Nie maluje życia samotność

polregion.pl 13 godzin temu

Jadwiga, przyjdź dziś do klubu, muszę z tobą porozmawiać rzucił pobieżnie Zdzisław, gdy wyszła ze sklepu, a on już pędził w inną stronę.

Jadwiga spojrzała za nim i skinęła głową, ale on nie zauważył, już zakręcił w zaułku przy sklepie.

Ten Zdzisław jest taki dziwny, zawsze patrzy na mnie poważnie, może dlatego, iż ma mnie sześć lat więcej rozmyślała Jadwiga, krocząc wiejską ścieżką ku domowi.

W klub rzeczywiście przyjdzie wieczorem, ale nie pojąła, czego od niej Zdzisław chce. Weronika nieustannie krąży wokół niego, nie pozwalając innym dziewczynom zbliżyć się do niego. W podwórku wszyscy wiedzieli, iż to Weronika przywiera do Zdzisława i nie puszcza mu gościa przy szyi. Jadwiga widziała, jak Zdzisław unikał Weroniki, kiedy ta zapraszała go do tańca w klubie.

Weroniko, odpuść słyszała, a Weronika jedynie się roześmiała.

Nigdzie się nie schowasz, zakochasz się i wyjdziesz za mąż, i tak będziesz moja nuciła.

Gdyby taki człowiek tak mi mówił, odwróciłabym się od niego jak od złej drogi, wstyd mi byłby myślała Jadwiga.

W klub ubierała się starannie, a serce jej biło szybciej niż zwykle. Miała dziewiętnaście lat, przed nią całe życie, marzyła o małżonku dobrym i czułym, o dwóch dzieciach.

Zdzisław jest naprawdę miłym chłopakiem, choć ma mnie sześć lat więcej, ale jego spojrzenie mrozi mi kręgosłup rozważała, przeglądając się w lustrze w nowej sukni, która jej bardzo pasowała. Trzykrotnie odprowadził mnie do domu, zawsze skromny, choćby nie wziął mnie za rękę, w przeciwieństwie do innych, co od razu chcą przytulić i rozłożyć ręce.

Klub był już pełny i hałaśliwy. Gdy Jadwiga weszła, natychmiast natrafiła na wzrok Zdzisława, wyraźnie czekającego na nią. Rzucił się do niej. Szukała spojrzeniem Weroniki, ale jej nie było przyszła później.

Cześć, Jadź przywitał się Zdzisław, chodźmy zatańczyć. Prowadził ją na środek sali, a przy dźwiękach piosenki Moja gwiazda jasna wirowali razem.

Zanim jeszcze zdążyła rozejrzeć się po pokoju, już tańczyli. Zdzisław, jak zawsze poważny, od czasu do czasu uśmiechał się na jej twarz. Jego bliskość wywoływała w niej dreszcz, trzymał mocno jej talię. Potem jeszcze kilka tańców, a wtedy weszła Weronika, patrząc na nich gniewnym spojrzeniem, a Zdzisław wciąż przytulał Jadwigę, nieustannie ją zapraszając.

Gdy muzyka wciąż grała, Zdzisław szepnął:

Jadź, chodźmy na spacer.

Chodźmy zgodziła się, i oboje wymknęli się z klubu, zostawiając Weronikę na parkiecie.

Szli za wioską, cisza otulała ich jedynie szumem świerszczy i chłodnym powiewem z Wisły, gdzie co jakiś czas podnosiła się mgła. Zapach łąk wypełniał jej nozdrza, a może to Zdzisław przyciągał zapach.

Jadź, nie będę krążyć wokół tego tematu, po prostu wyjdź za mnie za mąż wyznał, patrząc jej w oczy.

Zatrzymała się, nie spodziewała się takiego wyznania, myślała, iż może tylko przyzna się do miłości.

Coś ci się stało, milczysz? zapytał z niepokojem.

Och, Zdzisławie, nie spodziewałam się ale zgadzam się odparła, roześmiana w podniebieniu, po czym przytulił ją i pocałował.

Ślub był wesoły, poślubili się z miłości i oboje byli szczęśliwi. Po weselu Jadwiga wprowadziła się do domu męża, zamieszkała razem z jego rodzicami. Nowa rodzina przyjęła ją serdecznie; choć słyszała opowieści o niepochopnych teściowych, jej stosunki z teściową były doskonałe.

Jadwiga zawsze słuchała męża, uznając, iż starszy powinien kierować rodziną. Zdzisław nie obrażał żony, wspierał ją w trudnych chwilach. niedługo przyszedł na świat syn, a matczyną troskę przejęła teściowa, często nocą podnosiła niemowlę i uspokajała je.

Trzy lata później urodziła się córka; dziadkowie rozpieszczały wnuki, więc Jadwiga nie musiała się martwić o opiekę. Mama i teściowa regularnie pomagały.

Jadź, zbudujemy dom rzekł kiedyś Zdzisław, każdy mężczyzna powinien mieć własny dom. Żona poparła go i zabrał się do pracy.

Wtedy ich syn miał pięć lat, a córka była jeszcze mała; Jadwiga nie mogła powstrzymać euforii z tej nowiny.

