Nie odchodź, mamo. Poruszająca historia pewnej polskiej rodziny Ludowe powiedzenie głosi: człowieka nie rozgryziesz od razu. Ale Tamara Wasiliewna była przekonana, iż to bzdura – ona zna się na ludziach jak mało kto! Mila, jej córka, rok temu wyszła za mąż. Tamara Wasiliewna marzyła, iż córka znajdzie odpowiedniego chłopaka, pojawią się wnuki. A ona, babcia, będzie dalej głową całej wielkiej rodziny, tak jak zawsze. Rusłan okazał się chłopakiem bystrym, a co za tym idzie – niebiednym. I wyglądało na to, iż bardzo się z tego cieszył. Jednak oni zamieszkali osobno, Rusłan miał własne mieszkanie i najwyraźniej nie potrzebowali rad teściowej! Wyraźnie miał zły wpływ na Milę! Takie relacje zupełnie nie mieściły się w planach Tamary Wasiliewny. Rusłan zaczął ją coraz bardziej irytować. – Mamo, ty nie rozumiesz, Rusłan dorastał w domu dziecka. Wszystko osiągnął sam, jest silny i dobry – żaliła się Mila. Ale Tamara Wasiliewna tylko kręciła głową i coraz bardziej wytykała Rusłanowi wady. Teraz wydawał się jej kimś zupełnie innym niż na początku. A jej matczynym obowiązkiem było otworzyć córce oczy na tego pustego chłopaka, zanim będzie za późno! Nie miał wykształcenia, był uparty i niczego się nie interesował! W weekendy tylko siedział przed telewizorem – bo podobno był zmęczony! I z takim człowiekiem jej córka chce się związać na całe życie? Nigdy w życiu, jeszcze Mila jej podziękuje! A gdy pojawią się dzieci, jej wnuki, czego taki ojciec ich nauczy?! Tamara Wasiliewna była bardzo rozczarowana. Rusłan, wyczuwając niechęć teściowej, sam też unikał kontaktu. Rozmawiali ze sobą coraz rzadziej, a Tamara Wasiliewna przestała ich odwiedzać. Ojciec Mili, człowiek łagodny, znając charakter żony, przyjął neutralną postawę. Pewnego późnego wieczoru jednak Mila zadzwoniła do Tamary Wasiliewny, wyraźnie przejęta: – Mamo, nie mówiłam ci, ale wyjechałam na dwa dni służbowo. A Rusłan się przeziębił na budowie, wrócił wcześniej z pracy i źle się czuł. Teraz nie odbiera ode mnie telefonu. – Mila, po co mi to wszystko opowiadasz? – wybuchła Tamara Wasiliewna – wy żyjecie po swojemu, do nas z tatą chyba wam już nie po drodze! I jeszcze w środku nocy dzwonisz z wieściami, iż Rusłan chory? Naprawdę cię to niepokoi? – Mamusi, – głos Mili zadrżał, widocznie naprawdę bardzo się martwiła, – proszę cię, zrozum, kochamy się z Rusłanem. Uważasz go za kogoś niewartego, ale to nieprawda! Ufasz mi, swojej córce? Naprawdę myślisz, iż mogę pokochać złego człowieka? Tamara Wasiliewna milczała. – Mamo, bardzo cię proszę, masz przecież klucz do nas. Wejdź, zobacz, naprawdę martwię się o Rusłana! – Dobrze, zrobię to tylko dla ciebie – i poszła obudzić męża. Nikt nie otworzył im drzwi, więc Tamara Wasiliewna weszła przy pomocy klucza. Wchodzą – ciemno, może nikogo nie ma? – Może go nie ma w domu? – zasugerował mąż, ale Tamara Wasiliewna spojrzała na niego stanowczo. Udzieliło jej się zaniepokojenie córki. Weszła do pokoju i oniemiała. Rusłan leżał na kanapie w dziwnej pozycji. Gorączka! Lekarz pogotowia postawił chłopaka na nogi: – Proszę się nie martwić, to powikłanie po przeziębieniu. Przepracowany? – zwrócił się ze zrozumieniem do Tamary Wasiliewny. – Tak – skinęła głową. – Wszystko będzie dobrze. Obserwować temperaturę i dzwonić, gdyby coś się działo. Rusłan spał, a Tamara Wasiliewna usiadła przy nim – przy nielubianym zięciu. Był blady, z potarganymi, przyklejonymi do czoła włosami. Nagle zrobiło się jej go żal. We śnie wyglądał młodziej, łagodniej. – Mamo – wyszeptał nagle w półśnie Rusłan, chwytając ją za rękę – nie odchodź, mamo. Tamara Wasiliewna zbaraniała, ale nie odsunęła dłoni. Siedziała przy nim do świtu. Wcześnie zadzwoniła Mila: – Mamo, przepraszam, zaraz wrócę, nie musisz już zostawać. Chyba będzie dobrze. – Oczywiście, już jest dobrze – uśmiechnęła się Tamara Wasiliewna – czekamy na ciebie, wszystko w porządku. ***** Kiedy przyszedł na świat pierwszy wnuk, Tamara Wasiliewna od razu zaoferowała swoją pomoc. Rusłan z wdzięcznością pocałował ją w dłoń: – Widzisz, Miliu, a mówiłaś, iż mamusia nie będzie chciała nam pomagać. Tamara Wasiliewna, dumnie trzymając na rękach malutkiego Tymka, krążyła z nim po pokoju i mówiła: – No proszę, Tymku, masz najlepszych rodziców i dziadków, szczęściarzu! A więc powiedzenie się sprawdziło – człowiek to nie orzech, nie rozgryziesz go od razu. I tylko miłość pomaga wszystko zrozumieć.

