Odezwała się do nas nauczycielka geografii ze szkoły podstawowej. Otwarcie opowiada o tym, co od kilku dni dzieje się w szkole. Przyznaję, wesoło nie jest.
Podejście uczniów
"Oceny zostały wystawione, a frekwencja na moich lekcjach spadła niemal do zera. No może trochę przesadzam, ale czasami to choćby i połowy klasy nie ma. Ci, którzy zaszczycą mnie swoją obecnością, marudzą, ziewają, lenią się, a czasem choćby ignorują to, co do nich mówię. Jakby nie słyszeli. Stoję przy tej tablicy i czuję się jak statystyka, tylko ten film jakoś mało śmieszny.
Jeden z uczniów otwarcie przyznał: 'Po co się męczyć, skoro oceny już są wystawione?'. Choć zdenerwował mnie niemiłosiernie, to w głębi duszy podziwiam go za odwagę i doceniam szczerość.
Niektórym nie chce się choćby przynieść podręcznika, a kiedy proszę o jakąś mobilizację, to tylko widzę, jak im się oczy wywracają. Po wystawieniu ocen, uczniowie (ci, którzy się łaskawie pojawią) siedzą i odliczają minuty do dzwonka. Brak szacunku, totalna porażka. Czasami mam wrażenie, iż my, nauczyciele, tańczymy tak, jak oni nam zagrają. Tylko ta melodia jakaś taka mało taneczna".
Takie życie
Mogłabym napisać: "Takie życie". Tak było, jest i będzie. Frekwencja po wystawieniu ocen na półrocze już za moich czasów często pozostawiała wiele do życzenia. Ci, którym nie zależało, nie pojawiali się na lekcjach, a przesiadywali w centrach handlowych, w parku czy jeszcze w inny sposób organizowali sobie czas. Z domu wychodzili, by w rodzicach nie wzbudzać podejrzeń.
Zdarzało się, iż symulowali i skarżyli się na gorsze samopoczucie, a wszystko po to, by spędzić dzień na kanapie, a nie w szkolnej ławce. Ale po co? Dlaczego? Przecież nauczyciel widzi, zapisuje i zapamiętuje. A po pierwszym semestrze i 14 dniach wolnego, zaczyna się drugi, równie wymagający etap. Czy nikt nie pomyśli o konsekwencjach?