Nauczyciele znaleźli sposób, jak "obejść" zakaz zadawania prac domowych. Kolejny bat?

mamadu.pl 1 tydzień temu
Od początku kwietnia w szkołach podstawowych obowiązuje duże ograniczenie w zakresie zadań domowych. Uczniowie klas I-III nie wykonują prac pisemnych i praktyczno-technicznych. Z kolei uczniom starszych klas można zadawać prace dobrowolne, ale bez wystawiania ocen. Nie minął jeszcze miesiąc, a głosy niezadowolenia nie milkną.


Wielu rodziców jest przekonanych, iż taka zmiana rozleniwi dzieci. Niektórzy nauczyciele boją się z kolei, czy wyrobią się z materiałem, bo często praca domowa była sposobem, by nadgonić pewien zakres materiału. Ale czy to zła zmiana, a może to jedynie kwestia przestawiania się?

Jak skłonić do systematyczności?


Prawda jest taka, iż przez wiele lat to właśnie praca domowa skłaniała dzieci do systematycznego zaglądania do książek. Nikogo raczej nie zaskoczy fakt, iż brak regularnej nauki może doprowadzić do tego, iż uczniowie będą mieli zaległości. Okazuje się jednak, iż nauczyciele znaleźli sposób, by "obejść" zakaz zadawania prac domowych i "zachęcić" dzieci do regularnej nauki.

"U mojej córki odpowiedzią niektórych nauczycieli na brak prac domowych są częste kartkówki, co ja akurat popieram, ale młoda zatęskniła już za pracami domowymi" – napisał na portalu X Tomasz Walczak, dziennikarz działu Opinie Super Expressu. Podobnie jest w wielu szkołach, a rodzice różnie reagują na ten pomysł. Sam dziennikarz bardzo go pochwalił.

Nauka to nie tylko praca domowa


W szkole mojej córki ograniczono prace domowe już we wrześniu. Dziś z dłuższej perspektywy cieszę się bardzo z tej zmiany. Nie zliczę, ile wieczorów kończyło się płaczem, bo wycieńczone po całym dniu dziecko nie było w stanie rozwiązać z pozoru prostego zdania. Zmęczenie dawało znać, a i brakowało czasu oraz energii na zwykłe powtarzanie. Prawda jest taka, iż praca domowa nie zawsze była tożsama z tym, czego trzeba było się nauczyć na pracę klasową, były jeszcze wierszyki i lektury.

Dziś bez przymusowej pracy domowej czasu w naukę zrobiło się jakoś więcej. Po pierwszym zachwycie, iż "nic nie trzeba", emocje już opadły i córka sama zgłasza się do wykonywania zadań tylko dla chętnych. Dostrzegam za to inny problem i wcale nie są to częstsze sprawdziany, których u nas także zrobiło się jakoś więcej.

Potrzebna zmiana w myśleniu


Rozmawiam z wieloma rodzicami i wiem sama po sobie, jakie pojawiają się opory. Byliśmy wychowani przez pewien system – sposób, który nam się wydawał jedynie słuszny. Tak jak ciężko było mi zrozumieć oceny opisowe, tak i brak prac domowych początkowo wzbudził niepokój. Dlaczego? Bo to jest coś nowego i nieznanego, coś, do czego nie przywykliśmy.

Problemem nie jest jednak to, iż coś nagle znika, ale to, iż nie wiemy, czym mamy to zastąpić. Nie obawiam się, iż dzieci nie będą się teraz uczyły, bo nie ma bata w postaci pracy domowej i jedynki. Wyzwaniem jest jednak to, jak pokazać uczniom, czym jest systematyczna nauka. To właśnie częste sprawdziany czy regularne odpytywanie mogą do tego skłonić. Dzielą przecież materiał na mniejsze partie. Czy po takim powtarzaniu praca klasowa czy egzamin będzie dużym wyzwaniem?

Z własnego doświadczenia wiem, iż dla takiego 10-latka to niemałe wzywanie. Zrozumieć, iż za tydzień jest sprawdzian, iż materiał trzeba sobie podzielić i każdego dnia po trochu powtarzać. To jeszcze wymaga pomocy dorosłego, który pokieruje, pokaże i pomoże. Owszem, to więcej pracy, wysiłku, a choćby i kreatywności ze strony dorosłego, ale warto pamiętać, iż to także daje możliwość dostosowania metody uczenia się do preferencji dziecka.

I zastanawiam się, czy to przypadkiem nie w tym tkwi problem? Bo pracę domową przecież można było kazać dziecku zrobić samemu...

Idź do oryginalnego materiału