Nasza tajna historia już ma 15 lat.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Przy naszej sekretnej historii minęło już 15 lat. Opowiem ją, ponieważ mąż już wie, więc mogę.

Przed porodem przez 26 dni leżałam na oddziale podtrzymującym – to były wakacje przed bezsennymi nocami. Razem ze mną na sali leżała Kasia – 21 lat, urocza, z przeciętnej rodziny, mieszka z rodzicami, dziecko było nieplanowane, ojciec nie był zadowolony i nie zamierzał się żenić – zwyczajna sytuacja, ale ona nie traktowała jej jako katastrofę i nie rozmawiałyśmy o tym. Wspomniała tylko raz, iż jej mama chciałaby wnuczkę, a tacie wszystko jedno, kogo nauczyć jeździć na rowerze. Dużo rozmawiałyśmy, zaprzyjaźniłyśmy się, wspólnie zajadałyśmy smakołyki.

Pewnego ranka podczas badania lekarz zapytał ją:
– Nie zmieniłaś zdania?
– Nie, – odpowiedziała stanowczo.
– Pielęgniarka przyniesie formularz. Zgodnie z prawem masz sześć miesięcy, żeby zmienić decyzję.
Pomyślalam o czymś, ale bałam się zapytać. Przed obiadem pielęgniarka przyniosła dokumenty, a Kasia je wypełniła. Moje myśli rozsadzały już głowę i nie mogłam dłużej milczeć:
– Co to jest?
– Zrzeczenie się.
– Dlaczego!? Przecież urośniesz, rodzice pomogą, jesteś młoda, silna. Co ty wyprawiasz!?
– Jeszcze urodzę! A teraz nie jest czas, nie jest mi potrzebne!

Wiesz, odpowiedź była chłodna…, nie było w niej smutku, żalu do dziecka, nie było łez, choćby nie odwróciła ode mnie wzroku, a ja patrzyłam i czekałam, aż zapłacze – wtedy ją przekonam! A ona nie płakała.
Nie spacerowałyśmy więcej razem, prawie nie rozmawiałyśmy.
A ja zaczęłam marzyć, jak zabrałabym tego maluszka do siebie. Po pierwszej nocy rozmyślań, nie wiedząc, co działo się z jej dokumentami, rano poszłam do mojego lekarza. Opowiedziałam, jak jest, i poszliśmy do ordynatora oddziału położniczego. Tam opowiedziałam wszystko. Poszliśmy do głównego lekarza. Dopiero tam powiedziałam:

– Czy można załatwić to tak, jakbym to ja go urodziła, a ona… choćby nie rodziła. Nie wiem jak, ale tak, aby był całkowicie mój? Żeby mężowi i rodzinie nie tłumaczyć, po prostu – urodziłam bliźniaki i tyle! Miałam ogromną wielowodzie i ten pomysł wydał mi się świetny.
Lekarze otworzyli usta ze zdziwienia. Główny lekarz przewrócił oczami.
– Coś ty, kochana! Toż to niezgodne z prawem! Chcesz, żebym przez ciebie poszedł do sądu?…

– No jaka to różnica?! Wymyślcie coś! Proszę! choćby jeżeli urodzimy w różne dni, wpiszcie razem z moimi porodami! Albo sprzedacie go komuś? – to było zupełnie nie na miejscu, obrażeni medycy wyprowadzili mnie.
Tej nocy Kasia urodziła. Byłam rozczarowana, ale w sercu miałam nadzieję, iż Bóg przygotował temu dziecku dobry los. Nie pozwalałam sobie o tym intensywnie myśleć, żeby nie doprowadzić się do łez i uspokajałam głaszcząc swoje ogromne brzucho.
Następnego wieczora zaczęły się moje skurcze. Poród był trudny. O 6:55 zostałam mamą Julki.

Zaraz po porodzie, kiedy jeszcze dochodziłam do siebie, podszedł do mnie główny lekarz:
– Nie zmieniłaś zdania?
Nie od razu zrozumiałam, o co pyta. Kiedy zrozumiałam, energicznie pokręciłam głową:
– Nie! Nie! Nie zmieniłam!
Tak oto urodziłam bliźniaki – Daniela i Julię. Daniel ssał jak odkurzacz, a Julia była strasznie leniwa, ale przybierała na wadze.

Spytałam głównego lekarza, jak mogę pomóc oddziałowi. Zanotował listę i powiedział:
– Im więcej, tym lepiej, tego zawsze brakuje.
Mężowi przez telefon nie mówiłam o bliźniakach. Poprosiłam, żeby do nas przyjechał. Gdy to zobaczył, nie iż osłupiał… – usiadł na krześle i poprosił o wodę, wypił i zapytał:
– To a USG… Hm, co teraz USG… to…, już nadałaś imiona?
– A jak chcesz?
– No mieliśmy Julka, a teraz…, – nagle wstał i się uśmiechnął, jakby coś sobie przypomniał, – Dajmy jak mojego dziadka – Daniel?
Oczywiście, dajmy. Płakałam, a on myślał, iż ze szczęścia. Tak, zarówno ze szczęścia, jak i ze świadomości, co robię, iż okłamuję go, iż wszystkich okłamię za 2 dni, było to straszne.

Nie mam pojęcia, jak to zorganizowali, ale cały czas mieliśmy wszystko od początku prawidłowo przyznane – od opasek po wypis ze szpitala.
21 kwietnia moim dzieciom minęło 15 lat. Pojechaliśmy na ryby, aby to uczcić. Danielowi dali spinning z kołowrotkiem, Julce rower górski. Tam postanowiłam, iż opowiem mężowi, ale trzeźwa nie mogę – boję się reakcji, a po alkoholu nie jest to takie straszne. W drodze powrotnej w sklepie wzięłam 2 butelki mocniejszego wina. Na zaskoczenie męża odpowiedziałam “No przecież to święto”. Dzieci poszły późno spać, a ja nakryłam do stołu na kuchni, aby kontynuować świętowanie. Kiedy na dnie drugiej butelki zostało niewiele, opowiedziałam wszystko. Igor słuchał, a potem powiedział:

– Nie wierzę.
– Na krzyż! – krzywy pijany krzyż, koszmar!
Następnego wieczora zapytał:
– To prawda?
– Tak, – teraz nie byłam taka odważna, głowa wisiała niżej ramion.
Długo rozmawialiśmy, ja płakałam. Kamień spadł mi z serca, mąż mnie zrozumiał.

– No ty… jesteś! Daniel, Julia, chodźcie tutaj! – dzieci podeszły, a ja zastygłam. – Wasza mama jest silną i mądrą kobietą! Uważajcie z nią, uśmiechnął się życzliwie.

Idź do oryginalnego materiału