REKLAMA
"Roszczeniowość rodziny i opiekunów prawnych to norma, telefony w godzinach nocnych lub porannych na prywatny numer też jest to codzienność. Mam obowiązek odbierać i udzielać informacji, do tego mejle od instytucji, wiadomości SMS itd. Jest tego tyle, iż zbyt często odbija się to na życiu prywatnym" - zaznacza pan Piotr (imię zmienione), autor listu do naszej redakcji i nauczyciel.
Zobacz wideo
Marcin Józefaciuk: Nauczyciele nie tylko chcą pieniędzy, oni chcą godnych warunków pracy
Dzień z życia nauczyciela-wychowawcy. "Wszystko w naszych rękach"Do zadań młodzieżowego ośrodka socjoterapii należy eliminowanie przejawów zaburzeń zachowania oraz przygotowanie wychowanków do samodzielnego i odpowiedzialnego życia po opuszczeniu ośrodka zgodnego z obowiązującymi normami społecznymi i prawnymi. Oczywiście wszystkie te cele spoczywają na barkach nauczycieli-wychowawców. To nie koniec, bo tu również ważne są te, chciałoby się powiedzieć, zwykłe sprawy."Organizacja akademii, konkursów, szukanie sponsorów na nagrody lub wyjście do kina, muzeum - wszystko w naszych rękach" - wyjaśnia pan Piotr, który przyznaje, iż ciąży na nim bardzo duża odpowiedzialność, zupełnie nieadekwatna do otrzymywanego wynagrodzenia. Przykład? "Nasi wychowankowie muszą brać leki psychotropowe, które mam im podać wedle zaleceń z recepty, ale bez przeszkolenia medycznego. W takich momentach zastanawiam się, co będzie, gdy wychowanek źle zareaguje na lek" - dodaje. A jak wygląda sama sprawa z wynagrodzeniem? "Mój stopień awansu to mianowanie, więc pensja wynosi 5310 zł brutto. Do tego dochodzi dodatek za wysługę lat i dodatek motywacyjny, który jest bardzo mały" - wylicza nasz czytelnik. "Za te pieniądze ciężko jest żyć na poziomie średnim, o szacunku nie wspomnę" - pisze w gorzkich słowach.
Nauczyciele bez wsparcia. "Nawet papier toaletowy sam kupuje"Nauczyciele z ośrodków terapeutycznych, do których trafiają uczniowie z problemami, czują się pozostawieni z problemem. Nie rozumieją, dlaczego są zmuszani, by z pokorą wysłuchiwać inwektyw i pretensji - zaczynając od przełożonych, po różnego rodzaju instytucje, a kończąc na rodzicach i opiekunach prawnych swoich wychowanków. Chcą pracować z dziećmi i młodzieżą, a nie walczyć z bezdusznym systemem, który pomija ich praktycznie przy każdej nadarzającej się okazji. Wspomina również o tym autor listu.Organ prowadzący tj. Starostwo Powiatowe kompletnie nie wspiera placówki, choćby nie ma ochoty na rozmowę i negocjacje w kwestii poprawy warunków pracy np. poprzez zakup laptopa, na którym mógłbym pracować. Korzystam ze swojego sprzętu, bo na bon rządowy nie łapią się pracownicy na moim stanowisku- tłumaczy mężczyzna. Brak sprzętu to niejedyna bolączka. - Szkolenia muszę sobie sam organizować, bo dyrekcja nie ma pieniędzy. Ciągła praca z trudną młodzieżą w nieustannym napięciu powoduje stres, wypalenie, na które nikt nie zwraca uwagi. Nami się nikt nie interesuje. choćby papier toaletowy, kawę, herbatę czy wodę muszę kupić sobie sam - kwituje ostro pan Piotr. A Ty? Co sądzisz o przedstawionej sprawie? Chcesz podzielić się swoją historią/doświadczeniem? A może masz inne zdanie? Zapraszam do kontaktu: anita.skotarczak@grupagazeta.pl.