newsempire24.com 8 godzin temu

Nie odchodź, mamo. Rodzinna opowieść

Ludzie często powtarzają, iż człowiek to nie orzech, nie rozgryziesz go od razu. Ale ja, Janina Nowak, zawsze uważałam, iż doskonale znam się na ludziach. No i myślałam, iż z każdym od razu mi wszystko jasne!

Moja córka, Jagoda, wyszła za mąż rok temu.

Jakże marzyłam, iż Jagoda znajdzie odpowiedniego chłopaka, przyjdą wnuki, a ja będę dla nich najważniejsza. To przecież takie polskie babcia jako serce rodziny! Chciałam czuć się potrzebna, czuwać i opiekować się swoimi bliskimi jak dawniej.

Wybrańcem okazał się Przemek. Chłopak z głową na karku, bystry, nie narzekał na brak pieniędzy a przynajmniej bardzo mu na tym zależało, żeby to było widać. Mieli swoje mieszkanie, mieszkali osobno i coraz rzadziej prosili mnie o rady, a ja zaczęłam czuć się niepotrzebna.

Czułam też, iż Przemek ma zły wpływ na Jagodę. Zupełnie nie o takiej rodzinie marzyłam! Zaczęło mnie to irytować.

Mamo, ty nie rozumiesz, Przemek dorastał w domu dziecka. Wszystko osiągnął sam. Jest dobry, silny, naprawdę wspaniały próbowała mnie przekonać Jagoda, a ja tylko zaciskałam usta i coraz pilniej szukałam wad Przemka.

Wydawał mi się zupełnie inny niż na początku, oszukał moją córkę! Uważałam, iż moim obowiązkiem jest ją uchronić, zanim będzie za późno.

Nie miał wyższego wykształcenia, nie był szczególnie rozmowny, nie interesowały go rzeczy, które ja uznawałam za ważne

W kieliszek nie zaglądał, za to całe weekendy wpatrzony był w telewizor bo podobno zmęczony po pracy!

I z kimś takim moja Jagoda chce spędzić całe życie? Nie do pomyślenia! Byłam przekonana, iż jeszcze mi podziękuje

A jeżeli pojawią się dzieci, moje wnuki? Czego nauczy je taki ojciec?

