Nauczyciele o szkolnych wycieczkach: „kilkadziesiąt godzin ciągłego stresu”. Czy władza zacznie za nie płacić?

news.5v.pl 17 godzin temu
  • Słynne już orzeczenie odnosi się do sprawy anglistki, której liceum z Gryfic nie chciało zapłacić za koordynowanie wymiany zagranicznej uczniów. Ale Sąd Najwyższy zauważa w swoim wyroku także nauczycieli, nieotrzymujących odpowiedniego wynagrodzenia za szkolne wycieczki
  • – Kilkadziesiąt godzin ciągłego stresu, czy któryś z uczniów samowolnie nie przeszedł się do sąsiedniej miejscowości, iż kogoś bardzo rozbolał ząb, iż ty chcesz spać, a oni akurat o pierwszej w nocy postanowili zagrać sobie w siatkówkę – wspomina wycieczki w roli opiekunki Jola z Kujawsko-Pomorskiego. – A tu nagle widzisz, jak przed jednym z domków leży na trawie dziewczyna i w ogóle się nie rusza
  • – My lubimy sobie ponarzekać albo pośmiać się z tych wycieczek, ale prawda jest taka, że, jak Przemysław Czarnek zrobił program „Poznaj Polskę”, dotujący wyjazdy dla uczniów pieniędzmi z ministerstwa, to rzucaliśmy wszystko, aby jak najszybciej wypełniać wnioski na te wyprawy „czarnkowe” – zauważa Tomasz, nauczyciel z Łodzi
  • Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

Nauczyciele, wracający do szkół po feriach zimowych, są „rozgrzani” najnowszym wyrokiem Sądu Najwyższego. W minioną środę zakończył on 14-letnią batalię prawną anglistki z Gryfic na Pomorzu Zachodnim. Sędziowie uznali, iż liceum w tym mieście, dawne miejsce pracy anglistki, musi jej zapłacić 18,5 tys. zaległej pensji (z odsetkami prawie 32 tys. zł). To wynagrodzenie za koordynowanie wymiany zagranicznej uczniów z gryfickiego ogólniaka.

Sąd Najwyższy: podczas wycieczek „niewątpliwie nauczyciel wykonuje pracę”

Upraszczając spór prawny z Gryfic: liceum nie chciało uznać koordynowania wymiany za nadgodziny – ponad tygodniowy czas pracy nauczyciela, wynoszący 40 godzin. W ramach tego czasu (zgodnie z Kartą nauczyciela) zwykle 18 godzin to tzw. pensum, spędzane „pod tablicą”. A pozostałe pracownik szkoły powinien spędzać na innych obowiązkach: na przygotowaniach do lekcji, na sprawdzaniu klasówek, czy na zebraniach z rodzicami.

Jednak anglistka z Gryfic wyliczyła, iż koordynowanie wymiany zdecydowanie wykraczało poza 40-godzinny tydzień pracy. I dlatego, po odmowie wypłaty pensji za nadgodziny, nauczycielka zwróciła się do sądu.

Najnowsze orzeczenie „rozgrzewa” środowisko, bo Sąd Najwyższy bardzo szeroko opisał problem (zaznaczmy, iż nie obejmuje on nadgodzin spędzanych pod tablicą – za lekcje ponad tzw. pensum nauczyciele dostają należne pieniądze).

„Do czynności wychowawczych i opiekuńczych nie są zaliczane choćby wycieczki z uczniami, w czasie których niewątpliwie nauczyciel wykonuje pracę, choć praca ta nie jest traktowana jako ponadwymiarowa, a niekiedy, choćby jednodniowe wycieczki mogą spowodować przekroczenie 40-godzinnej tygodniowej normy czasu pracy” – stwierdzili sędziowie w słynnym wyroku.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Zaraz po orzeczeniu Kacper Lawera, szef Departamentu Komunikacji w Ministerstwie Edukacji Narodowej oświadczył (cytowany przez PAP), iż resort przeanalizuje wyrok i „zdecyduje o ewentualnych zmianach przepisów ustawowych”. A nauczyciele z całej batalii wyciągnęli głównie jeden wniosek: wreszcie będą płacić za wycieczki.

Dyrektor liceum: wycieczki będą krótsze niż obecnie. O ile w ogóle będą

Entuzjazm studzi nieco Wojciech Ulatowski, dyrektor XLVII Liceum Ogólnokształcącego w Łodzi.

