"W tym roku córka poszła do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Ponieważ jest zbyt mała, by chodzić sama, odprowadzam ją na piechotę. Mamy trochę czasu w pogaduszki, a ja przy okazji też obserwuję, jak wygląda ten jej nowy świat.
Przestała być przedszkolakiem i zaczęła zupełnie nowy, znacznie poważniejszy etap. Nie jest mi łatwo się z tym pogodzić. Jednocześnie zmuszam siebie do wyznaczania jej obowiązków i brania odpowiedzialności za to, co robi, bo nie jest już maluszkiem. A przynajmniej tak mi się wydawało, iż to najwyższa pora, by miała swoje zadania i mierzyła się z ewentualnymi konsekwencjami.
Mamusia to załatwi
Już dawno nie ma przestraszonych 7-latków. Dzieciaki wystrojone, ze stylowymi pleckami i komórkami, wyglądają na dużo starsze, niż są w rzeczywistości. Jednak coś mi tu nie gra w tym dorosłym wizerunku.
Po kilku miesiącach mam wrażenie, iż do szkoły to chodzą mamy, a nie dzieci. To one noszą plecaki i inne rzeczy za dziećmi, a obładowanej matce choćby drzwi nie przytrzyma taki delikwent. To także one lecą do domu i z powrotem, gdy dziecko czegoś zapomni. Raz choćby usłyszałam, jak mama przeprasza syna, iż nie spakowała mu drugiego śniadania. Córka opowiada, iż pierwszaki choćby dzwonią do rodziców na przerwach, gdy nie wezmą pracy domowej.
Zbyt małe czy zbyt duże?
Wokoło słyszę, iż "już takie duże to moje dziecko", musi mieć telefon i smartwatch, bo koleżanki dawno mają. Że czas na dorosłe filmy i seriale, urodziny w parku trampolin czy kręgielni, a nie na sali zabaw.
A ja się zastanawiam, co wyrośnie z takiego pokolenia, co z jednej strony ogarnia internet, ma swój styl i zdanie, ale własnego plecaka nie potrafi samodzielnie spakować i zanieść do szkoły.
Gdzie jakieś obowiązki? Bo wiem, iż te same koleżanki, co biegle posługują się Googlem ich nie mają. Ani tych szkolnych, ani domowych. O pracę domową rodzic pyta na czacie, bo pociecha nie zanotowała, śmieci wyrzuci tata, pokój sprząta mama... asysta przy każdy najmniejszym zdaniu.
To jakiś dramat, to całe wyręczanie dzieci. Rodzice sami proszą się o katastrofę".