Tytuł powieści Kazuro Ishiguro "Nie opuszczaj mnie"
kojarzy mi się z miłością i rozstaniem.
Skojarzenie to wzmacnia polska okładka książki.
Tymczasem "Nie opuszczaj mnie"
to tytuł ulubionej piosenki bohaterki i narratorki powieści.
Nucąc tę piosenkę Kath wyobrażała sobie coś innego, niż mówi tekst.
I my - czytając tę powieść - wyobrażamy sobie coś innego,
niż okaże się w połowie narracji i później.
Na skrzydełku okładki napisano:
Kathy, Ruth i Tommy uczą się w elitarnej szkole z internatem - idyllicznym miejscu
w sercu angielskiej prowincji. Nauczyciele kładą tu wielki nacisk na twórczość artystyczną
i wszelkiego rodzaju kreatywność.
(...) Życie w Hailsham toczy się pozornie normalnym trybem: nawiązują się młodzieńcze przyjaźnie,
pierwsze miłości i kontakty seksualne, dochodzi do konfliktów między uczniami a nauczycielami.*
Książka jest zbiorem wspomnień Kath z jej pobytu w Hailsham.
Obecnie Kath od wielu lat jest opiekunką wychowanków podobnych placówek.
Kobieta krąży we wspomnieniach wokół różnych ważnych dla niej zdarzeń.
Opowiada, podkreśla, wraca, uzupełnia. Opowiada ciekawie, ale powoli.
Początkowo nie różni się to od przeżyć zwykłej nastolatki
i w którymś momencie zaczęłam się zastanawiać,
czy chcę czytać dalej.
Przytrzymała mnie ciekawość,
pobudzona przez aluzje i słowo "donacje".
Wychowankowie Hailsham uczą się, przyjaźnią, kłócą, żartują, marzą,
ale wiedzą, iż kiedyś się to skończy i wyjadą, by przygotować się do donacji.
Chyba jednak nie znają szczegółów. Czego wychowawcy im nie mówią?
I dlaczego?
Autor przedstawia dość przerażającą wizję,
ale nie mogę zdradzić szczegółów.
Przeczytajcie sami ;-)
* Cytat pisany kursywą pochodzi ze skrzydełka książki "Nie opuszczaj mnie".
.












