"Najchętniej wyłączyła bym telefon". Mama jest załamana zachowaniem syna na koloniach

gazeta.pl 3 dni temu
Zdjęcie: PeopleImages.com - Yuri A/ shutterstock.com


"Dzwoni i marudzi, jak panienka (przepraszam wszystkie dziewczynki). A ja już mam dość. Najchętniej na te kolejne cztery dni wyłączyła bym telefon, by nie słuchać tego jego jęczenia" - pisze zrezygnowana mama 9-latka,k który pojechał na swoje pierwsze w życiu kolonie.
Decyzja o zapisaniu dziecka na jego pierwsze w życiu kolonie, wiąże się z ogromnym stresem u wielu rodziców. Niektórzy chcieliby ten moment odwlec ile tylko się da, podczas gdy ich dzieci czekają z niecierpliwością. Najtrudniej jest zdecydować, jaki wiek na samodzielny wyjazd na obóz tudzież kolonie jest najlepszy. Brak poczucia kontroli i zaufanie organizatorom wyjazdu bywa niezwykle trudne.
REKLAMA


Mama nie była pewna czy 9 lat to dobry pomysł na samodzielny wyjazd na kolonię. Tata miał inne zdanie
List Beaty, mamy 9-letniego chłopca został opublikowany przez redakcję Mamadu. Kobieta wspólnie z mężem zastanawiała się czy syn jest już gotowy na swój pierwszy samodzielny wyjazd bez rodziców, jednak jego reakcja na ich propozycję uświadomiła im, iż bardzo na to czeka. Mąż uważał, iż trzeba chłopcu na to pozwolić, Beata miała jednak trochę wątpliwości.
"Już chyba od kwietnia rozmawialiśmy z mężem o koloniach, na które chcielibyśmy posłać synka. Bartuś ma 10 lat, jest takim moim słodkim przytulasem. Jedynak to wiadomo, iż rozpieszczony. Wszystko podsuwam mu pod nos, wyręczam tam, gdzie mogę. Patrzę w niego jak w obraz, jestem nadopiekuńcza. Nie jeden raz toczyliśmy o to z mężem bitwę. Słyszałam, iż wyrządzam mu tym krzywdę, iż ciamajda z niego wyrośnie. Próbuję się z tego bycia matką kwoką wyleczyć, ale to nie jest tak, iż przyjdzie mi to z dnia na dzień" - pisze kobieta w liście.


"Najchętniej na kolejne dni wyłączyła bym telefon"
Matczyna miłość i opiekuńczość toczyły walkę ze zdrowym rozsądkiem. Ostatecznie chłopiec kilka dni temu pojechał na swoje pierwsze kolonie nad morze. Nie był zupełnie sam, bo towarzyszył mu przyjaciel. Pierwszego wieczoru w trakcie rozmowy telefonicznej Bartek skakał z radości, dało się wyczuć jego ekscytację. Dziękował, iż rodzice zdecydowali się puścić go na wyjazd. Drugiego dnia humor był nieco gorszy, a kolejnego było już bardzo źle. Wszystko przestało mu się podobać. Najpierw narzekał na pokój, na wąski tapczan i niewygodny materac. Ponoć było twardo i nie mógł się wyspać. Po kilku godzinach zadzwonił, by opowiedzieć mi, jaki to obiad był niesmaczny. Ziemniaczki miały za mało soli, a mięsko za dużo sosu. Kompot też nie spełnił jego oczekiwań. A no i musiał po sobie odnieść talerze (czego też w domu nie został nauczony). I o ile na początku wszystko cierpliwie mu tłumaczyłam i próbowałam przekonać, iż na pewno nie jest źle, to potem przestało mi być już do śmiechu - dodaje kobieta.


Zobacz wideo Triki, które pomogą wam zaoszczędzić pieniądze przy planowaniu wakacji. W te dni kupuj bilety [MAMY CZAS]


Cała ta sytuacja sprawiła, iż kobieta spojrzała na zachowanie syna z zupełnie innej perspektywy. Uświadomiła sobie, iż nie chce wychowywać syna, który sobie nie radzi i stale marudzi. Gdy poprosił o to, by odebrali go wcześniej nie zgodziła się. Rozumie, iż ona sama również zawiniła, ale chciałaby zrobić wszystko, by wychować zaradnego i samodzielnego syna, a nie "małe i bezbronne pisklę". Nie zamierza tym razem ulec.
Idź do oryginalnego materiału