– Spodziewam się, iż skończy się na wskazaniach z organów prowadzących , aby z planowanymi wycieczkami nie wykraczać poza 40-godzinny czas pracy nauczyciela w tygodniu – przewiduje Ulatowski. – To oczywiście sprawi, iż wycieczki będą krótsze niż obecnie. O ile w ogóle będą, bo przecież, jeżeli zaczniemy dokładnie liczyć, choćby wyjazd jednodniowy zabiera połowę czasu w tygodniu, który nauczyciel ma spędzać między innymi na przygotowaniach do lekcji czy sprawdzaniu klasówek.

Dyrektor z Łodzi zastanawia się, czy resort edukacji zaproponuje teraz samorządom jakieś specjalne programy na opłacanie nauczycielom „wycieczkowych” nadgodzin. – Ale raczej w to wątpię – kończy.

Znany polonista o wycieczkach: tak się zaczyna wypalenie zawodowe

Dariusz Chętkowski, uczący polskiego i etyki w XXI LO oraz I LO w Łodzi (a także autor popularnego „BelferBloga”), również spodziewa się skrócenia wymiaru wycieczek, ale – jak twierdzi – może to wyjść na dobre, zwłaszcza nauczycielom na początku kariery.

– Bo z młodymi w naszym zawodzie często jest tak, iż bardzo angażują się w budowanie dobrych kontaktów z młodzieżą. I jeżdżą z nią na jedną, drugą, trzecią wycieczkę, czasem są to wypady w głęboki las choćby na tydzień. A potem taki początkujący nauczyciel dowiaduje się, iż były jakieś pretensje, najczęściej od rodziców, co do przebiegu wyprawy. I on sobie myśli: „ja w tym lesie przy młodzieży siedzę, grosza za to nie dostaję i jeszcze mnie krytykują”. I tak się zaczyna wypalenie zawodowe – mówi Chętkowski.

Nauczycielka w zepsutym autokarze odbiera telefony rodziców: pytają, dlaczego nie jesteśmy jeszcze w Berlinie

Z przykładem „pretensji” zetknął się autor tego artykułu, towarzysząc (w poprzedniej dekadzie) grupie reprezentującej jeden z łódzkich ogólniaków. Licealiści jechali autokarem, aby zapoznać się z działaniem Parlamentu Europejskiego. Wyprawę relacjonowały lokalne media, ponieważ była ona nagrodą dla szkoły za triumf w prestiżowym konkursie o Unii Europejskiej – zatem to wspólnota sfinansowała wycieczkę jej uczestnikom. Niestety, autokar z licealistami „rozkraczył się” tuż przed granicą polsko-niemiecką.

– Już na nas podkablowali i już ich rodzice wydzwaniają – narzekała nauczycielka, która koordynowała wyprawę, gdy od awarii minął dopiero niecały kwadrans. – Ci rodzice pytają, dlaczego nie jesteśmy jeszcze w Berlinie, bo przecież dodatkowo mamy tam na dzisiaj zaplanowane zwiedzanie muzeów i nocleg przed wyruszeniem do głównego celu.

Najwyraźniej rodzice uczniów przejmowali się realizacją programu mocniej niż młodzież, która podczas odbierania telefonów przez nauczycielkę robiła zapasy piwa na pobliskiej stacji benzynowej (korzystając z dowodów pełnoletnich w grupie).

Opiekunka wspomina: kilkadziesiąt godzin ciągłego stresu

Bo rodzice oczekują, iż na takiej wyprawie nauczyciel wcieli się w każdego, choćby w mechanika autokarowego. A także w stróża, pielęgniarkę, psychologa… – wylicza Jola, była już nauczycielka z woj. kujawsko-pomorskiego. Z wycieczek, w których uczestniczyła jako opiekunka, najbardziej zapamiętała trzydniowy wypad z grupą nastolatków do ośrodka w terenie zielonym, z młodzieżą porozmieszczaną w wypoczynkowych domkach.

– To było kilkadziesiąt godzin ciągłego stresu, czy któryś z uczniów samowolnie nie przeszedł się do sąsiedniej miejscowości, iż kogoś bardzo rozbolał ząb, iż ty chcesz spać, a oni akurat o pierwszej w nocy postanowili zagrać sobie w siatkówkę – opowiada Jola. – I dlaczego ja mam zabraniać 16-latkom tej siatkówki, przecież to nic złego, ale nie śpisz z nimi, a tu nagle widzisz, jak przed jednym z domków leży na trawie dziewczyna i w ogóle się nie rusza.

Nieprzytomna okazała się uczennicą z innej szkoły, która dzieliła ośrodek z grupą Joli, ale ta czuła się zobowiązana poszukać wychowawców, jak się niedługo okazało, pijanej nastolatki.

