Jeden gest i miejski skwer zmienia się w pole bitwy – o pamięć, wartości, interpretacje przeszłości i o to, czy pomniki traktujemy jako symbole historyczne, czy polityczne. Najwyższy wyrok w Polsce za znieważenie pomnika to cztery miesiące więzienia w zawieszeniu. Ale dziś toczą się sprawy, gdzie w sprawach z w których oskarżonym, za zniszczenie lub uszkodzenie zabytku grozi choćby osiem lat i gigantyczne odszkodowania. Bo pomnik – wbrew pozorom – to nie dzieło z kamienia, pomnik to wytwór emocji.
Burza w Parku Jordana
Jako adwokat stanąłem kiedyś w samym środku takiej burzy. Prowadziłem sprawę mężczyzny oskarżonego o plucie na popiersia żołnierzy polskiego podziemia, tzw. „żołnierzy wyklętych”: Zygmunta Szendzielorza „Łupaszki” oraz Józefa Franczaka „Lalka” – w krakowskim Parku Jordana.
I chociaż zdarzenie było przedstawione jako forma szeroko pojętej, w tym przypadku choćby bardzo, swobody wypowiedzi wyrażonej w art. 10 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, to gest ten został zakwalifikowany jako znieważanie pomników, to jest przestępstwo opisane w art. 261 kodeksu karnego zagrożone karą grzywny lub ograniczenia wolności.
W internecie zawrzało. Głos zabrali historycy oraz użytkownicy sieci, przedstawiali interpretacje historii i postaci z przeszłości.
Bo czy można traktować to na równi z oblaniem farbą pomnika Jana Pawła II w Łodzi. Tamten czyn sąd uznał nie tylko za znieważenie pomnika, ale i obrazę uczuć religijnych. Albo – jak w toczącej się w tej chwili sprawie aktywistów Ostatniego Pokolenia – do oblania farbą warszawskiej Syrenki. Tu zarzuty są jeszcze cięższe: niszczenie zabytku. Wyobraźnia sięgnąć można dalej. W 2016 roku Międzynarodowy Trybunał Karny skazał Ahmada Al Faqi Al Mahdiego, powiązanego z Al-Kaidą, na dziewięć lat więzienia za kierowanie niszczeniem mauzoleów w Timbuktu. Dziewięć lat – za atak na pomniki wpisane na listę UNESCO.
Zamach na symbole?
A co z moim klientem? Sąd I instancji skazał go na prace społeczne. Po apelacji – udało się doprowadzić do odstąpienia od wymierzenia kary. Sąd uznał, iż społeczna szkodliwość czynu była znikoma. Nie jestem zwolennikiem zachowań takich jak plucie. Ale w państwie prawa nie karze się ludzi za łamanie savoir-vivre’u. Plucie nie jest ani godne, ani eleganckie. Ale nie jest też niszczeniem pomnika. Ktoś w tym momencie się oburzy: „Pomnik to przecież symbol!”. Oczywiście. Problem zaczyna się, gdy spieramy się o to, co symbolizuje. W Gdańsku obalono pomnik ks. Henryka Jankowskiego. Sędzia, uniewinniając sprawców, powiedziała wprost: „Wykorzystali pomnik jako symbol swojej walki z pedofilią w Kościele”. Nie chodziło o zniszczenie mienia, ale o desperacki krzyk, który miał zostać usłyszany. Europejski Trybunał Praw Człowieka też nieraz stawał po stronie manifestujących. W jednej z głośnych spraw bułgarski polityk włożył na głowę pomnika czapkę Mikołaja. Lokalny sąd skazał go za chuligaństwo. Trybunał uznał, iż to nie wandalizm, a symboliczny protest. W Polsce podobnie oceniono akcje z koszulkami „Konstytucja” na pomnikach czy tęczową flagą na Smoku Wawelskim. Nie uznano ich za znieważenie. choćby w sprawie tęczowej flagi zawieszonej na krzyżu na Giewoncie sąd orzekł, iż zachowanie było „niewłaściwe”, ale nie było profanacją.
Kiedy protest zamienia się w ignorancję
Są jednak sytuacje, które przekraczają granicę. Kilka lat temu ktoś sprayem wypisał litery „BLM” na pomniku Tadeusza Kościuszki – w Warszawie i w Waszyngtonie. Oburzyli się wszyscy, także ci, którzy popierali ruch Black Lives Matter. Bo Kościuszko był jednym z nielicznych ludzi XVIII wieku, którzy otwarcie sprzeciwiali się niewolnictwu i walczyli o prawa czarnoskórych. Zniszczenie jego pomnika było ciosem w pamięć człowieka, który w tamtych czasach robił to, o co dziś apeluje BLM.
Podobny los spotkał Woltera w Paryżu – i to też było absurdem, bo trudno go wiązać z kolonializmem.
Chodzi o coś więcej niż pomniki
Obalanie pomników ma tak samo głęboki wymiar symboliczny jak ich stawianie. To nie tylko kawałek spiżu czy granitu – to symboliczne ilustracje i opowieści o zdarzeniach i gloryfikowanych bohaterach. Zgromadzenie się pod pomnikiem w geście sprzeciwu ma równie długą tradycję jak stawianie kolejnych monumentów, które te zgromadzenia upamiętniają. Ale w tej całej debacie łatwo zgubić coś ważniejszego. Bo gdy emocje biorą górę, tracimy racjonalizm. A on powinien być naszym przewodnikiem. Pomnik można postawić albo zburzyć. Można go opluć, oblać farbą, obwiesić flagami. Ale najgorsze, jeżeli w tej wojnie symboli zgubimy zdrowy rozsądek. Historię często piszą politycy, wyroki wydają sędziowie, którzy zamiast społecznych emocji kierują się własnym rozumem i niezawisłością, tak jak w niniejszej sprawie.
Wojciech Nartowski – absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego,stypendysta uniwersytetów: Katholieke Universtiteit Leuven w Belgii, Universite Paris X Nanterre we Francji, ST Catherines College, Oxford w Wielkiej Brytanii, autor kilkunastu publikacji i artykułów w prasie, partner w Kancelarii Nartowski Trojanowska Adwokaci Spółka Partnerska https://adwokaci-nt.pl/