Nauczycielka przyznaje: "Trzeba wziąć się do roboty". Rodzice mają dość tego lenistwa

mamadu.pl 1 dzień temu
Trwająca ponad dwa tygodnie świąteczna laba dobiegła końca. Uczniowie z nieco ponurymi minami wrócili do szkolnych obowiązków. Niechętnie, powoli, z lekką ostrożnością zasiedli w ławkach i zaczęli przerabiać kolejny materiał. Jednak nie tylko dzieciom podobało się to błogie lenistwo, nauczyciele także "przepadli". Ale czy możemy mieć do nich o to pretensje?


Oj z trudem wstawali ci nasi uczniowie, którzy od ponad dwóch tygodni nie pojawili się w szkole. Marudzeniom, narzekaniom nie było końca, przynajmniej w moim domu. Czy się dziwię? Absolutnie. Czy staram się zrozumieć? Jak najbardziej. Ale czy jest jakieś inne wyjście? Ano nie ma, do obowiązków powrócić trzeba.

Było tak fajnie


W niektórych szkołach uczniowie do obowiązków powrócili już 2 stycznia, jednak placówki, w których dyrektorzy zadecydowali, iż 2 i 3 stycznia będą dniami dyrektorskimi, pozostały zamknięte. Dopiero 7 stycznia ponownie otworzyły się wrota i zadzwonił dzwonek.

Uczniowie, podobnie jak cała kadra pedagogiczna odpoczywali w domowym zaciszu albo dali się ponieść zimowym szaleństwom. Jakby nie było, mieli wolne. Po długim lenistwie musieli zmierzyć się z szarą rzeczywistością i stawić czoła niełatwemu zadaniu: powrócili do szkoły, do pracy.

Jedna z naszych czytelniczek z samego rana odprowadziła córkę do szkoły i przy wejściu spotkała się z jej wychowawczynią. Oprócz kulturalnego: "Dzień dobry" panie zamieniły ze sobą dwa zdania i jak się okazuje, o dwa za dużo. Mama uczennicy aż poczerwieniała ze złości, a o tym, co się wydarzyło, przeczytacie w nadesłanym liście.

Kobieto, weź się do roboty


"Ale mnie zdenerwowała ta kobieta. Wiem, iż praca nauczycieli rządzi się swoimi prawami, no ale bez przesady. Wychowawczyni mojej córki bez żadnych ogródek i skrępowania powiedziała, iż 'po długiej przerwie świątecznej nie chce się jej wracać do pracy i iż trzeba wziąć się do roboty'. Rozumiecie? W moim odczuciu taka wypowiedź jest wysoce niestosowna. Ta kobieta do swoich obowiązków nie podchodzi chyba na poważnie, a lekceważy zadania, które do niej należą.

Rozumiem, iż każdy człowiek ma prawo do zmęczenia czy chwili słabości, no ale na miłość boską, przecież oni mieli ponad dwa tygodnie wolnego. 'Normalni' ludzie to już po świętach wrócili do pracy, a nauczyciele raczyli się nicnierobieniem. I co, jeszcze im mało?

Przecież wychowawcy, nauczyciele powinni motywować i wspierać uczniów, a nie publicznie przyznawać się, jak to nie chce się im wrócić do pracy. Obok przechodziły dzieci, a co, jeżeli któreś z nich usłyszało słowa nauczycielki? Dla mnie to nieprofesjonalne, a wręcz karygodne.

Nauczyciele przyzwyczaili się do wolnych świąt, ferii, wakacji i od tego lenistwa chyba jeszcze bardziej im się w głowach poprzewracało.

Aaa i tak w ramach jasności, moje zarzuty dotyczą tej konkretnej wychowawczyni, a nie wszystkich nauczycieli. Bo wiem (na szczęście), iż są i tacy z powołaniem, którzy do pracy przychodzą w skowronkach".

Idź do oryginalnego materiału