NAWAŁNICA UCZUĆ

newsempire24.com 11 godzin temu

W obcym gronie kobiet zawsze znajdzie się miejsce na plotki. A jak wiadomo, język plotkarki bywa dłuższy niż drabina. W pewnym przedszkolu często dyskutowano o życiu osobistym i rodzinnym wychowawczyni Lucy. Dla młodej kobiety były to różne światy. Lucy zdawała się lubować w dawaniu powodów do obmowy.

Zawsze miała tłumy wielbicieli. Gdy tylko w przedszkolu pojawiał się hydraulik, stolarz czy malarz, Lucy, zapominając o obowiązkach, pędziła niby to pomagać. Choć nigdy nie szło dalej niż zalotne uśmiechy, wszyscy byli pewni miała brudną kartę w rękawie.

Gadała bez końca, zwłaszcza w męskim towarzystwie. choćby z wiekowym woźnym Mieciem żartowała. Emeryturę miał już niemal w kieszeni. Lubiła pławić się w komplementach, czuć się wyjątkową wśród koleżanek.

A trzeba dodać, iż Lucy była mężatką i miała siedmioletnią córeczkę Alę. ale te okoliczności wcale jej nie krępowały.

Mąż, Waldemar, uwielbiał swoją Lucynkę. Dbał o nią, jak o źrenicę oka. Przeczuwał niewinne zabawy żony. No cóż, jeżeli kobieta jest piękna… Trudno nie reagować na natrętne zaloty. Ale Lucynka to wierna żona pocieszał się.

Święta naiwność. Tym bardziej iż Lucy zapewniała go o swej miłości.

…Wyszła za mąż z namowy matki. Ta twierdziła, iż z uległego Waldka można ulepić idealnego męża. I tak się stało. Waldemar był świetnym elektrykiem. Często wyjeżdżał w delegacje. Po powrocie obsypywał Lucy i Alę prezentami, a wolny czas spędzał z rodziną. Ale Lucy czegoś w tym spokojnym małżeństwie brakowało. Namiętności? Burzy uczuć?

…Aż pewnego dnia zakochała się na zabój. Wszystko zaczęło się, gdy Miecia niespodziewanie wysłano na emeryturę. Na jego miejsce zatrudniono syna dyrektorki, Darka. Studiował medycynę, był na czwartym roku. Marzył o stomatologii.

Dyrektorka przedszkola, Barbara Janowska, chciała pomóc synowi finansowo, więc zaproponowała mu nocne dyżury. Darek od razu się zgodził. Zawsze przyda się grosz. Może choćby zabierze dziewczynę do kina, kupi lody…

Choć dziewczyny jeszcze nie miał. Ale przy jego perspektywach (przyszły dentysta!) na pewno się znajdzie.

Gdy tylko Darek rozpoczął pracę, Lucy nie wytrzymała i wpadła do portierni.

…Był zimowy wieczór. Dzieci już rozeszły się do domów. Lucy bez zapowiedzi weszła do stróżówki. Darek, jako dobrze wychowany młodzieniec, zaprosił ją, by usiadła. Sam przysiadł na wysłużonej kanapie. Lucy umiała prowadzić rozmowę. Jej językowi trudno było nadążyć.

Gawędzili bez końca. Darek z zapałem opowiadał o studiach, przyjaciołach. Lucy przytakiwała. Potem skarżyła się na nudę życia, a Darek już trzymał ją za rękę i pocieszał. Czas płynął niepostrzeżenie. Za oknami zapadła noc.

Darek odprowadził Lucy do domu. Na szczęście mieszkała blisko przedszkola.

Tak zaczął się ich szalony romans.

Lucy nie potrafiła się powstrzymać. Spadała w przepaść bez hamulców. Darek niedługo wyznał jej miłość. Cała historia gwałtownie stała się tajemnicą poliszynela. A jak mówią przed plotką drzwi nie zamkniesz. Dyrektorka Barbara Janowska wezwała Lucy na dywanik.

Lucy, przypominam masz rodzinę. Proszę cię, jako matka, zostaw Darka. Co wam po tym? Ty masz męża, córkę. Darek musi się uczyć. Nie potrzebuje kradzionej miłości. Czy chcesz, bym cię zwolniła za niemoralne zachowanie? rzuciła ostrzeżenie.

Proszę mnie zwolnić, Barbaro Janowsko! Nie odejdę od Darka. Jest mój! odparła Lucy i wybiegła z gabinetu.

Tylko się nie rozczaruj! krzyknęła za nią rozgniewana dyrektorka.

Następnego dnia Lucy złożyła podanie o urlop. Barbara Janowska podpisała w milczeniu, dodając tylko:

Mam nadzieję, iż opamiętasz się. Nie potrzebuję synowej z »posagiem«!

Lucy zabrała córkę (posag) i wyjechała do rodziców na wieś. Chciała przemyśleć decyzję. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Pożądanie? Namiętność? Zaślepienie? Rozum milczał, a serce domagało się miłości.

Na wsi mieszkała znachorka, Weronika. Miejscowi i przyjezdni szli do niej po rady. Miała już 90 lat, ale umysł miała jasny, a optymizmu bez liku. Mieszkała w starej chałupie na skraju wsi. Miała kiedyś męża i siedmioro dzieci. Przeżyła wszystkich. Wypłakała łzy, wysuszyła smutek i nagle stała się wróżbitką. Jej przepowiednie zawsze się spełniały. Ludzie jej ufali, choć się i bali. Lucy zabrała dla Weroniki podarunki (bo pieniędzy nie brała) i poszła wróżyć przyszłość.

Zanim zdążyła zapukać, Weronika oznajmiła:

No i co, dziewczyno, jak chłopczyka nazwiesz?

Lucy nie zrozumiała: Jakiego chłopczyka?

Twojego syna. Na wiosnę się urodzi. Nie wiedziałaś? odrzekła Weronika.

Lucy była zaintrygowana. Wróżka zaprosiła ją do środka. W ciasnej izbie wisiały ikony, suszyły się zioła, a na stole płonęły świece.

Siadaj, kochanie. Wszystko ci powiem.

Rozłożyła stare karty. Westchnęła ciężko.

Nie zwlekaj, babciu. Mów nalegała zniecierpliwiona Lucy.

Córka twoja wyjdzie za wojskowego. Wyjadą daleko. A ty wróć do męża. Przyjmie cię, choć plamę na honorze masz. I synka twojego pokocha. A ty chcesz zamek na piasku budować… jeżeli odejdziesz od męża, zostaniesz sama jak palec. Świat ci zczernieje.

Potem szeptała niezrozumiale, modliła się, roztapiała wosk. Wylała go do miski z wodą. Kształt się uformował.

Co widzisz, dziewczyno? spytała Weronika.

Lucy przyjrzała się uważnie.

Oj! Toż to… wielbłąd! zdziwiła się.

Idź z Bogiem. Więcej nie powiem. Zmęczyłam się.

Lucy zostawiła podarunki i wyszła.

Hm… Nic nie rozumiem. Co ma chłopiec do wielbłąda? wzruszyła ramionami.

Wróżka na chwilę zasiała wątpliwości. Ale Lucy już podjęła decyzję. Odej

Idź do oryginalnego materiału