Choć kochała żyć z rodziną, od dawna marzyła o własnym domu, by móc rządzić po swojemu. Marzyła: W własnym domu zrobię wszystko po swojemu, dzieci będą miały osobne pokoje, a my własną sypialnię. Zdzisław spełniał jej życzenia.

Dom w końcu stanął, przeprowadzili się, a euforia rozbrzmiewała w każdym kącie. Zdzisław bawił się z dziećmi jak dziecko, a w domu przywitali małego kotka, który ganiał ich po kątach.

Jadź, może pomyślimy o trzecim dziecku zaproponował Zdzisław, a ona nie sprzeciwiła się.

Możemy o tym pomyśleć odparła, śmiejąc się, mamy już tyle miejsca, spójrz na ten dom.

Los jednak nie był dla nich łaskawy. Zdzisław nagle zachorował; serce przestało mu bić, a on lekceważył symptomy. Po śniadaniu, chwytając się za pierś, upadł. Jadwiga położyła go na kanapie i pobiegła po lekarza. Kiedy przybył, Zdzisław już nie żył.

Żal wypełnił serce Jadwigi; jak żyć dalej sama z dziećmi w nowym domu?

Trzeba żyć i cieszyć się, planowaliśmy trzecie dziecko płakała, ale los rozdzielił ją od marzeń. Czemu dobrzy mężowie są tak gwałtownie zabierani? wzdychała, pozostając wdową z dwójką dzieci.

Początkowo cierpiała codziennie, wspominała Zdzisława, ale musiała iść naprzód, bo jej pociechy potrzebowały wsparcia.

Nie mam już nikogo oprócz siebie, muszę wytrwać, nie poddawać się, inni żyją powtarzała sobie.

Pracowała na dwa etaty, by dzieci nie cierpiały, a rodzice pomagali. Stopniowo odzyskiwała siły, wyglądała pięknie. Mężczyźni zaczęli się pojawiać, proponując znajomość i małżeństwo, ale Jadwiga nie myślała o tym, dopóki dzieci nie dorosną.

A co jeżeli nowy mężczyzna nie zostanie przyjęty przez dzieci? Czy będzie dla nich ojcem? Czy ich skrzywdzi? dręczyły ją myśli. Najpierw niech dorosną.

Dzieci dorosły; syn ukończył studia, córka skończyła liceum, oboje założyli rodziny, a Jadwiga ma już dwóch wnuków. Ma czterdzieści osiem lat. Czasem w weekendy przyjeżdżają dzieci i wnuki. Syn pewnego dnia powiedział:

Mamo, wciąż jesteś piękna i młoda, nie żyj sama, znajdź mężczyznę i wyjdź ponownie za mąż. Nie chcemy, byś była samotna.

Synu, myślałam o tym, ale nie znajdę już kogoś takiego jak Zdzisław. Odmawiam mężczyznom, bo ktoś piłby, ktoś krzyczał, ktoś nie chciałby pracować. Mam własny dom i pracę, a wszystko wokół się psuje. Przynajmniej masz rękodzieło odparła z uśmiechem.

Pewnego razu sąsiadka przedstawiła Jadwigę swojemu kuzynowi z sąsiedniej wsi wdowcowi o imieniu Grzegorz. Grzegorz przyjechał autem, przynosząc przetwory.

Jadwiga przyjęła go serdecznie, upiekła ciasta, nakryła stół. Na stole stała butelka wina, które przyniósł syn z miasta. Sąsiadka twierdziła, iż Grzegorz nie pije, ale on otworzył butelkę i nalał do kieliszków.

O, jakie wspaniałe wino, Anno, skąd je masz? zażartował.

Syn przywiózł odpowiedziała szczerze, zauważając, iż Grzegorz ma już lekko czerwone oczy.

Rozmowa się rozkręciła:

Wiesz co, Anno po kilku kieliszkach zamieszkam u ciebie. Mam dom, ale nie chcę zostawiać życia, które tam prowadzę. Przenieśmy się jutro, sprzedamy nasz dom, po co ci to?

Grzegorzu, mam dzieci, nasz dom zostanie im, bo ich ojciec go zbudował przeciwstawiła się.

No dobrze, ale z czym przyjdziesz? Nie przyjdę z pustymi rękami.

Jadwiga wstała i rzekła:

Grzegorzu, nie będzie między nami życia. Wracaj do domu, nie dogadamy się.

Co? spytał, nie wierząc, iż po dwóch godzinach rozmowy już odrzuca go.

Nie potrzebuję nikogo, wszystko rozumiem.

Wypędziła go z domu, nie przejmując się, jak wróci do swojej wsi po kilku kieliszkach. Zamknęła drzwi na klucz.

W tym domu nie będzie już mężczyzny. Będę sama. Niech będzie nudno, niech będzie ciężko, ale nie potrzebuję takiego mężczyzny powiedziała głośno, po czym wybuchła śmiechem.

Ach, Jadwigo, nie myśl o mężczyznach, już nie ma takiego jak Zdzisław. Będę żyła sama dla dzieci i wnuków. Samotność nie ozdabia życia, ale i z kimkolwiek nie warto, więc rozważam: samotność czy Życie jednak toczy się dalej.

Idź do oryginalnego materiału