Nauczycielka: "Bezczelny mail rodzica w Poniedziałek Wielkanocny. To brak prywatności"

mamadu.pl 3 dni temu
Dziennik elektroniczny – narzędzie, które miało usprawniać kontakt nauczycieli z rodzicami. W teorii. W praktyce coraz częściej staje się przestrzenią, w której granice wzajemnego szacunku są przekraczane. O tym boleśnie przekonała się wychowawczyni czwartej klasy jednej z warszawskich podstawówek. Przeczytajcie jej list.


Piszę, bo jestem wściekła, wyrażam zgodę na publikację (anonimowo). Jednocześnie – czuję się rozczarowana i zwyczajnie zmęczona.

Jestem nauczycielką, wychowawczynią czwartej klasy. W te święta, zamiast spędzić czas z rodziną i cieszyć się Wielkanocą, leżałam w łóżku z gorączką, antybiotykiem i ledwo słyszalnym głosem. Wysłałam do rodziców swojej klasy krótką wiadomość w dzienniku elektronicznym: iż jestem chora, iż będzie zastępstwo, iż zajęcia są zabezpieczone.

Nie spodziewałam się odzewu – święta, każdy ma swoje sprawy. Ale w Poniedziałek Wielkanocny zajrzałam na dziennik. I tam czekały na mnie wiadomości.

Rodzice myślą tylko o sobie


Kilka ciepłych słów – życzenia zdrowia, świąteczne pozdrowienia. Bardzo miłe, naprawdę. Ale jedna wiadomość wbiła mnie w fotel. I nie chodziło o to, co zostało napisane, tylko o ton. O przekaz między wierszami: jak śmiem chorować? A co z wycieczką klasową, którą mamy zaplanowaną na koniec kwietnia? Czy wyzdrowieję do tego czasu?

Mama jednego z uczniów postanowiła wygarnąć mi, iż "przecież jest już za ciepło na dworze na chorowanie, a jej syn tak czeka na wycieczkę". Jakby moja choroba była fanaberią. Jakbym specjalnie wybrała akurat święta, żeby sobie odpocząć.

Czy ktoś z Państwa – drodzy rodzice – wolałby, żebym przyszła do szkoły z gorączką, kaszlem i ledwo mówiąc, i zaraziła pół klasy? Naprawdę wtedy uznalibyście mnie za bardziej odpowiedzialną? A do wycieczki został ponad tydzień. Naprawdę mam nadzieję, iż do tego czasu będę na nogach.

Nauczyciele to nie roboty


Nie jestem robotem. Mam prawo się rozchorować. Mam prawo pójść do lekarza. Mam prawo do słabości. To nie czyni mnie gorszym nauczycielem. A już na pewno nie daje nikomu prawa, by mnie za to upokarzać.

Zawsze staram się być obecna – nie tylko fizycznie. Przygotowuję lekcje, organizuję dodatkowe zajęcia, rozmawiam z dziećmi, słucham ich, wspieram. Czasem więcej, niż przewiduje etat. Ale mam swoje granice. I kiedy w święta, w czasie, gdy naprawdę było mi ciężko, przeczytałam taką wiadomość – poczułam, iż coś we mnie pękło.

Jeśli nauczyciel nie może się rozchorować, to może powiedzmy to głośno. Mam dość udawania, iż wszystko jest w porządku. Bo nie jest.

Idź do oryginalnego materiału