Nauczycielka: "Wiadomość od rodzica zaskoczyła mnie w święta. Takie prośby są bezczelne"

mamadu.pl 3 dni temu
W trakcie świąt do naszej redakcji przyszedł pewien mail. Nauczycielka języka polskiego ze szkoły podstawowej postanowiła podzielić się tym, co – jak pisze – przelało czarę goryczy. Opowiada o braku granic, roszczeniowości i zwyczajnym braku szacunku, z jakim coraz częściej spotykają się pedagodzy ze strony rodziców.


Wiadomość w piątkowy wieczór


Nie wiem, co się dzieje z tym światem, ale naprawdę – czasami ręce opadają. Piszę tego maila, bo jestem po prostu wściekła. I choć nie mam zamiaru podawać swojego imienia i nazwiska, mówię to głośno i wyraźnie: jestem nauczycielką języka polskiego w szkole podstawowej i nie mam już siły znosić braku szacunku ze strony niektórych rodziców.

Mam dość udawania, iż wszystko jest w porządku. Nie, nie jest. Wielki Piątek, wieczór. Większość ludzi siedzi już z rodziną, skupia się na nadchodzących świętach, wycisza się, odpoczywa. Część sprząta, szykuje posiłki, modli się na nabożeństwie w kościele. A ja dostaję wiadomość na Messengerze od mamy uczennicy z klasy szóstej (tak, z szóstej – to nie jest maluch, tylko nastolatka, która umie już sama zadbać o swoje interesy w szkole). Wiadomość z pytaniem: "Jaką lekturę mają przeczytać dzieci w święta?".

Serio? Naprawdę ktoś myśli, iż to w porządku pisać do nauczyciela w piątkowy wieczór, w czasie świątecznym, w dodatku w sprawie informacji, która została przecież dokładnie przekazana na lekcji? Tytuł, autor – wszystko było. To nie jest moja wina, iż córka tej pani nie uważała. To nie jest mój problem, iż nie zapisała. Ale w oczach rodziców – oczywiście, iż jest.

Rodzice są bezczelni


Zignorowałam tę wiadomość. Uznałam, iż mam do tego prawo – nie byłam w pracy, rozpoczął się już czas świąt, a wolne od pracy mam do wtorku. Ale wiecie co? W niedzielę przyszła kolejna wiadomość. Już bez żadnych "dzień dobry", bez przeprosin. Po prostu pytanie, jakby nic się nie stało. I to jeszcze z bezczelnym zauważeniem, iż skoro odczytałam, to wypadałoby kulturalnie odpisać. I znowu – mam rzucić wszystko i odpowiadać, bo przecież mama pyta?

Nie, proszę państwa. Nie jestem infolinią. Nie jestem "pod telefonem" na każde zawołanie. Jestem nauczycielką, człowiekiem. I mam prawo do wolnego czasu, do ciszy, do świąt. Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż to nie jest odosobniony przypadek. Rodzice coraz częściej uważają, iż mogą wszystko. Że mogą pisać do nauczyciela o każdej porze. Żądać natychmiastowych odpowiedzi. Wchodzić z butami w jego życie.

A dzieci? Dzieci widzą i uczą się, iż nie trzeba słuchać, nie trzeba być odpowiedzialnym, nie trzeba się starać – bo rodzic i tak wszystko załatwi. I tak mamy uczniów, którzy nie wiedzą, jak się zapisać do biblioteki, bo zawsze mama dzwoni. Nie pamiętają, co zadane – bo mama napisze do pani. Nie słuchają na lekcji – bo po co? Przecież zawsze można dopytać na Messengerze, choćby w Niedzielę Wielkanocną.

To nie jest normalne. I czas to powiedzieć głośno. Rodzice, proszę – szanujcie nas. Szanujcie nasz czas, naszą pracę, naszą prywatność. Wychowujmy razem, ale z granicami. Bo jeżeli dalej będziecie uczyć swoje dzieci, iż nauczyciel to ktoś, kogo można zignorować, a potem wykorzystać – to za chwilę nie będzie komu tych dzieci uczyć.

Idź do oryginalnego materiału