy. Do końca wieku zostanie 10 milionów Polaków

Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w pierwszym półroczu 2025 roku zarejestrowano około 115,5 tysięcy urodzeń żywych – o ponad 10 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Jednocześnie wzrosła liczba zgonów – do około 209 tysięcy.

Ubytek naturalny wyniósł minus 93,5 tysięcy osób, wobec minus 77,7 tysięcy rok wcześniej. Populacja Polski spadła do 37,4 miliona mieszkańców – o 162 tysiące mniej niż rok temu.

Demograf Mateusz Łakomy ostrzega w rozmowie z Money.pl, iż przy utrzymaniu obecnych trendów do końca wieku populacja Polski może spaść do zaledwie 10 milionów mieszkańców. To oznaczałoby powrót do stanu z początku XX wieku.

Oficjalne prognozy GUS są nieco mniej dramatyczne, ale i tak alarmujące. Do 2060 roku populacja Polski ma spaść z obecnych 37,4 miliona do 30,9 miliona mieszkańców. To utrata 6,5 miliona ludzi – więcej niż liczy pięć najmniejszych województw razem wziętych.

System emerytalny może nie wytrzymać presji

Najpoważniejsze konsekwencje dotkną system emerytalny. GUS szacuje, iż w 2060 roku w wieku produkcyjnym będzie tylko 15 milionów osób wobec 21,7 miliona w 2025 roku. Jednocześnie liczba emerytów wzrośnie z 9 do 11 milionów.

Portal Obserwator Gospodarczy ostrzega, iż przy takich trendach już za 10-15 lat system emerytalny może stanąć przed niemożliwością wypłacania świadczeń w obecnej wysokości. Bez głębokich reform grozi nam scenariusz grecki – drastyczne cięcia emerytur.

Obecnie współczynnik obciążenia demograficznego wynosi 72 osoby w wieku nieprodukcyjnym na 100 pracujących – w 2010 roku było to 55. Oznacza to, iż na każdego emeryta przypada coraz mniej pracujących.

Mediana wieku wzrośnie z obecnych 43,3 lat do ponad 50 lat w 2060 roku. Osoby w wieku 65+ będą stanowić około 32% populacji – dziś to 24%.

Szczególnie dramatyczna sytuacja w szkołach

Problem dotyczy już teraz sektora edukacji. Średnia wieku nauczycieli w Polsce to jedna z najwyższych w Europie – tylko 6% ma mniej niż 30 lat. Za kilka lat szkoły mogą zostać bez kadry.

W Rosji liczba pierwszoklasistów spadła w ciągu dwóch lat o 25%. W Grecji około 5% szkół będzie zamkniętych w roku szkolnym 2025/2026 z powodu kryzysu demograficznego.

W Polsce sytuacja może być podobna. jeżeli obecne tempo się utrzyma, całkowita liczba urodzeń może wynieść w 2025 roku zaledwie około 225 tysięcy dzieci. Dla porównania – jeszcze w 2017 roku było to ponad 400 tysięcy.

Pracodawcy już odczuwają niedobory

Kurczący się rynek pracy oznacza coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników. Już teraz pracodawcy skarżą się na niedobory kadr, szczególnie w branżach wymagających wykwalifikowanych specjalistów.

Problem pogłębia masowa emigracja młodych Polaków. Szacunki wskazują, iż za granicą może przebywać choćby 2-3 miliony Polaków w wieku produkcyjnym. To oznacza, iż rzeczywista liczba dostępnych pracowników pozostało mniejsza.

Mniej pracujących oznacza niższe wpływy do budżetu z podatków dochodowych i składek ZUS. Jednocześnie rosną wydatki na emerytury i służbę zdrowia dla starzejącego się społeczeństwa.

Dlaczego Polacy nie chcą mieć dzieci

Demograf Mateusz Łakomy wskazuje na głębsze przyczyny kryzysu. To nie tylko kwestie ekonomiczne jak wysokie koszty życia czy problemy mieszkaniowe, ale fundamentalne zmiany w relacjach międzyludzkich.

Coraz więcej młodych Polaków rezygnuje z zakładania rodzin w ogóle. Maleje nie tylko liczba dzieci w rodzinach, ale też liczba par żyjących w stałych związkach. Portal Obserwator Gospodarczy określa to mianem „epidemii samotności”.

