Nastolatki na rodzinnym spotkaniu przypominały dzieci-widmo. Dokąd zmierza to pokolenie?

mamadu.pl 5 godzin temu
Rodzinne spotkania są okazją do refleksji o relacjach, ale również do obserwacji m.in. tego, jak inni wychowują swoje dzieci. Przecież, jeżeli jesteśmy z jednej rodziny, wcale nie oznacza to, iż takie same wartości wyznajemy. Zobaczcie, co o wychowaniu swoich nastoletnich bratanic napisała nam Monika.


Spotkanie całej rodziny


"W ostatni weekend byłam na spotkaniu rodzinnym z okazji rocznicy ślubu moich rodziców. To był okrągły jubileusz, więc razem z rodzeństwem postanowiliśmy zorganizować dla mamy i taty uroczysty obiad, na którym będzie cała nasza najbliższa rodzina. Mam 4 rodzeństwa i oprócz jednej siostry wszyscy mamy małżonków i dzieci, więc impreza wcale nie należała do najmniejszych" – zaczyna swój list Monika.

"Sumie było nas prawie 30 osób, więc nie miałam okazji ze wszystkimi dłużej porozmawiać. Chciałam podzielić się pewną obserwacją dotyczącą dzisiejszych nastolatek – a przynajmniej tych, które były obecne na tym obiedzie. Sama mam małe dzieci: syn chodzi do przedszkola, a córka do żłobka, więc ciężko mi coś powiedzieć z perspektywy rodzica, który wychowuje nastoletnie dziecko. Chodzi jednak o to, iż na spotkaniu były 3 dziewczyny, córki moich braci, których zachowanie wprawiło mnie w osłupienie".

Nastolatki przy stole


Kobieta opowiada o zachowaniu swoich bratanic: "Dwie z tych dziewczyn mają 13 lat, a jedna 15 i wydawałoby się, iż jeżeli są kuzynkami, które jakiś czas się nie widziały, będą miały wiele tematów do rozmów. Ta starsza zaczęła teraz liceum, wyobrażam sobie, iż dziewczyny mogłyby się dzielić doświadczeniami, opowieściami o szkolnych realiach, nowych znajomych i wielu innych rzeczach.

Pamiętam, jak miałam tyle lat: nigdy z koleżankami i kuzynkami nie mogłyśmy się nagadać i prędzej kończyły się imprezy, na których się spotykałyśmy niż nasze tematy do obgadania. Teraz patrzyłam na te 3 dziewczyny i oczom nie dowierzałam. Siedziały w restauracji przy stole i nie zamieniły ze sobą chyba choćby jednego zdania.

Kiedy wszyscy zajęli się rozmowami i jedzeniem, one jak na rozkaz wyciągnęły pod stołami telefony i spędziły prawie 2 godziny, scrollując ekrany. Jasne, odpowiadały na pytania zadane im przy stole, ale żadna z rozmów nie była zainicjowana przez nie. A kiedy były już o coś pytane, odpowiadały tak, by jak najszybciej zakończyć konwersację i wrócić do telefonów".

Nawet spacer nie pomógł


"Matka dwóch tych dziewczyn (sióstr), moja szwagierka, zwróciła im uwagę, iż jest tak ładnie i mogłyby pójść sobie razem na spacer na terenie ogrodu restauracji. Nastolatki tylko wzruszyły ramionami i po dłuższej chwili faktycznie wyszły. Byłam pewna, iż raczej tylko dlatego, żeby nikt się ich nie czepiał, iż gapią się ciągle w ekrany.

Niewiele się pomyliłam, bo kiedy wyszłam z córką w wózku, żeby ją uśpić, zobaczyłam, iż nastolatki siedzą nieopodal restauracji na ławce i przez cały czas choćby ze sobą nie rozmawiają: każda znowu była wgapiona w ekran. Już rozumiem te wszystkie teksty o dzieciach-widmo, które nie zamieniają choćby zdania z rodzicami czy rówieśnikami. Te dziewczynki były na to idealnym przykładem.

Dla mnie najbardziej przerażające było to, iż w tych telefonach było dla nich dużo ciekawszych treści niż to, co mogą im powiedzieć żywi ludzie dookoła nich. Na przykład rodzina, z którą dawno się nie widziały i mogłyby porozmawiać na miliony różnych tematów. Myślę, iż jak tak dalej pójdzie, kolejne pokolenia w ogóle zatracą umiejętność prowadzenia rozmów w realnym życiu" – pisze w swojej wiadomości Monika.

Idź do oryginalnego materiału