"Nauczycielki wietrzą sale, bo chcą mieć mniej pracy". Czy ktoś myśli o dzieciach?

mamadu.pl 19 godzin temu
Sezon przeziębień i infekcji rozkręcił się na dobre. Kataru, kaszlu, bólu gardła czy podwyższonej temperatury wcale nie trzeba ze świecą szukać. Wystarczy, iż jeden z uczniów przyjdzie do szkoły zasmarkany, a po kilku dniach frekwencja spada o połowę. Odezwała się do nas jedna z czytelniczek, która winą za pogorszone samopoczucie uczniów obarcza... nauczycielki. Zapowiada się ciekawie.


W przedszkolu mojego syna ponad połowa grupy choruje, w szkole frekwencja jest lepsza, ale do 100 proc. brakuje jej wiele. Sezon jesienno-zimowy nie jest chyba tym szczególnie uwielbianym przez rodziców, a wszystko właśnie za sprawą niekończących się infekcji.

Jak ty się ubrałeś?


"Zasuń kurtkę, załóż czapkę, nie zapomnij o szaliku" – jak mantrę powtarzamy naszym dzieciom, bo mamy cichą nadzieję, iż dzięki temu uda nam się je uchronić przed kolejnym przeziębieniem.

Na obiad serwujemy porządną porcję warzyw (najlepiej kiszonek), a na podwieczorek przygotowujemy talerz przepełniony kolorowymi owocami. Zachęcamy do spędzania czasu w świeżym powietrzu i "zabieramy" na spacer choćby w mroźny dzień. Po co? Dlaczego? Cel jest jeden: dla zdrowia.

Dwoimy się i troimy, by tego naszego malucha czy starszaka uchronić przed atakiem wirusów, które czyhają za rogiem. A kiedy słyszymy, iż kicha, zaczyna pociągać nosem i kasłać, myślimy, iż poniosłyśmy porażkę. Niekiedy obwiniamy siebie, innym razem mamy pretensje do dziecka, które na pewno spocone wyszło na dwór albo zapomniało założyć czapki. Mamy rację? Ano niekoniecznie.

Nauczycielki otwierają okna


Kilka dni temu na mojej skrzynce mailowej pojawił się list, którego treść rozgrzała mnie do czerwoności. Z tym, co napisała nasza czytelniczka, muszę się zgodzić, bo pamiętam, iż za moich czasów na niektórych lekcjach wyglądało to podobnie. Myślałam jednak, iż "zwyczaj" ten odszedł już w zapomnienie.

"Dlaczego nauczycielki i przedszkolanki wietrzą sale? Odpowiedź nasuwa się sama. Chcą mieć mniej pracy. Ponieważ chore dziecko nie pójdzie do szkoły.

– Mamo na świetlicy było bardzo zimno, bo pani okno otworzyła.–


– To powinnaś powiedzieć jej, iż jest ci zimno i poprosić, aby zamknęła.–

– Ale ja to zrobiłam. To odpowiedziała, iż jest w sali duszno i musi wpaść świeże powietrze.–

– Czy innym dzieciom było gorąco? –

– Nie mamo. Aż trzęsły się z zimna. –

Na drugi dzień już parę dzieci nie przyszło do szkoły, ponieważ zachorowało. Mam pytanie do pań, które chcą wietrzyć sale przy dzieciach. Czy chcecie, aby otwierać okno i wietrzyć sale waszemu dziecku? Chyba nie.

Bo co innego obce dzieci. A co innego wasze. Wasze dziecko to zaraz się zaziębi. A inne dzieci to na pewno się nie zaziębią, gdy przez godzinę będzie uchylone okno w sali, a one będą bawić się obok otwartego okna. Dlaczego moje dziecko jest celowo narażane na zaziębienie? Nie mogę zgłosić tego problemu w szkole, ponieważ zostanę uznana za problemowego rodzica" – czytam w nadesłanym liście.

Przypuszczam, iż nauczyciele nie robią tego celowo, bo jakoś trudno byłoby mi w to uwierzyć. Jednak zdenerwowanie, a wręcz oburzenie naszej czytelniczki doskonale rozumiem, bo gdyby taka sytuacja miała miejsce w szkole mojego syna, także mówiłabym jej stanowcze "nie". W moim odczuciu delikatne zgłoszenie problemu jest w tym przypadku najrozsądniejszym rozwiązaniem. Przecież tu chodzi o zdrowie naszych dzieci.

Idź do oryginalnego materiału