Średni wiek kobiet w momencie urodzenia pierwszego dziecka wzrósł z 22,7 lat w 1990 roku do 29,1 lat w 2024. Mediana wieku kobiet rodzących dziecko wyniosła 31 lat wobec 26 lat w 1990 roku.

Rządowe programy nie pomagają

Mimo programów typu „Rodzina 800+” czy „Mama 4+” sytuacja się nie poprawia. Eksperci są sceptyczni – choćby kraje o najbardziej hojnej polityce rodzinnej jak Francja czy Szwecja nie osiągają współczynnika dzietności na poziomie 2,1.

Szacuje się, iż w 2024 roku zawarto około 136 tysięcy związków małżeńskich – o około 10 tysięcy mniej niż rok wcześniej. Mniejsza liczba małżeństw to w przyszłości jeszcze mniej urodzeń.

Niektórzy eksperci postulują radykalne zmiany – od zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn po wprowadzenie „podatku od bezdzietności”. Takie rozwiązania budzą jednak kontrowersje społeczne.

Co to oznacza dla Ciebie?

Jeśli masz dziś 30-40 lat, bardzo prawdopodobne, iż twoja emerytura będzie znacznie niższa niż obecnych emerytów. System może nie wytrzymać presji demograficznej i będziesz musiał pracować dłużej lub oszczędzać prywatnie na starość.

Finansowo oznacza to:

  • Niższe emerytury z ZUS – przy mniejszej liczbie płacących składki emerytury będą realnie niższe. Warto już teraz inwestować w III filar emerytalny (IKE, IKZE, PPE).
  • Wyższe składki i podatki – aby utrzymać system, władze mogą podnieść składki ZUS lub wprowadzić nowe podatki na finansowanie emerytur.
  • Problemy ze służbą zdrowia – mniej młodych ludzi będzie finansować opiekę nad coraz liczniejszą grupą seniorów. Kolejki i problemy z dostępem do lekarzy mogą się pogłębić.
  • Zmiany na rynku pracy – jeżeli prowadzisz firmę, przygotuj się na coraz większe problemy ze znalezieniem pracowników. Może to oznaczać wyższe koszty pracy i konieczność inwestycji w automatyzację.
  • Wpływ na rynek nieruchomości – ceny mogą spadać w regionach najbardziej dotkniętych wyludnieniem. Szczególnie dotyczy to małych miast i wsi. Z drugiej strony, atrakcyjne lokalizacje jak Warszawa czy Kraków mogą zyskać.

Praktyczne porady:

Zacznij oszczędzać na emeryturę prywatnie już teraz. Nie licz na to, iż państwo zapewni ci wystarczające świadczenie. Rozważ przeniesienie się do większych miast, które lepiej poradzą sobie z kryzysem demograficznym.

Jeśli masz dzieci, inwestuj w ich edukację – będą należeć do coraz bardziej cennej grupy wykwalifikowanych pracowników. Rozważ też nabycie nieruchomości w lokalizacjach, które mogą zyskać na znaczeniu przy koncentracji ludności.

Czy Polska ma jeszcze szansę?

Demograf Krzysztof Mamiński ostrzega, iż czas się kończy. Kobiety w tej chwili w wieku 20 lat to już ostatnie pokolenie, które teoretycznie może odwrócić negatywny trend – ale musiałyby rodzić średnio po 3-4 dzieci każda.

To mało prawdopodobne biorąc pod uwagę obecne realia społeczne i ekonomiczne. Zmniejszanie się populacji Polski to już proces nie do zatrzymania – można go co najwyżej spowolnić.

Jedynym rozwiązaniem może być masowa imigracja, ale to rodzi inne problemy społeczne i polityczne. Polska musiałaby przyjąć kilka milionów imigrantów, żeby skompensować ubytek naturalny – co wydaje się politycznie niemożliwe.

Alternatywą jest radykalna zmiana modelu gospodarczego – inwestycje w automatyzację, sztuczną inteligencję, robotykę. To może pozwolić utrzymać poziom życia pomimo malejącej populacji, ale wymaga ogromnych nakładów.

Czas na wprowadzenie skutecznych rozwiązań systematycznie się kurczy. Każdy rok zwłoki oznacza, iż odwrócenie negatywnych trendów staje się coraz trudniejsze, a konsekwencje będą odczuwalne przez kolejne pokolenia.

Idź do oryginalnego materiału