Zawiodłam się bardzo i coraz bardziej unikałam kontaktu z Przemkiem. On także nie wykazywał chęci spotkań. Zaczęliśmy mijać się szerokim łukiem, a do ich mieszkania przestałam zaglądać.

Mój mąż, Marek człowiek łagodny i spokojny jak zwykle nie wtrącał się i trzymał się z boku, znając moje usposobienie.

Aż pewnego wieczoru, już dość późno, zadzwoniła do mnie Jagoda. Jej głos był drżący, roztrzęsiony.

Mamo Nie mówiłam ci, ale pojechałam na dwa dni w delegację. Przemek się przeziębił na budowie, wrócił wcześniej do domu, był bardzo słaby, nie odbiera teraz telefonu. Martwię się

Jagoda, i po co mi to wszystko mówisz? wybuchłam, czując się urażona. Sami prowadzicie własne życie, jak ja się czuję, to nikogo nie interesuje! Mało jeszcze problemów na mojej głowie! Budzisz mnie w nocy i martwisz się, iż Przemek zachorował? Co mnie to obchodzi?

Mamusia jej głos zadrżał jeszcze bardziej. Przepraszam, ale tak mi przykro, iż nie chcesz nas zrozumieć. My się kochamy… Przemek to nie jest pusty człowiek, jest dobry! Jak możesz myśleć, iż twoja własna córka zakochałaby się w kimś złym? Nie wierzysz mi?

Zamilkłam.

Mamo, bardzo cię proszę, masz klucz do naszego mieszkania. Zajrzyj do nas, bo naprawdę się niepokoję. Proszę cię. Mamo!

Dobrze, pójdę, ale tylko dla ciebie rzuciłam krótko i poszłam do Marka, żeby się szykował.

Nie otwierali nam drzwi, więc sama wpuściłam nas kluczem.

W środku ciemno, pusto Czyżby nikogo nie było?

Może wcale nie ma go w domu? rzucił Marek, ale spojrzałam na niego groźnie. Chyba przejęło mnie zmartwienie córki.

Weszłam do pokoju i zamarłam: Przemek leżał na kanapie w dziwnej pozie, twarz miał gorącą i spoconą.

Lekarz pogotowia ocknął go.

Proszę się nie martwić, ma powikłania po przeziębieniu. Przenosił chorobę na nogach i to niebezpieczne, pracuje pewnie za dużo? zapytał mnie lekarz z troską.

Tak, dużo pracuje przyznałam cicho.

Proszę obserwować gorączkę i dzwonić, jakby coś się działo usłyszałam jeszcze.

Potem Przemek zasnął, a ja zostałam w fotelu obok niego, zaskoczona, iż się nie ruszam, choć to przecież mój znienawidzony zięć.

Leżał taki jakiś bezbronny, włosy włóczyły się po rozpalonym czole, wydawał się młodszy, choćby twarz miał łagodniejszą niż zwykle.

Mamo mamrotał przez sen i ścisnął mnie za dłoń nie odchodź, mamo

Zbaraniałam, ale nie odważyłam się zabrać ręki.

Tak siedziałam do rana.

Wczesnym rankiem zadzwoniła Jagoda.

Mamo, przepraszam, zaraz będę w domu, już nie musisz przychodzić, wyjdziemy z tego

Jasne, już po wszystkim uśmiechnęłam się i dodałam: Czekamy na Ciebie, u nas wszystko w porządku.

*****

Gdy urodził się mój pierwszy wnuk, od razu zaoferowałam pomoc nie dałabym sobie odmówić!

Przemek z wdzięcznością pocałował mnie w rękę.

Widzisz, Jagoda, a mówiłaś, iż mama nie będzie chciała nam pomagać!

Chodziłam z wnuczkiem po mieszkaniu, przytulałam do siebie mojego Maćka i powtarzałam mu:

Maciuś, szczęściarz z ciebie, masz najlepszych rodziców i super babcię z dziadkiem! Niczego ci nie zabraknie!

Może jednak przysłowie ma rację człowieka nie rozgryziesz od razu. Tylko miłość potrafi wszystko poukładać.

Idź do oryginalnego materiału