Nauczycielka: "Kazałam uczniowi odłożyć telefon. Wieczorem dostałam wymownego maila"

mamadu.pl 2 tygodni temu
Jeszcze kilkanaście lat temu szkolne przerwy wypełniały rozmowy, śmiech i zabawy na korytarzu. Dzieci wymieniały się karteczkami, bazgrały po zeszytach i pisały do siebie liściki. Dziś w ich rękach zamiast długopisów są telefony, a zamiast rozmów – niekończące się przewijanie ekranu. Szkoła się zmieniła, uczniowie się zmienili. Ale zmienili się też rodzice.


O tych zmianach napisała do nas Agnieszka, nauczycielka z Warszawy. W mailu przytoczyła konkretną sytuację, która jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. jeżeli chcesz odpowiedzieć na jej list lub dodać coś od siebie, czekamy na wiadomości: mamadu@natemat.pl.

List nauczycielki: kiedyś było inaczej – lepiej


Uczę od 15 lat. Pamiętam czasy, gdy nie każde dziecko miało od pierwszej klasy najnowszego telefona. Pamiętam lekcje, na których największą pokusą było przekazywanie sobie karteczek, jakichś liścików. Kiedyś uczniowie byli bardziej skupieni na lekcjach, bo nikt nie miał w kieszeni urządzenia z dostępem do sztucznej inteligencji, które w każdej sekundzie dostarczało mu niekończącej się rozrywki. Teraz wygląda to inaczej.

Opiszę, co się wydarzyło niedawno, już po powrocie do szkoły z ferii. Podczas jednej z lekcji zauważyłam ucznia, który zamiast słuchać, przewijał TikToka. W sumie to się często zdarza, ale tego dnia byłam jakaś zdenerwowana i nie chciałam udawać, iż nie widzę. Poprosiłam tego chłopaka (to 6 klasa), by odłożył telefon i skupił się na zajęciach. Nie protestował, schował urządzenie, a lekcja potoczyła się dalej.

Wieczorem w dzienniku elektronicznym pojawił się mail od jego mamy. Krótka wiadomość, ale aż biła od niej irytacja:

"Proszę nie zabraniać mojemu synowi korzystania z telefonu. To jego własność."


Aż mi szczęka opadła. Chociaż w sumie, czy powinnam być zaskoczona? Czy naprawdę doszliśmy do momentu, w którym uczeń może ignorować nauczyciela, a rodzic, zamiast wspierać zasady panujące w szkole, kwestionuje je?

Świat idzie naprzód, technologia zmienia naszą rzeczywistość, a szkoła też musi się do tego dostosować. Nie chodzi o to, by odcinać dzieci od nowych możliwości. Ale jeżeli telefon jest ważniejszy od nauczyciela, od wiedzy, od relacji z rówieśnikami – to chyba coś poszło nie tak.

Kiedyś dzieci nie miały AI w kieszeni, nie miały dostępu do wszystkich odpowiedzi w sekundę, a jednak potrafiły uczyć się, skupiać, rozmawiać. Dziś trudno przebić się do ucznia przez niekończący się szum bodźców. Ale jeszcze trudniej, gdy to rodzice nie widzą w tym problemu.

Nie wiem, jak będzie wyglądać szkoła za kolejne 15 lat. Może lekcje będą prowadzone przez hologramy, a zamiast zeszytów wszyscy będą mieli gogle VR. Ale jedno wiem na pewno – bez wsparcia rodziców żadna szkoła nie poradzi sobie z wychowaniem młodego pokolenia. I jeżeli teraz, w 2025 roku, nie ustalimy wspólnie jasnych zasad, to niedługo to nie nauczyciele będą prosić uczniów o skupienie. To uczniowie będą prosić nauczycieli o chwilę uwagi – bo zamiast nich na lekcji będzie świecić tylko ekran.

Idź do oryginalnego materiału