Nauczyciel powiedział wprost: "Te dzieci to zupełnie nowy gatunek. Widać to na przerwach

mamadu.pl 3 tygodni temu
"Jestem nauczycielem i muszę to powiedzieć wprost – rośnie nam zupełnie nowy gatunek dzieci. Mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy żyją w rzeczywistości, której my, starsi, po prostu nie rozumiemy. Szkoła, tradycyjne zabawy, spotkania – to coś, co nie pasuje do ich świata" – napisał do nas nauczyciel z Warszawy, Piotr.


Współczesne dzieci – co się z nimi stało? A może to z nami "coś nie tak"?


"Z każdym rokiem coraz bardziej przekonuję się, iż nasze dzieci to zupełnie nowy gatunek uczniów. Są jakby z innej rzeczywistości, jakby przeszły przez portal do innego wymiaru, gdzie rzeczy, które dla nas były szczytem atrakcji, teraz są zwyczajnym obciachem. Kiedyś na szkolnych imprezach bawiły się całe klasy, tańczyliśmy w kółku przy najnowszych hitach, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.

Dziś… no cóż, dzisiejsze dzieci przeważnie siedzą na podłodze, zapatrzone w swoje telefony, czasem odburkują coś pod nosem, jakby nic ich nie interesowało. A jeżeli już uda się je zmusić do jakiejkolwiek interakcji, zwykle robią to, bo po prostu muszą. I to chyba wcale nie jest kwestia wychowania, bo my też mamy swoje standardy. One po prostu żyją w zupełnie innych realiach. Pełni zblazowania i poczucia, iż wszystko już było i nie da ich się niczym zaskoczyć.

Gdzie się podziały wspólne zabawy?


Pamiętam, jak kiedyś w czasie przerwy na szkolnym podwórku wszyscy byliśmy w ruchu: gra w piłkę, zabawy w klasy, skakanka, coś, co nas łączyło, angażowało. A dziś? Dzieciaki siedzą w kręgach, każdy z nosem w telefonie. I nie chodzi tu o to, iż coś przeglądają czy uczą się – oni po prostu klikają w bezsensowne filmy, robią sobie zdjęcia na Instagram, wrzucają stories, które i tak za chwilę znikną. Nie interesują ich rozmowy o tym, co się dzieje w klasie, na przerwie, nie chcą brać udziału w zabawach, które dla nas były czymś wyjątkowym.

Imprezy szkolne? Przecież to zwykły obciach


Kiedyś szkolne imprezy były wydarzeniem, na które czekało się miesiącami. Wszyscy rozmawiali, przygotowywali się, dzielili na grupy taneczne, ustalali, kto będzie prowadził konkursy, kto załatwi muzykę. Dzieciaki były podekscytowane, bo to była okazja, by spotkać się w innym kontekście niż szkoła. A teraz? Dzieciaki patrzą na to jak na przestarzałą tradycję, której nie rozumieją. Jakby w ogóle nie potrafiły docenić wartości wspólnego przeżywania takich chwil. Próbuję je przekonać, mówiąc, iż takie momenty się nie powtórzą, iż to okazja, by się zintegrować, pobawić. Na co odpowiadają? Zwykle to tylko wzruszenie ramionami i 'Nie chce mi się' – jakby całe to szkolne życie już im po prostu nie wystarczało.

To nie lenistwo, to inne priorytety


Kiedyś, po lekcjach, niektórzy z nas potrafili długo rozmawiać o tym, co działo się w szkole, dzieliliśmy się swoimi przeżyciami, wspólnie spędzaliśmy czas. Teraz? Dzieciaki nie chcą rozmawiać, a jeżeli już, to tylko o tym, co się wydarzyło na ich ulubionych streamach na YouTube. Interesują je vlogi i podcasty, a ich największą pasją jest śledzenie ulubionych influencerów. Czasem siedzą w kółku, w kapturach na głowie, patrząc się w ekran, odburkują coś od czasu do czasu, ale rozmowy są raczej... płytkie. Prawdziwa integracja? To raczej rozmowy na Messengerze, na temat tego, jaką grę zagrać razem, niż spotkania twarzą w twarz.

Po co rozmawiać na żywo, skoro można to zrobić online? Wiem, iż dla nich to normalne, iż zamiast tłumaczyć się na lekcji, wyślą wiadomość na WhatsAppie, a na przerwie nie ma już potrzeby szukać kogoś do rozmowy – wystarczy przejść przez Insta i zobaczyć, co

robią znajomi. Po lekcjach? Żadnych spotkań na podwórku, żadnych wypadów do kina. Wszystko odbywa się przez telefon.

Oczywiście, trzeba przyznać, iż te dzieci są w pełni dostosowane do tego, co się dzieje w dzisiejszym świecie. Mają dostęp do wszystkiego w jednym kliknięciu – internetu, gier, mediów społecznościowych. W tym nowoczesnym świecie ich potrzeby i pasje wyglądają zupełnie inaczej niż nasze. Ich sposób życia nie jest zły, jest po prostu inny. Jednak

nie sposób nie zauważyć, iż trudno im zaadaptować się do tradycyjnych form integracji, które dla nas były podstawą – jak wspólne wyjścia, zabawy, spotkania na przerwach.

Dzieciaki, które siedzą na podłodze w obszernych ciuchach, zapatrzone w ekran telefonu, zdają się być zamknięte w swojej bańce. Czy to oznacza, iż całkowicie odleciały do innego wymiaru? To pytanie, na które nie znamy jeszcze odpowiedzi. Jedno jest pewne: dla współczesnych dzieci szkoła, imprezy czy wycieczki to już tylko relikt przeszłości".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału