Sprzeciw wobec działań rządu Ontario narasta wraz z rozpoczęciem roku szkolnego. Minister edukacji Paul Calandra zagroził odwołaniem wybieralnych członków rad szkolnych i przejęciem zarządów szkół, co nauczyciele określili jako „atak na lokalną demokrację” i próbę politycznego przejęcia władzy.
– Gdzie ma się zwrócić rodzic, gdy coś nie działa w szkole? – pytał liberalny poseł John Fraser. – Nie może zadzwonić do kuratorium, bo kuratorom powiedziano, żeby się nie wtrącali.
Na tydzień przed rozpoczęciem zajęć skutki zmian są już odczuwalne. Rząd Forda przejął zarządzanie m.in. Radą Szkolną Okręgu Toronto (TDSB), mianując nadzorców na miejsce powierników.
– Decyzje dotyczące edukacji naszych dzieci będą podejmowane zza biurka w Queen’s Park. To nie zadziała – podkreślił Fraser.
Calandra uzasadniał decyzje niewłaściwym zarządzaniem finansami i zapowiadał „bezwzględne rozliczanie” rad z wydatków. Jednak szef Federacji Nauczycieli Szkół Podstawowych w Ontario (ETFO), David Mastin, zarzucił rządowi systemowe niedofinansowanie oświaty.
– To część planu zmierzającego do prywatyzacji systemu edukacji – stwierdził.
Obawy podziela Kanadyjskie Stowarzyszenie Rad Szkolnych.
– Pojedynczy nadzorca nie zastąpi zespołu wybranych członków zarządu. Gdy rodzice tracą demokratyczny głos, pojawiają się realne konsekwencje – ostrzegł prezes CSBA Alan Campbell.
Biuro ministra edukacji nie odpowiedziało na prośbę CityNews o komentarz.
Na podst. CityNews