Gdzie była nauczycielka?
"Mój syn ma dziesięć lat, chodzi do szkoły podstawowej, jest żywym, wesołym chłopcem, który lubi biegać i wszędzie go pełno. Kilka dni temu wrócił ze szkoły z guzem na czole. Kiedy zapytałam, co się stało, powiedział, iż zderzył się z kolegą na przerwie. Gdy zapytałam, czy ktoś z nauczycieli był w pobliżu, odpowiedział spokojnie: 'Nie, pani jadła kanapkę i cały czas patrzyła w okno'.
Nie wyczułam w jego głosie pretensji – po prostu opisał, jak było. I być może rzeczywiście to była jednorazowa sytuacja. Każdy ma prawo zjeść, odpocząć, złapać chwilę oddechu. Wiem, iż nauczyciele mają napięty grafik, mnóstwo obowiązków, nieustanny hałas i presję.
Ale ta sytuacja dała mi do myślenia. Bo przerwy – szczególnie dla młodszych dzieci – to momenty pełne emocji i energii. Wtedy najczęściej zdarzają się przypadkowe zderzenia, kłótnie, ktoś się potknie, ktoś się rozpędzi za bardzo. Wystarczy sekunda, by coś poszło nie tak. I właśnie w takich chwilach ważna jest obecność dorosłych. Nie po to, żeby stale upominać i kontrolować, ale żeby być, tak na wszelki wypadek.
Nie chodzi mi o robienie afery z guza. W końcu takie rzeczy się zdarzają, dzieci się bawią, biegają, czasem ktoś kogoś popchnie, czasem się zderzą. Ale mam poczucie, iż coraz częściej te 'zwykłe' sytuacje są lekko bagatelizowane. A przecież dzieci, choćby jeżeli tego nie mówią, czują się bezpieczniej, gdy ktoś dorosły jest w pobliżu.
Wierzę, iż nauczyciele chcą dobrze i iż to, co się wydarzyło, nie było wynikiem złej woli czy lenistwa. Może to było zmęczenie, może chwila nieuwagi. Ale tak sobie myślę, iż czasem warto spojrzeć na przerwę w szkole oczami dziecka – które potrzebuje nie tylko swobody, ale też poczucia, iż ktoś nad nim czuwa".