Dzisiejsza młodzież nie słyszy już takich słów. Nie tylko dlatego, iż dziadkowie są inni i wielu z nich bez problemu obsługuje telefony czy korzysta z internetu. Jak zauważyła amerykańska nauczycielka szkoły średniej znana na TikToku jako Miss Mackenzie, problem leży gdzie indziej: współczesne nastolatki już nie wysyłają do siebie wiadomości tekstowych. Dlaczego? Bo nie umieją.
Nauczycielka: "Dzieci to analfabeci"
Nauczycielka nawiązuje do rozmowy z koleżanką, również nauczycielką. Zaczyna nagranie od komentarza, iż dziś panuje przekonanie, iż choćby jeżeli dzieciaki są nieco mniej "rozgarnięte" niż te 20 czy 30 lat temu, to przecież świetnie sobie poradzą, szkołę ukończą, byle tylko umiały jakoś czytać i pisać. No właśnie.
– Uczę angielskiego w 10 klasie (odpowiednik 2 klasy szkoły średniej w Polsce – przyp. red.). Te dzieciaki nie potrafią SMS-ować. Jeszcze kilka lat temu martwiliśmy się, iż przez SMS-owanie dzieci nie znają gramatyki i nie umieją pisać manualnie. Dziś nie umieją już SMS-wać – mówi. Zamiast wysyłać wiadomości tekstowe, młodzież komunikuje się przy pomocy głosówek.
– Te dzieci nie umieją korzystać z wyszukiwarki, bo mówią do komputerów. Mówią do ChataGPT, by znaleźć odpowiedzi na pytania. Robią tylko kopiuj-wklej. One są analfabetami – kontynuuje pedagożka.
W swoim filmie podkreśla, iż jasne, świat poszedł do przodu, a nowe technologie otaczają nas ze wszystkich stron. Postęp technologiczny nie oznacza jednak, iż mamy przestać uczyć dzieci z pokolenia alfa czytać i pisać albo nie wymagać od nich tych umiejętności, bo przecież "jakoś sobie poradzą".
Przykład idzie z góry
Nie znoszę generalizujących tekstów typu "ta dzisiejsza młodzież..." i następującej po nim wiązanki cech, które rzekomo mają ją opisywać. Cech negatywnych, rzecz jasna. Oczywiście, dziś nastolatki dorastają w innych czasach niż ich rodzice czy dziadkowie, więc starsze pokolenia oceniają młodzież przez pryzmat własnych doświadczeń. Jestem jednak pewna, iż gdy taka biadoląca na "tę dzisiejszą młodzież" pani Stasia ze spożwyczaka na rogu miała naście lat, słyszała pod swoim adresem słowa, które dziś sama wypowiada.
Mimo tej mojej wewnętrznej niezgody na wrzucanie wszystkich nastolatków do jednego worka z przyszytą łatą: "Na wyginięciu", przyjmuję opinię nauczycielki. W końcu to ona pracuje na co dzień z nastolatkami i widzi, jak się zmieniają – na gorsze. Teraz pozostaje pytanie, co z tą informacją zrobić. W końcu to my, dorośli, rodzice, nauczyciele, pedagodzy, mamy wpływ na dzisiejszą młodzież. Więc, zamiast na nią psioczyć dla samego psioczenia, może lepiej odpowiedzieć sobie na pytania:
Kiedy ostatni raz napisałam odręcznie na kartce listę zakupów?
Ile razy w tym tygodniu nagrałam bliskiej osobie głosówkę, "bo tak jest szybciej i wygodniej"?
Ile książek przeczytałem w tym roku?
Czy zawsze włączam zagraniczny film lub serial z napisami?
Kiedy liczyłem coś na kartce, a nie przy pomocy kalkulatora?
No właśnie. Odpowiedzieć na pytania, a potem zacząć coś zmieniać. Najpierw w sobie.