„Nie patrz tak na mnie! Nie potrzebuję tego dziecka. Weź je!” – rzuciła do mnie obca kobieta, wpychając mi w rękę nosidło. Nie wiedziałem, co się dzieje.

polregion.pl 4 godzin temu

Nie patrz na mnie tak! Nie chcę tego dziecka, weź je stąd! wyrzuciła mi nieznajoma, wrzucając w moje ręce nosidełko. Nie miałem pojęcia, co się dzieje.

Mój mąż i ja żyliśmy zawsze w zgodzie. Rzadko się kłóciliśmy, a ja starałem się być dobrą żoną i gospodynią. Połączyła nas miłość już na studiach, potem przyszła ciąża i niedługo podwójnie się ucieszyliśmy mieliśmy bliźnięta. Gdy dzieci dorosły, założyliśmy małą firmę w warszawskim przedmieściu. Pomagałem mężowi tylko od czasu do czasu, bo dom, dzieci i gotowanie zajmowały mnie w pełnym wymiarze. Najchętniej przyrządzałem tradycyjne pierogi i rosół.

Mąż zawsze czekał, iż w weekend zaskoczę go czymś smacznym. Każdego razu wymyślałem nowy przepis, a on był głównym degustatorem. Dzieci też były ciekawe, co dziś przyrządzi mama. W tym całym zamieszaniu praca, dom, opieka nad maluchami nie zwracałem uwagi, co robi mój mąż. Nie wyobrażałem sobie, iż mógłby mnie zdradzić. Rok poprzedni był jednak trudny: firma nie prosperowała, oszczędzaliśmy każdy grosz, a on musiał jeździć po całej Polsce, podpisując nowe kontrakty. Dzieci szły do pierwszej klasy, więc byłem z nimi w domu.

Pewnego popołudnia, wracając z pracy, zatrzymał nas piękny samochód. Z niego wyszła elegancka kobieta w długiej kurtce i podbiegła do mnie, podając mi wózek.

Nie patrz na mnie tak! Nie chcę tego dziecka, jeżeli nie będzie ze mną! krzyknęła, wskazując palcem na mojego męża.

Stałem zdumiony, nie rozumiejąc, co się dzieje.

Obiecałeś zostawić ją i być ze mną! jeżeli tego nie zrobisz, nie chcę tego dziecka! wykrzyknęła, po czym zrzuciła się na obcas i odeszła.

Po chwili zorientowałem się, iż trzymam w ręku nosidełko z niemowlęciem. Nie zapytałem męża, ale z jego spojrzenia wiedziałem, kim była ta kobieta i iż mógłby się poddać załamania. Milcząco weszliśmy do mieszkania, w którym leżał mały chłopiec w chustce, nie starszy niż dwa tygodnie.

Odbieraj dzieci z przedszkola i kup wszystko, co napiszę w sprawie tego malucha! mruknął mój mąż, skiniając głową.

Minęło osiemnaście lat. Wielu przyjaciół krytykowało mnie, nie rozumiejąc, po co wychowuję dziecko, które nie jest moje, kiedy mam już dwie córki Zuzannę i Jagodę. Nie pytałem męża o tę kobietę. Wychowałem chłopca jak własnego syna. Dziewczynki były szczęśliwe, mając młodszego brata. Nie ukrywaliśmy prawdy przed nim, a gdy dorósł, opowiedzieliśmy mu całą historię. Przyjął ją ze spokojem, nie pytając choćby o biologiczną matkę. Czułem się spełniony mieliśmy trójkę wspaniałych dzieci, które nas kochały. Związek z mężem od tego czasu się pogorszył, ale on stara się naprawić sytuację tak dobrze, jak potrafi.

Z okazji 18. urodzin naszego syna postanowiliśmy uczcić to w gronie rodziny. Córki, już zamężne, przyjechały ze swoimi mężami. Gdy już mieliśmy usiąść przy stole, rozległo się pukanie do drzwi. Nie spodziewaliśmy się gości, więc poczułem niepokój. Cały dzień coś mnie dręczyło, i miałem rację. Na korytarzu stała szczupła kobieta, przypominająca tę, co przekazała mi dziecko.

Chcę porozmawiać z moim synem! rzekła.

Nie mamy tu pana syna! odpowiedzieliśmy razem z synem, zaskoczeni.

Mój syn zamknął drzwi przed nią i zaprosił wszystkich do stołu. Łzy napłynęły mi do oczu. Byłem szczęśliwy, iż mam tak wspaniałego syna, choć nie jest mój biologicznie.

Idź do oryginalnego materiału