Na Facebooku pojawia się historia pewnej dziewczynki. Uczennica klasy pierwszej po przeczytaniu fragmentu książki miała usłyszeć od pani: "Czytasz okropnie", a inne dziecko, iż czyta "całkiem dobrze, jak na Alę".
Gdzie podziała się empatia?
Początkowo emocje wzięły górę i rodzice chcieli na zebraniu potraktować nauczycielkę dokładnie tak samo. "Pani zebranie było okropne... ale całkiem dobre, jak na Beatkę". Ostatecznie odpuścili, jednak pod postem nawiązała się gorąca dyskusja, w której wzięła udział także Dorota Zawadzka. Psycholożka przekonywała, iż to nie jest dobry pomysł: "Nie do końca popieram. Uczmy dobrym przykładem, a nie złym" – napisała psycholożka.
Część internautów ją poparła i zachęcała do rzeczowej rozmowy na osobności z panią, a jak to nie pomoże, to z dyrekcją. Uznali, iż wojenki, odbijanie piłeczki i publiczne upokarzanie to kiepski pomysł, który nie tylko nie pomoże dziecku, ale może mu zaszkodzić.
Brzydko, okropnie, beznadziejnie
Pod postem zaczęły się pojawiać inne historie pokazujące, iż takie zachowania wśród pedagogów naprawdę się zdarzają. Nie brakował opowieści osób, na które podobna krytyka miała ogromny wpływ. Najgorsze, iż chyba wielu z nas jest w stanie przytoczyć podobne opowieści.
Jeden z internautów zacytował fragment opisowego świadectwa z 3 klasy szkoły podstawowej: "Twoje prace są pomysłowe, ale bardzo nieestetyczne, niestaranne i wyraźnie brzydsze od prac rówieśników. Rysunki i prace plastyczne zajmują ci więcej czasu, niestety ten czas nie przekłada się na poprawę ich jakości – nie poświęcasz uwagi i nie uczysz się ładniejszych kompozycji" – jak przyznał autor wpisu, było także trochę pozytywnych słów, ale obok tego fragmentu "stały się kompletnie niewidoczne".
Przy okazji tej lektury i ja przypomniałam sobie swoją panią. Miałam nie więcej niż 3-4 lata i dostałam obrazek do pokolorowania. To był chłopiec z piłką i dziewczynka ze skakanką. Gdy dumna oddałam pracę, usłyszałam, iż bardzo brzydko pokolorowałam i mam wykonać pracę raz jeszcze, jak należy. Czyli jak? Nie chodziło o wychodzenie za linie i niedokładne pokolorowanie, ale o to, iż dzieci miały czarne ręce, kolana i buzie. Przedstawiłam zabawę na podwórku, jaką znam. Asfaltu u nas na ulicy nie było, więc byliśmy wiecznie brudni, ale świetnie się bawiliśmy.
Prac plastycznych wykonałam w swoim życiu setki i pewnie nie raz słyszałam pochwały, ale wiesz co? Zupełnie ich nie pamiętam, za to ciągle w głowie mam komentarz, który najpewniej miał mnie "zmotywować". Efekt? Jako dziecku ciężko było mi eksperymentować i wychodzić poza szablon. Bałam się kolejnej krytyki. Niebo ma być niebieskie, a słońce żółte, bo inaczej jest brzydko i źle (takie uwagi też pamiętam).
Zachęcaj, a nie zniechęcaj
Warto zaznaczyć, iż nie chodzi mi tu o atakowanie nauczycieli, ale o nas, dorosłych, i o to co od nas słyszą nasze pociechy. Bo i niektórym rodzicom, dziadkom, ciociom zdarza się czasem rzucić niewinną uwagę, która może naprawdę bardzo zaboleć.
Dzieci mają prawo postrzegać świat po swojemu, eksperymentować i rozwijać ciekawość. One dopiero się uczą, mają prawo popełniać błędy i nie muszą być we wszystkim najlepsze. Naszą rolą jest doceniać ich ciężką pracę i motywować, a nie podcinać skrzydła.
Przecież można było po prostu powiedzieć: "Brawo Alu, widzę, iż robisz postępy".