Nie mogła dojechać do szpitala. Urodziła w domu z pomocą Messengera

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Przez zamieć śnieżną rodząca nie mogła dostać się do szpitala. fot. Kelly Sikkema/ unsplash


Co zrobić, gdy na dworze szaleje zamieć, a maluch postanowił, iż właśnie teraz chce się urodzić? Jedyna opcja - znaleźć położną, która przyjmie poród zdalnie. Dla tej rodziny było to nie małe wyzwanie, ale dzięki nowym technologiom mogli liczyć na fachową pomoc.


W świąteczny weekend burza śnieżna sparaliżowała zachodnią część stanu Nowy Jork. Najbardziej ucierpiał region Buffalo, leżący na skraju jeziora Erie w pobliżu granicy z Kanadą.

Erica Thomas miała stawić się w szpitalu w niedzielę, jednak maluch nie chciał czekać, a skurcze porodowe pojawiły się w sobotę. Niestety przez zamieć do rodzącej nie mogła dojechać żadna karetka.

Poród musiał przyjąć mąż kobiety. Pomogły mu dwie doule, z którymi cały czas komunikował się dzięki Messengera.


Poród jak z filmu


Davon i ciężarna Erica Thomas zostali uwiezieni w domu w wigilijny wieczór przez śnieżną zamieć, która nawiedziła w ubiegłym tygodniu Buffalo. Gdyby tego było mało, kobieta nagle zaczęła rodzić.


Davon wielokrotnie dzwonił na pogotowie, jednak dyspozytor za każdym razem informował, iż nie mają kogo wysłać ze względu na śnieżną burzę. Gdy skurcze porodowe się nasiliły i zaczęły się pojawiać co 3 minuty, Davon zdał sobie sprawę, iż osobiście będzie musiał przyjąć poród własnego dziecka.

Z pomocą przyjaciela mężczyzna zaczął szukać rad na lokalnej grupie mieszkańców Buffalo na Facebooku. Tam dostał namiary na doulę Ivi Michelle Blackbur.

Zdalny poród


Raymondy Reynolds w sobotnie popołudnie pakowała prezenty i wraz z rodziną oglądała mecz, gdy o godzinie 14.00 odebrała telefon od swojej przyjaciółki i koleżanki po fachu Ivi Michelle Blackbur. Była przekonana, iż ta chce się dopytać, jak znoszą zamieć i czy wszyscy bezpiecznie znaleźli się w domu. Michelle dzwoniła jednak w zupełnie innym celu. Poprosiła o wsparcie w bardzo nieoczekiwanej sprawie - o zdalną asystę przy porodzie.

Za pomocą Messengera obydwie doule obserwowały, jak przebiega poród na telefonie komórkowym Davona i krok po kroku instruowały młodego tatę. M.in. zleciły mu przygotowanie ręczników i zagotowanie wody. Poprosiły także, by pomógł żonie wziąć gorący prysznic. Zadbały także o to, by mężczyzna się uspokoił, dzięki czemu mimo stresującej sytuacji uważnie słuchał i postępował zgodnie ze wskazówkami. I tak oto o godzinie 3:31 na świat przyszła ważąca niespełna 3 kg dziewczynka.

Udało się!


"Na początku mama i tata wyglądali, jakby byli w szoku, dziecko też wyglądało, jakby było w szoku, ponieważ było czujne, ale nie płakało" – wspomina jedna z doul w rozmowie z NBCNews -"Ale gdy tylko ją podnieśli, zaczęła płakać… Byłam w salonie z mamą i dziećmi, kiedy to wszystko się działo. A kiedy dziecko zaczęło płakać, wszyscy zaczęliśmy wiwatować".

Rodziców i noworodka do szpitala ostatecznie zawiózł kierowca ciężarówki. Mama i dziecko czują się świetnie.

"Chociaż Facebook może czasami być bałaganiarski, to niesamowite, co można zrobić, gdy trzeba komuś pomóc" - wyznał wzruszony tata. Davon powiedział również, iż byłby zachwycony, mogąc formalnie przedstawić córeczkę dwóm kobietom, które przeprowadziły go przez poród.

Idź do oryginalnego materiału