Sezon chorobowy rozkręcił się na dobre, a w niektórych klasach uczniów jak na lekarstwo. Jednych dopadło przeziębienie, inni walczą z grypą, a jeszcze kolejni z jelitówką. Jak zwał, tak zwał. Uczniowie są nieobecni, kasy świecą pustkami, a nauczyciele doszukują się drugiego dna.
Syna nie było w szkole
"Mój syn zachorował – typowe przeziębienie, kilka dni w łóżku, gorączka i kaszel. Tak naprawdę to nic wielkiego, ale musiał zostać w domu. choćby nie byliśmy u lekarza, leczyłam go domowymi sposobami. Kiedy wrócił do szkoły, nauczycielka zaczęła go wypytywać o zwolnienie lekarskie, bo uznała, iż oszukuje. Jakby choroba, która trwała kilka dni, była jakimś wymysłem.
Odniosłam wrażenie, iż nauczycielka wręcz nie wierzyła w to, iż mój syn był chory. Dodam, iż nieobecność usprawiedliwiłam mu w dzienniku elektronicznym. Przecież to ja, matka, decyduję o tym, kiedy mój syn może zostać w domu i innym tak naprawdę nic do tego.
Wiecie, jak się czułam, kiedy mi syn o tym opowiadał? Jakbym została posądzona o oszustwo – jakbym miała coś na sumieniu. Wprawdzie mi ta pani nic nie powiedziała, nic do mnie nie napisała, ale tak to odebrałam. Naprawdę nie rozumiem, o co tej nauczycielce chodziło. Dlaczego tak wszystko komplikuje? Fakt, mój syn ostatnio często opuszczał lekcje, ale ciągle coś nam wypadało. A to choroba, a to wizyta u ortopedy, a to przedłużyliśmy sobie wyjazd weekendowy.
Ale teraz był naprawdę chory. I nauczycielka, zamiast wykazać odrobinę empatii, dopytuje, dlaczego nie ma zwolnienia. Okej, rozumiem, iż nauczyciele mają swoje procedury, ale dla mnie to naprawdę była przesada. Ja się tak w ogóle zastanawiam, czy lekarze dają dzieciom zwolnienia ze szkoły?".
Zwolnienie lekarskie
Zaczęłam się zastanawiać, jak to jest z tymi zwolnieniami. Przeszukałam internet i na stronie prawo.pl znalazłam informację: "Lekarze zwolnienia wystawiają jedynie uczniom szkół zawodowych i techników, którzy pracują np. w ramach praktyk. W pozostałych wypadkach lekarz nie ma choćby systemowej możliwości wystawienia 'zwolnienia' uczniowi".
Niestety nie wiem, do jakiej szkoły i do której klasy chodzi syn naszej czytelniczki. Ale tak sobie myślę, iż może nauczycielka chciała sobie po prostu zażartować i zmotywować chłopca do uczestniczenia w lekcjach?