Najfajniejsza szkolna wycieczka mogła być tragedią. Nie zazdroszczę rodzicom uczniów

mamadu.pl 2 tygodni temu
Wycieczki szkolne pod koniec lat 90. i 2000. polegały przede wszystkim na zajęciu najlepszych miejsc na końcu autokaru i wizycie w McDonald's. Jedna z moich klasowych wypraw w podstawówce do dziś spędza sen z powiek moich rodziców. A wszystko przez śnieg i wychowanie w czasach sprzed telefonów.


Wycieczka szkolna w latach 2000.

Jestem typowym milenialsem – wychowana w latach 90. i na początku 2000. Wtedy wkraczałam w nastoletni wiek. Każdy, kto w tym czasie chodził do szkoły, pamięta, iż uczniowie żyli w innych realiach i dziś wspominamy to z nutą nostalgii. Było jakoś tak bardziej spokojnie, beztrosko, swobodnie? A może tylko mi się tak wydaje, bo byłam dzieciakiem. Dziś swoim dzieciom też chcę zapewnić takie dzieciństwo, choć nie chciałabym wychować ich w całkowitej izolacji od technologii.

Kiedyś wszyscy żyliśmy analogowo. Na początku lat 2000. mało który uczeń szkoły podstawowej miał własny telefon komórkowy, z którego mógłby dzwonić czy pisać SMS-y bez ograniczonego limitu. Nie mówiąc już o internecie, komputerach i innych urządzeniach mobilnych, na których można zajrzeć do sieci.

Kiedy więc w 5 klasie szkoły podstawowej wychowawczyni zabrała moją klasę na wycieczkę do Krakowa, większość uczniów, była zachwycona. Zero kontaktu z rodzicami, który pilnują czy umyliśmy zęby albo, czy dziewczyny nie siedzą wieczorem przypadkiem w jednym pokoju, gadając z chłopakami. Nikt nie sprawdzał, na co wydaliśmy pieniądze w małym kiosku, a jak nie było możliwości naładowania telefonu komórkowego, to zostawaliśmy bez niego i nikt nie panikował.

Wyjazd miał trwać 3 dni. Pierwszego dnia wyjechaliśmy spod Warszawy wczesnym rankiem, by trzeciego wrócić na noc do domu. To była końcówka listopada, więc nikogo nie zdziwiło, gdy w Krakowie zaczął padać śnieg. Uczniowie bardzo się z tego faktu ucieszyli, robiąc w każdej możliwej chwili bitwy na śnieżki. Niestety z powodu śnieżycy, która miała miejsce dosłownie chwilę po wyjechaniu z Krakowa w stronę domu, kierowca naszego autokaru był zmuszony stanąć na jakimś przydrożnym parkingu.

Uczniowie utknęli


Siedzieliśmy w pojeździe dłuższy czas, czekając, aż ustanie śnieżna zamieć. Skończyło się rozładowanym akumulatorem w autokarze i jakimiś problemami technicznymi, o których jako uczennica szkoły podstawowej w ogóle nie miałam pojęcia. Większość uczniów nie miała telefonów, a ci, którzy je posiadali, w większości rozładowali, grając na nich w węża i słuchając dzwonków polifonicznych.

Nasza wychowawczyni z jeszcze jedną nauczycielką próbowały zapanować nad autokarem pełnym 5-klasisów, którzy się nudzili, byli śpiący, zmęczeni, a na koniec też zmarznięci. Okazało się, iż niestety drugi autokar, którym moglibyśmy wrócić tego dnia do domu, nie dojedzie, więc jesteśmy zmuszeni wsiąść do komunikacji miejskiej i wrócić na jeszcze jedną noc do pensjonatu. Tym samym przedłużyliśmy naszą wycieczkę o jeszcze jedną noc. Uczniowie byli podekscytowani z tego powodu, ale dziś patrzę na to z perspektywy rodzica i jestem przerażona.

Wychowawczyni nie miała bowiem możliwości poinformowania o zdarzeniu wszystkich rodziców, bo jej też rozładował się telefon. Zadzwoniła do rodziców dopiero po kilku godzinach, gdy dotarliśmy do pensjonatu. Oni czekali pod szkołą w śnieżycy, żeby nas odebrać z wycieczki i dopiero po kilku godzinach większość dowiedziała się, iż ich dzieci wrócą dopiero kolejnego dnia. Przepływ informacji był dużo wolniejszy niż dziś i utrudniony z powodu mniejszej dostępności telefonów.

Oczywiście wszystko skończyło się dobrze, ale stres, jaki przeżyli rodzice uczniów z mojej klasy, musiał być ogromny. Dziś takie sytuacje byłyby niedopuszczalne, bo szybciej można poinformować rodziców, a także sprawniej zorganizować jakiś zamienny środek komunikacji zbiorowej. Aż jako milenials mam chęć na koniec rzec: "Kiedyś to były czasy". Tak całkiem szczerze cieszę się jednak, iż dziś jako rodzic wiele takich zmartwień mnie omija, bo współczesne technologie bardzo ułatwiają rozwiązywanie takich problematycznych sytuacji.

Idź do oryginalnego materiału