Najbliższa osoba
Życie to dziwna sprawa. Czasem idziesz przez nie jak przez mgłę, nie zauważając, jak gwałtownie wszystko się zmienia: dzieci rosną, przyjaciele odchodzą, a ty sam stajesz się starszy. Ale jest jedna stała, która pozostaje niezmienna – moja żona, Jadwiga. Zrozumiałem to nie od razu, ale dopiero po latach, gdy oboje przestaliśmy być tymi młodymi, beztroskimi zakochanymi, jakimi byliśmy kiedyś. Postarzała się, zmieniła, tak jak ja, ale dla mnie wciąż jest centrum mojego świata, moim domem i ostoją.
Z Jadwigą wzięliśmy ślub prawie trzydzieści lat temu. Wtedy byłem pewny, iż wiem, czym jest miłość. Byliśmy młodzi, pełni marzeń i planów. Była taka piękna – z długimi kasztanowymi włosami, iskrą w oczach i uśmiechem, od którego serce mi zamierało. Myślałem, iż nasze życie będzie jak bajka: zbudujemy dom, urodzą się dzieci, będziemy podróżować i cieszyć się każdym dniem. Ale rzeczywistość okazała się trudniejsza. Praca, codzienność, narodziny syna Krzysztofa, potem córki Zosi, problemy finansowe, kłótnie – wszystko to wciągało nas jak wir. Czasem łapałem się na tym, iż zapomniałem, dlaczego w ogóle jesteśmy razem.
Lata mijały, a ja zauważyłem, jak Jadwiga się zmienia. Jej włosy zaczęły siwieć, na twarzy pojawiły się zmarszczki, a sylwetka nie była już taka jak dawniej. Częściej się męczyła, narzekała na zdrowie, a jej śmiech, który tak uwielbiałem, słychać było coraz rzadziej. Przyznaję, ja też nie byłem już tym samym człowiekiem. Włosy mi przerzedły, plecy zaczęły dokuczać, a energia, którą kiedyś miałem, gdzieś uleciała. Oboje staliśmy się inni, i czasem wydawało mi się, iż między nami wyrósł mur. Ale pewnego dnia zrozumiałem: mimo wszystko, Jadwiga to jedyna osoba, bez której nie wyobrażam sobie życia.
To olśnienie przyszło niespodziewanie. Siedzieliśmy na werandzie naszego domu w Poznaniu, piliśmy herbatę i patrzyliśmy, jak zachód maluje niebo na różowo i złoto. Jadwiga opowiadała o sąsiadce, która pokłóciła się z mężem, i nagle zamilkła. Spojrzała na mnie i zapytała: „Kaziu, ty w ogóle słuchasz, co mówię?”. Roześmiałem się, a ona pokręciła głową, ale w jej oczach była czułość. Wtedy nagle dotarło do mnie, iż ten zwykły wieczór, jej głos, jej obecność – to właśnie jest szczęście. Nie wielkie słowa, nie drogie prezenty, tylko to – my we dwoje, razem, mimo wszystko.
Zacząłem przypominać sobie nasze wspólne życie. Jak Jadwiga trzymała mnie za rękę, gdy straciłem pracę i nie wiedziałem, jak utrzymać rodzinę. Jak nocami czuwała przy Krzysztofie, gdy chorował, i jak płakała z radości, gdy Zosia dostała dyplom. Przypomniałem sobie, jak mnie wspierała, gdy umarł mój ojciec, i jak śmialiśmy się z głupich żartów, choćby gdy wszystko szło nie tak. Była przy mnie zawsze – w euforii i w smutku, w młodości i teraz, gdy oboje już nie jesteśmy tacy sami.
Czasem słyszę, jak moi znajomi narzekają na swoje żony. Mówią, iż są „nie te co dawniej”, iż mają dość ich humorów czy marudzenia. Milczę, bo nie chce się sprzeczać, ale w duchu myślę: oni nie rozumieją najważniejszego. Żona to nie tylko osoba, z którą dzielisz dom. To ktoś, kto zna cię lepiej niż ktokolwiek, kto widział cię w najtrudniejszych chwilach i mimo wszystko został. Jadwiga wie, iż chrapię w nocy, iż nie znoszę galarety i iż czasem zamykam się w sobie, gdy jest ciężko. A ja wiem, iż boi się burzy, uwielbia rumianki i zawsze płacze na melodramatach. Nie jesteśmy idealni, ale jesteśmy drużyną.
Teraz, gdy dzieci dorosły i mają własne życie, zostaliśmy z Jadwigą sami. Krzysztof wyjechał do Wrocławia, pracuje jako inżynier, a Zosia wyszła za mąż i niedługo urodzi nam wnuka. Jesteśmy z nich dumni, ale czasem tęsknię za czasami, gdy dom był pełen dziecięcego śmiechu. Jadwiga też tęskni, widzę to po jej oczach. Ale zamiast się smucić, już planuje, jak urządzić pokój dla malucha, i zaczęła robić na drutach maleńkie buciki. Patrzę na nią i myślę: jaka ona jest niesamowita.
Rzadko mówimy o miłości. Może dlatego, iż słowa już nie są tak ważne. Miłość to kiedy rano parzę jej kawę, bo wiem, iż tak lubi zaczynać dzień. To kiedy okrywa mnie kocem, jeżeli zasnę w fotelu. To nasze spacery po parku, gdy milczymy, ale czujemy się blisko. To jej dłoń w mojej, gdy idziemy ulicą, i uśmiech, od którego serce wciąż bije szybciej.
Nie wiem, ile lat nam jeszcze zostało. Życie bywa nieprzewidywalne, więc wolę nie myśleć o tym, co złe. Ale wiem jedno: dopóki Jadwiga jest przy mnie, jestem w domu. To moje ognisko, przystań, najbliższa osoba. I gdybym mógł wrócić do młodości, znów bym ją wybrał – z jej zmarszczkami, siwizną i wszystkim, co czyni ją moją Jadwigą. Bo nie ma nikogo ważniejszego niż ona.