**Wszystko nie tak, jak się wydaje**
Przed porannym obchodem do gabinetu weszła pielęgniarka Halina i z tajemniczą miną szepnęła:
— Pani doktor, ta Iwonka z piątej sali cały wieczór błagała, żebym dała jej ubranie i wypuściła do domu. Mówiła pani, żeby zgłaszać takie rzeczy.
— Dziękuję, Halinko, sama się tym zajmę. — Doktor Grażyna poprawiła wymykający się spod czeplika kosmyk i ruszyła w stronę sali.
Przy oknie leżała dziewczyna, odwrócona plecami.
— Witaj, Kinga, co się stało?
Kinga gwałtownie się odwróciła i usiadła na łóżku.
— Proszę mnie wypisać. Nie wytrzymam tu dłużej. W domu mogłabym się choć czymś zająć, a tu… — W głosie zadrżało, a jej spojrzenie stało się błagalne.
— Bez łez, proszę. Szkodzisz dziecku. Chyba nie przedłożyłaś urodzić? — Grażyna uniosła brwi.
— Nie, oczywiście, iż chcę. Czuję się dobrze. Obiecuję, iż w domu będę leżeć, spacerować i nic nie robić. Proszę, wypisz mnie. Na dworzu taka piękna pogoda, a ja tu gniję w tej dusznej sali. — Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.
— Dobrze. Jutro zrobimy badania, USG i zobaczymy. jeżeli wszystko w porządku, wypiszę cię.
— Dziękuję! — Kinga złożyła ręce jak do modlitwy. — Przecież będę się oszczędzać, a jak coś, od razu zadzwonię!
Grażyna wyszła, wciąż nie mogąc pojąć, jak jej syn mógł zakochać się w tej bladej, niepozornej Kingi. Jej przystojny Tomek pracował w korporacji… *No dość, cóż, pracował.* Grażyna poprawiła się w myślach. To jego wybór, a wybór syna trzeba szanować. jeżeli pokochał tę dziewczynę, ona też spróbuje.
Na trzecim roku Tomek oszalał dla rezolutnej, pięknej Oli — byli idealną parą. Aż pewnego dnia Ola rzuciła go dla jakiegoś zagranicznego biznesmena. Tomek długo cierpiał, opuszczał zajęcia. Grażyna bała się, iż porzuci studia.
W końcu się ogarnął, skończył uczelnię, dostał pracę. Ale długo nie patrzył na dziewczyny. Aż spotkał Kingę — wątłą, bladą, zupełne przeciwieństwo Oli. Może uznał, iż taka go nie zdradzi?
— Mamo, poznaj Kingę — powiedział, gdy pierwszy raz przyprowadził ją do domu.
Grażyna z trudem powstrzymała grymas. Wszystkie Kingi, jakie znała, były dwulicowe — na pozór słodkie, w środku przebiegłe. Miała nadzieję, iż z Tomkiem to się gwałtownie skończy.
Gdy oznajmił, iż biorą ślub, Grażyna tylko spytała:
— Złożyliście już papiery?
— Jeszcze nie. A ty nie cieszysz się? — zaniepokoił się.
— Ważne, iż ty się cieszysz.
Tomek dał Kingi pierścionek z diamentem, który teraz połyskiwał na jej chudym paluszku. Ślub zaplanowali na sierpień. Grażyna liczyła, iż do tego czasu coś się zmieni.
I zmieniło się. Na urodzinach kolegi Tomek wypił, odesłał Kingę taksówką, a sam poszedł się przejść. W ciemnej uliczce zobaczył, jak dwóch typów wpycha dziewczynę do samochodu. Rzucił się jej na pomoc. Jeden z nich dźgnął go nożem w brzuch.
Znaleźli go dopiero rano. Nie udało się uratować.
Grażyna nieświadomie ślepo obwiniała Kingę. *Czemu nie uparła się, żeby jechał z nią?* Obwiniała też siebie. *To ja go tak wychowałam.*
Myślała, iż nie przeżyje tej straty. A jednak wróciła do pracy. A niedawno na oddzenie trafiła Kinga — w ciąży, z zagrożeniem poronienia. Wyglądało na to, iż to dziecko Tomka. Kinga potwierdziła.
Grażyna dawała jej najlepsze leki, pilnowała, by stosowała się do zaleceń. Cieszyła się, iż będzie miała wnuka. Najlepiej chłopca, ale i dziewczynkę pokocha.
Przed wypisem spytała:
— Mama cię odbierze?
Kinga spuściła wzrok.
— Mama nie wie.
— Jak to? Nie powiedziałaś? — Grażyna osłupiała.
— Wychowywała mnie sama. Zawsze bała się, iż skończę jak ona, bez męża. A teraz…
— Ale Tomek cię przecież poprosił o rękę! Gdybyśmy wiedzieli, ślub byłby już dawno! — gorączkowała się Grażyna.
— Sama nie byłam pewna. Chciałam się upewnić… A teraz zostanę sama jak ona.
— Przecież masz nas! To dziecko Tomka, nasz wnuk lub wnuczka. PomGrażyna westchnęła ciężko, patrząc na małą, śpiącą już w kołysce, i pomyślała, iż czasem życie układa się zupełnie inaczej, niż się wydaje.