Nie ma nic straszniejszego na świecie…

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Dziennik, wpis nieoznaczony**

W życiu nie ma nic straszniejszego…

„Wszystko w porządku u Krzysia. Wypisuję do przedszkola.” Lekarka podała Magdalenie zaświadczenie. „Nie choruj więcej, Krzysiu.”

Chłopiec skinął głową i spojrzał na mamę.

„Chodźmy.” Magdalena wzięła syna za rękę, a w drzwiach odwróciła się. „Do widzenia.”

„Do widzenia,” powtórzył za nią Krzyś.

Na korytarzu posadziła go na krześle i poszła po kurtki do szatni. Krzyś wesoło przebierał nogami, ciekawie rozglądając się po innych dzieciach. Gdy już się ubrali, Magdalena zawiązała mu szalik.

„Jutro do przedszkola. Tęskniłeś?” – zapytała.

„Oczywiście!” – odparł radośnie.

Wyszli z przychodni i ruszyli przez śnieżniste ulice na przystanek.

„Mamo! Mamo!” – szarpnął ją za rękę, gdy zamyśliła się.

„Co?” – oderwała się od myśli, iż jutro wreszcie wróci do pracy, iż życie znów się unormuje.

Śledząc wzrok syna, zobaczyła kobietę z wózkiem. Siedział w nim chłopiec w wieku Krzysia – z otwartą buzią, z której ściekała ślina, i pustym spojrzeniem. Magdalena natychmiast odwróciła wzrok.

„Mamo, dlaczego ten chłopiec siedzi w wózku? Przecież jest duży.” – szepnął Krzyś.

„Jest chory,” – odparła.

„Ale ty mnie nie woziłaś, gdy byłem chory?” – nie dawał za wygraną.

„Chodźmy. On jest chory inaczej.” – Magdalena spojrzała na oddalającą się kobietę i pociągnęła syna na przystanek.

Po urodzeniu Krzysia nie mogła patrzeć na chore dzieci – mimowolnie przenosiła ich sytuację na siebie. Żal ściskał jej serce. Matki tych dzieci budziły w niej współczucie. zwykle zostawały same – mężowie nie wytrzymywali, odchodzili. Dobrze, jeżeli miały rodzinę.

A ona? Zgodziłaby się na taki los? Wzięłaby na siebie ten ciężar? Czy zostawiłaby dziecko w szpitalu? Swojego Krzysia? Nigdy. choćby myśl o takim wyborze była przerażająca.

Jechali autobusem, a Magdalena wspominała…

***

Była ładna i pełna życia. Spotykała się z chłopakami, ale nie spieszyła się z mężem, a o dzieciach choćby nie myślała. Czas mijał, koleżanki wychodziły za mąż – niektóre choćby kilka razy – a ich dzieci szły już do szkoły. Rodzina i znajomi dziwili się, iż wciąż jest sama.

Z czasem i ona zapragnęła rodziny. Gotowa była gotować, sprzątać, nosić niemowlaka na rękach. Ale ci, którzy jej się podobali, byli już żonaci lub mieli za sobą złe doświadczenia. Reszta jej nie pociągała. Wieczna historia niedopasowania.

Aż pewnego dnia spotkała *jego*. Nie był jej typem, ale wszyscy wokół powtarzali: „Czas ucieka, pora rodzić, a ty wciąż wybierasz.” Nie wybierała – po prostu się nie układało.

Przyszły mąż mówił o miłości, dzieciach, pięknych planach. Zrobił romantyczne oświadczyny. I Magdalena się zgodziła. Po hucznym wesiele gwałtownie zaszła w ciążę. Po co zwlekać? Trzydzieści trzy lata to nie żarty.

Chodziła uśmiechnięta, przyglądała się dzieciom, w sklepach wpatrywała się w malutkie ubranka. Czuła, jak dziecko rośnie w jej brzuchu. Już je kochała. Ale chciała córkę.

Gdy minęły mdłości, zaczęły się koszmary. Śniło jej się, iż gubi dziecko na ulicy albo znajduje pusty wózek. Budziła się z płaczem, z palącym sercem, dotykała brzucha – ale nie mogła się uspokoić.

„To normalne. Strach przed porodem jest naturalny,” – mówiła lekarz w przychodni.

Pewnego dnia zauważyła, iż dziecko nie kopie od dłuższego czasu. Całą noc nasłuchiwała. Rano poszła na USG.

„Dlaczego pani milczy?” – spytała, widząc skupienie lekarza.

„Spokojnie, serduszko bije,” – odparł, włączając głośnik. Słychać było szybkie uderzenia. „Tylko mocno śpi. Nie mogę go obudzić.”

„On? Chłopiec?” – zdziwiła się.

„Tak. Pani nie wiedziała?”

Gdy wreszcie poczuła delikatne kopnięcie, odetchnęła.

„Żyje! Obudził się!” – szepnęła.

Im bliżej porodu, tym większy strach. Brzuch ciążył, plecy bolały.

„Duży chłopiec. Będzie silny,” – mówili lekarze.

„A ja dam radę?” – martwiła się.

„Musi pani,” – uśmiechnęła się położna.

„Ale jestem już w wieku…”

„Kobiety rodzą i w czterdziestce. Proszę się nie zamartwiać.”

„A da się cesarka?” – spytała ostrożnie.

„Po co? Nie ma wskazań. Pani sobie poradzi.”

„Ale te sny… Boję się.”

„Proszę się nie nakręcać.” – Lekarka machnęła ręką.

Magdalena poszła do szpitala, by rozmawiać z ordynatorką. Ta była zimna i stanowcza.

„Operacja jest szkodliwa dla dziecka. Proszę nie wymyślać.”

„A jeżeli pani nie zdąży?” – dopytywała.

„Zadzwonią, a ja przyjadę.”

Magdalena wyszła, czując się jak hysterka. Ale co, jeżeli jej przeczucie było słuszne?

Zadzwoniła do byłej koleżanki, której mąż był ginekologiem. Okazało się, iż się rozwiedli, ale koleżanka dała jej numer.

„Niech pani przyjdzie,” – powiedział lekarz.

Wyróżniał się spokojem i pewnością. Słuchał, nie bagatelizował. Uspokoił ją. Umówił cesarkę.

Przed porodem USG wykazało potrójne owinięcie pępowiną. Gdy po operacji usłyszała krzyk dziecka, zapłakała.

„Pański olbrzym!” – uniósł noworodka.

***

Teraz ten wspaniały chłopiec siedział obok niej w autobusie i nie przestawał gadać.

„Mamo, kupisz mi teraz samochodzik?” – pytał.

„Tak,” – skinęła.

Przypomniała sobie tamtego chłopca w wózku. Żal ścisnął ją za gardło. Tamta matka dźwigała swój krzyż – wiedziała, iż jej dziecko nigdy nie będzie zdrowe.

Wcześniej sądziła, iż szczęście to kariera, pieniądze, dom, miłość. To nic. Prawdziwe szczęście to dziecko – żywe, zdrowe, które trzyma cię za rękę i się uśmiecha.

Lekarze ratują życie, ale nie zawsze słuchają przeczuć kobiet. A powinni. W nasMagdalena przytuliła mocno Krzysia, ciesząc się, iż los oszczędził im tego cierpienia, a jednocześnie obiecując sobie, iż nigdy nie przestanie być wdzięczna za ten dar – zdrowie jej dziecka.

Idź do oryginalnego materiału