Pierwszy etap edukacji wiąże się z silnymi emocjami nie tylko u młodego ucznia, ale również u rodziców. Wiele matek i ojców najchętniej podejrzałoby swoje dziecko w szkole, aby zobaczyć, jak sobie radzi. Niektórzy są nadopiekuńczy. Martwią się, iż kilkulatek jest zmęczony lub wyobcowany na tle klasy. Inni chcą po prostu wszystko kontrolować i bacznie monitorować postępy dziecka w nauce. Nauczycielka prowadząca profil na TikToku @same.swoje pokazała, jakie wiadomości dostaje od rodziców. Niektóre mogą zaskoczyć.
REKLAMA
"Syn nie odrobił pracy domowej, bo nie mógł się skupić"
Pedagożka zadbała o to, aby ukryć dane kontaktujących się z nią osób. Chciała jednak pokazać odbiorcom, jakie pytania otrzymuje.
"Dzień dobry, syn nie odrobił pracy domowej, bo nie mógł się skupić. Proszę o wyrozumiałość dla niego", "Chciałam się dowiedzieć, dlaczego syn dostał uwagę za śmianie się na lekcji?", "Dlaczego córka wróciła dziś z opinią, iż nie lubi lekcji? Co się dzieje?", "Dzień dobry, dlaczego córka nie oddała zeszytu?", "Co oznacza uwaga pani od religii: Antek śpiewa na lekcji?", "Dzień dobry. Czy mogę wiedzieć, czemu mój syn przyniósł do domu papier toaletowy?", "Czy mogłaby pani przypominać dzieciom, iż nie wolno gryźć kredek, ołówków i długopisów? Córka twierdzi, iż nic o tym pani nie mówiła" - brzmiały niektóre z nich.
Zobacz wideo Sekundy od tragedii. Auto pędziło wprost na dziecko
"Nic dziwnego, iż rodzic chce się dopytać"
Wiadomości od rodziców tiktokerka pokazała w trzech filmikach, a każdy z nich stał się viralem. Pod każdym pojawiły się także setki komentarzy. Niektórych wcale nie zaskoczyła treść wiadomości. Twierdzili, iż świadczą one o zaangażowaniu rodziców. "Uważam, iż lepiej pytać niż być nieświadomym. Pracuje pani z małymi dziećmi, odpowiada pani w jakimś stopniu za ich rozwój. To są małe dzieci, czasem ciężko ufać im na słowo", "Akurat uwagi za śmianie się na lekcji moim zdaniem są absurdalne", "No i dobrze. Rodzic w pierwszej kolejności powinien stać za swoim dzieckiem, a jak uwaga jest ogólna, to nie ma w tym nic dziwnego, iż rodzic chce się dopytać" - pisali.
"Kto pracuje w szkole, ten w cyrku się nie śmieje"
W komentarzach nie zabrakło również opinii innych nauczycieli albo pedagogów, którzy zrezygnowali z zawodu. W pełni rozumieli zaskoczenie kobiety i życzyli jej wytrwałości.
"Udowadniasz mi, jak dobrze zrobiłam odchodząc ze szkoły kilka lat temu. Pozdrawiam i życzę wytrwałości", "Pracuję w szkole średniej i otrzymałam wiadomość od rodzica, iż mam jak najszybciej usprawiedliwić cały dzień nieobecności syna, ponieważ ten musiał czekać na serwisanta lodówki", "A ja narzekam na swoją obecną pracę", "Z dobrego serca, jako była, szczęśliwa nauczycielka, powiem ci, iż lada moment rodzice zjedzą cie w komentarzach. Oni serio nie widzą w tym nic złego", "Kto pracuje w szkole, ten w cyrku się nie śmieje" - twierdzili."Przyniósł zwolnienie, bo musiał wywieść gnój"
Okazuje się, iż nasi czytelnicy mieli podobne doświadczenia. W poprzednim artykule pisaliśmy o wuefiście z wiejskiej szkoły, którego również zaskoczyła wiadomość od rodzica. "Kilka lat temu jeden z czwartoklasistów przyszedł do mnie i powiedział, iż ma do mnie małą prośbę, a w zasadzie jego rodzice ją mają. Uczeń przyniósł ze sobą zwolnienie z lekcji, bo musi wywieść z ojcem gnój. Dla mnie to nie była zwykła prośba, a coś, co sprawiło, iż miałem łzy w oczach. Tak, facet wówczas czterdziestokilkuletni" - wspominał.
Inna czytelniczka, pani Małgorzata przyznaje, iż pisząc usprawiedliwienie dziecku, nigdy nie zagłębia się w szczegóły. - Nie rozumiem, po co opisywać nauczycielowi całą historię naszego życia? Usprawiedliwiając nieobecność podaję zwykle dwa powody. Albo choroba, albo pilne sprawy rodzinne. To wystarcza - przekonuje.
Do sytuacji w rozmowie z nami odniósł się także wychowawca 7 klasy. Powiedział jasno, kiedy nie usprawiedliwia nieobecności dzieci. - Uczniowie przynoszą sporo zwolnień, szczególnie zimą, jak są chorzy i ja to rozumiem. Czasami jednak powody zwolnień z lekcji są wprost absurdalne. Ze dwa lata rodzic chciał zwolnić córkę, bo jechał do Warszawy do sklepu i chciał kupić jej dres. Szanuję szczerość, ale nie zgodziłem się na zwolnienie dziecka i powiedziałem, iż może jechać dwie godziny później, szczególnie iż na ostatniej lekcji ma sprawdzian. Jakbym ją puścił, to inne dzieci robiłyby podobnie. Trzeba być stanowczym. Rozumiem lekarz czy trudna sytuacja rodzinna, ale nie zakupy - podsumował.
A Ty, drogi rodzicu, o co najczęściej pytasz nauczyciela swojego dziecka? Czy jakaś wymiana wiadomości szczególnie utkwiła Ci w pamięci? Daj znać w komentarzach lub na edziecko@grupagazeta.pl.