Nauczyciele przez cały czas mylą to z niegrzecznym zachowaniem. "Robią tym dzieciom krzywdę"

mamadu.pl 8 miesięcy temu
Zdjęcie: Niektórzy uważają, że to jedynie szukanie wymówki dla niegrzecznego zachowania dziecka. Fot. 123rf.com


Ich ciała domagają się silnych bodźców. To wulkany energii, które nie potrafią usiedzieć w miejscu. Często nad tym nie panują, ale mimo to nazywane są niegrzecznymi. Niektórzy nie rozumieją, iż takie zachowanie to jedynie próba zaspokojenia tych potrzeb. Renata była zszokowana uwagą, jaką otrzymał jej 9-latek z zaburzeniami SI. "To niczego nie uczy, a jedynie mocno rani takie dzieci" – przyznaje nasza czytelniczka.


"Jestem mamą 9-letniego Oskara, bardzo rezolutnego i mądrego dzieciaka. Wiem, iż jako mama mogę mieć w tym temacie zaburzony osąd, ale to naprawdę bystre dziecko, które świetnie radzi sobie w szkole. Zdobywa dobre stopnie, chętnie bierze udział w konkursach, a także zgłasza się do wszelkich szkolnych akademii i projektów. Lubi bardzo szkołę, jest jednak jeden problem.

Rozpiera go energia


Gdy Oskar był mały, zauważyłam, iż 'dziwnie' się zachowuje. Bywały dni, gdy nie mógł usiedzieć w miejscu. Początkowo myślałam, iż to kwestia 'niewybiegania'. Zapisywaliśmy go na różne zajęcia sportowe, ale mimo to przez cały czas drzemały w nim niespożyte pokłady energii, a także ciągota do niebezpiecznych zabaw. Do tego doszło ocieranie i obijanie się o ściany czy meble. Byłam tym potwornie zmęczona i przerażona, nie miałam pojęcia, co dolega mojemu dziecku. Wokoło słyszałam, iż przesadzam, bo to po prostu energiczne dziecko.

Pani w przedszkolu podpowiedziała, by udać się do rejonowej poradni i sprawdzić, czy zachowanie syna nie wynika z problemów z integracją sensoryczną. Ten trop okazał się strzałem w dziesiątkę. Psycholożka, z którą mieliśmy pierwsze rozmowy, powiedziała wprost, chodzi nie tylko o komfort dziecka, ale i o to, by syn poradził sobie w szkole. 'Takie' zachowanie często jest uważane za nieposłuszeństwo i warto, by do tego czasu nauczył się na terapii, jak sobie radzić z silną i nagłą potrzebą dobodźcowania.

Zrozumienie tego problemu, a także zajęcia i ćwiczenia w domu, dużo nam dały. Czuję, iż jest normalnie, choć nie jest. Po prostu nauczyliśmy się z tym żyć. Gdy syn szedł do szkoły, byłam jednak przerażona. przez cały czas miałam w głowie słowa psycholożki. Na szczęście trafiła się świetna wychowawczyni, która znając sytuację, też wie, jak reagować na zachowanie syna. Nie chodzi o pobłażanie, ale o pewną dozę akceptacji, a także okazanie wsparcia, gdy dziecko sobie samo nie radzi. Jednak nie każdy nauczyciel to rozumie, o czym ostatnio się przekonaliśmy.

Byłam w szoku, gdy zobaczyłam wiadomość na Librusie. Uwaga od nowej nauczycielki od języka angielskiego mówiła jasno: dziecko się kręci i kładzie nogi na krześle, a ona musi ciągle zwracać uwagę. Syn wyjaśnił, iż ostatnio ciężko mu siedzieć i nie może znaleźć sobie wygodnej pozycji i czasem faktycznie opiera nogę na krześle, na którym siedzi.

Noga pod brodą


Sama uwielbiam tak siedzieć, choć wiem, iż nie jest to ani zdrowa, ani pożądana w szkole czy w miejscu pracy pozycja. Zdziwienie było o tyle duże, iż syn przyznał, iż zdarza mu się tak robić też na innych lekcjach i co interesujące nikomu innemu to nie przeszkadza...

Po rozmowie wiem, iż nie gadał, nie chodził po klasie, jedynie siedział 'nie tak, jak trzeba'. Panią ewidentnie zabolało, iż 'musi' co jakiś czas zwracać uwagę o to samo, a więc uznała to za złośliwość, którą należy ukarać. Rozmowa z nauczycielką niestety nic nie dała.

Rozumiem, iż zachowanie takie może nie podobać się nauczycielowi, ale czy rzeczywiście to jakkolwiek utrudnia komuś pracę czy naukę? Nie chodzi mi o pobłażanie, ale o szukanie rozwiązań. Przecież nauczyciele powinni posiadać taką wiedzę.

Szczerze mówiąc, przeraża mnie myśl o klasie czwartej, bo niektórym pedagogom przez cały czas niezwykle łatwo przychodzi doklejanie łatki 'niegrzecznego' dziecka. To nie jest tak, iż syn robi coś celowo i złośliwie, ale po prostu się zapomina, bo jest mu tak wygodniej. Kilka prostych ćwiczeń często pomaga, tylko w tym wieku dzieci nie zawsze mają taką świadomość, jak sobie samemu poradzić.

Efekt jest taki, iż syn jest załamany i bardzo chce się 'poprawić', ale ja wiem, iż może mu się to nie udać, bo to zupełnie nie zależy od niego. W tym przypadku uwaga w Librusie jedynie wpływa na frustrację dziecka, a nie na poprawę zachowania".

Idź do oryginalnego materiału