– Przecież nie mogłam jej tak zostawić w nocy na trawie, mówiąc sobie, „ej, to nie moje dziecko”. Natomiast gdy odnalazłam wychowawcę nieprzytomnej, ten za bardzo sytuacją się nie przejął, postawy w naszym zawodzie też są różne – zauważa Jola.

W ekstremalnych przypadkach nauczyciele nie mają wyboru: muszą powiadomić pogotowie i policję, a o sprawie gwałtownie dowiadują się dziennikarze. Tak było w przypadku wycieczki z podstawówki w Chełmie do Zakopanego w czerwcu 2022 r. W czasie wolnym grupa uczniów siódmej i ósmej klasy postanowiła, iż spędzi wieczór, pijąc alkohol. Skończyło się na odwiezieniu 14-latki do szpitala i skierowaniu sprawy przez policję do sądu rodzinnego.

Z drugiej strony nie wszyscy nauczyciele podczas wyjazdów z uczniami są święci. W Piotrkowie Trybunalskim do dziś hasło „wycieczka szkolna” kojarzy się z wyprawą z tamtejszej podstawówki nr 10 do miejscowości Andrzejówka w gminie Muszyna – sprzed sześciu lat. Czworo nauczycieli miało wówczas pod opieką 34 nastolatków. Dwóch z pracowników szkoły było nietrzeźwych. U tego bardziej pijanego policjanci wykryli w organizmie 1,5 promila alkoholu.

Nauczyciel o uczniach na wycieczce: okazje, aby sprawdzić swoją atrakcyjność u płci przeciwnej

Na wycieczce szkolnej nauczyciela może zaskoczyć choćby poród. Przed rokiem przytrafił się on opiekunom 13-latki. Dziewczyna przed rokiem uczestniczyła w wyprawie szkoły z Mazowsza do parku rozrywki w małopolskim Zatorze. Noworodka odebrała pracownica ośrodka wypoczynkowego, w którym zatrzymała się grupa, a podobno żaden z nauczycieli nie wiedział, iż 13-latka jest w ciąży.

A co z nastoletnimi amorami podczas wycieczek? – Wiadomo, iż młodzież traktuje takie wyjazdy jako okazje, aby sprawdzić swoją atrakcyjność u płci przeciwnej – mówi Onetowi Chętkowski. – Pamiętam wycieczkę, podczas której koleżanka nauczycielka była czujna, a ja mniej. Dlatego to ona nakryła w nocy chłopaka, przeskakującego w śpiworze do pokoju dziewczyn. Powiedziała mu „wspaniale, iż nie zamierzasz nocy spędzać sam, od razu poinformuje o tym twojego tatę”. A potem koleżanka wyciągnęła telefon – opowiada. Uczeń z opowieści musiał mieć raczej konserwatywnego ojca, bo zapowiedzi nauczycielki bardzo się przestraszył.

Nauczycielom nie płacą, ale chcą „zaplusować u dyrektora”

– My lubimy sobie ponarzekać albo pośmiać się z tych wycieczek, ale prawda jest taka, że, jak Przemysław Czarnek zrobił program „Poznaj Polskę”, dotujący wyjazdy dla uczniów pieniędzmi z ministerstwa, to rzucaliśmy wszystko, aby jak najszybciej wypełniać wnioski na te wyprawy „czarnkowe” – zauważa Tomasz, inny z łódzkich nauczycieli.

– Dalej jeździmy na różne wycieczki, bo dla przykładu chcemy zaplusować u dyrektora, aby to nam przyznał dodatek motywacyjny. No i nie ma co ukrywać, że dobrze ułożony program wycieczki to jedna z najlepszych form przekazywania młodzieży wiedzy, nie tylko dla geografów czy historyków.

Marcin Obara / PAP

Przemysław Czarnek, jako minister edukacji w rządzie PiS, prezentujący program „Poznaj Polskę” przed rokiem szkolnym 2021/2022

Także po zmianie władzy, gdy Czarnka na czele resortu edukacji zastąpiła Barbara Nowacka, 60 mln zł z ogłoszonego przez ministrę programu „Podróże z klasą” rozeszło się w 12 min (w czerwcu 2024 r.). Wówczas związkowcy działający w oświacie zwracali uwagę Nowackiej na problem braku odpowiedniego wynagrodzenia za opiekę podczas wypraw. Bez rezultatu.

– Ale może po ostatnim wyroku będziemy robili to skuteczniej – kończy Tomasz.

Kontakt z autorem: maciej.kalach@redakcjaonet.pl

Idź do oryginalnego materiału