Nie potrzebuję go. Rezygnuję z niego!

newskey24.com 1 dzień temu

Nie potrzebuję go. Odrzucam go. powtarzała z irytacją dziewczyna, skulona na łóżku. Potrzebuję tylko Andrzeja, a on mówi, iż nie chce dziecka. Więc i ja go nie chcę. Róbcie z nim, co chcecie nie obchodzi mnie to.

Córeczko! To już barbarzyństwo odrzucać własne dziecko. choćby zwierzęta tak nie robią powiedziała kierownik oddziału.

Co zwierzęta robią, nie ma znaczenia. Wypiszcie mnie natychmiast, a nie będziecie widzieli, co potrafię wykrzyknęła kobieta, dopiero co urodzona.

Ty, głupia dziewczyno, przebacz Boże! westchnęła kierownik.

Doświadczenie mówiło, iż w tej sytuacji medycyna jest bezsilna. Tą dziewczynę przeniesiono tydzień temu z położniczego do oddziału pediatrycznego. Była uparta, skandaliczna, odmówiła karmienia własnego dziecka, choć nalegało się na to z każdej strony. Zgodziła się jedynie na odciąganie mleka, ale potem nie miała dokąd pójść.

Młoda lekarka, Kasia, walczyła bezskutecznie z nią. Pacjentka rzucała ciągłe napady. Kasia tłumaczyła, iż to niebezpieczne dla dziecka. Na to kobieta groziła, iż ucieknie. Kasia wezwała kierownik, która godziny próbuje przekonać nierozsądną matkę. Ta twierdziła, iż musi do swojego chłopaka, a on nie poczeka, wyjedzie bez niej.

Kierownik nie poddawała się po latach pracy widziała podobne matki. Mogła trzymać dziewczynę jeszcze trzy dni. Niech przemyśli, może się odwróci. Gdy usłyszała o trzech dniach, wpadła w szał.

Czy wy zwariowaliście? Andrzej już gniewa się na mnie przez to przeklęte dziecko, a wy mi jeszcze podskakujecie. Nie rozumiecie, iż jeżeli nie pojedźę z nim na południe, on zabierze Kasię. rozpłakała się, krzycząc, iż wszyscy są głupi i nie widzą, iż Kasia tylko czeka, by zabrać jej chłopaka. Dziecko miało mu służyć jedynie jako wymówka do małżeństwa.

Kierownik westchnęła, podała dziewczynie wódkę z melisą i ruszyła w stronę drzwi. Ordynator, która do tej pory milczała, podążyła za nią.

W holu zatrzymała się i cicho zapytała:
Czy wierzycie, iż dziecko będzie miało dobrze z taką matką? jeżeli można ją tak nazwać.

Kochanie odparła kierownik. Co zrobić? Inaczej odeślą go do domu dziecka, potem do sierocińca. A rodziny mają pewne środki: i tej dziewczyny, i chłopaka. Może porozmawiamy z rodzicami? To ich pierwszy wnuk. Mężczyzna jest przystojny. Dowiedz się, gdzie mieszkają rodzice i zadzwoń.

Dziewczyna tego samego dnia uciekła. Kierownik zadzwoniła do rodziców chłopaka, ale nie chcieli z nią rozmawiać. Po dwóch dniach przyjechał ojciec zrzędliwy, nieprzyjemny człowiek. Kierownik zaproponowała obejrzenie dziecka. On odpowiedział, iż go to nie interesuje i iż córka wyśle pismo odrzucenia przez swojego kierowcę. Kierownik upomniała, iż to nie może tak być dziecko musi przyjść osobiście, a wszystkie procedury muszą być zachowane. Mężczyzna zbladł, zrozumiał, iż nie ma wyboru, i obiecał przywieźć żonę, żeby ona się tym zajęła.

Następnego dnia przybyła drobna, bladą kobieta. Usiadła na krześle i zaraz zaczęła płakać, szepcząc, iż to tragedia. Rodzice tego chłopca wyjechali za granicę, mając duże plany i majątek. Ich córka płakała dniami, krzycząc, iż nienawidzi dziecka. Najpierw dzwoniła do rodziców chłopca, potem twierdziła, iż pojedzie za nimi za granicę. Mówiła, iż będzie z Andrzejem, niech cały świat się wali.

Kierownik westchnęła i poprosiła, by zobaczyć dziecko, licząc, iż babcia obudzi w sobie jakieś uczucia. Uczucia się pojawiły, ale tylko pogorszyły sytuację. Kobieta patrzyła na niemowlę w ramionach kierownik, szlochając, iż jakby był piękny. Chciałaby go wziąć, ale mąż zabronił, córka nie chce. Wzięła nowy chusteczkę i jeszcze głośniej płakała.

Kierownik mruknęła Mhm i kazała pielęgniarce podać kobiecie melisę, mrukając, iż dzięki takim absurdom leki w szpitalu się kończą. Poszła do dyrektora, opowiedziała całą historię i oznajmiła, iż zamierza trzymać dziecko w oddziale. Dyrektor, niegdyś ceniony pediatra, uśmiechnął się na widok chłopca i zapytał, czym go karmią. Taki mały pancerny po prostu pączek zaśmiał się, a imię utkwiło w pamięci personelu.

Pączek przebywał w szpitalu kilka miesięcy. Najpierw próbowano przekonać matkę, by przychodziła i bawiła się z nim. Twierdziła, iż oszczędza pieniądze na bilet, licząc, iż znajdzie chłopaka. Z czasem zdawała się przyzwyczajać. On także się cieszył, gdy matka przychodziła, mimo iż zawsze odchodziła płacząc i przepraszając się za swoją miłość do chłopaka. Kierownik tłumaczyła, iż to nie miłość, a pożądanie.

Matka i babcia przychodziły, nie składali rezygnacji, ale dziecko nie było odbierane. Kierownik postanowiła potraktować sytuację poważnie dziecko zachorowało, a ordynatorka Kasia natychmiast biegła przy nim. Pączek tracił na wadze, był słaby, a Kasia nosiła go w ramionach, mówiąc, iż już nie jest pączkiem, a raczej naleśnikiem. Po kilku dniach przybrał na wadze i znów stał się ulubieńcem oddziału, najchętniej kręcił się przy kolorowych koralikach, które Kasia nosiła na szyi. Gdy udało mu się je złapać, wybuchał radosnym śmiechem obaj byli szczęśliwi.

Pewnego dnia dziewczyna dowiedziała się, iż jej chłopak poślubił inną. Wpadła w furię, krzycząc, iż wszystko to spisek, by ją rozdzielić. Nienawidziła wszystkich, zwłaszcza dziecka. Myślała, iż gdyby go nie było, mogłaby być szczęśliwa z Andrzejem. Złożyła więc w szpitalu pismo o odrzuceniu dziecka i zostawiła je na biurku dyrektora, po czym wyszła.

Dyrektor wezwał kierownik, a ona, gniewna, powiedziała:
Gotowe! Napisałam odwołanie. Dyrektor kazał skierować go do domu dziecka. Co zrobić? Musimy załatwić papierkowy papier.

Kierownik, po zdjęciu okularów i długim wycieraniu ich, mruknęła pod nosem, iż takie sytuacje ją denerwują. Wszyscy wiedzieli, iż kiedy szefowa szoruje okulary, znaczy, iż jest zestresowana. Wtedy w pokoju leżał Pączek, szczęśliwy w swojej kołysce. Pielęgniarka wchodziła, a on radośnie piszczał, machając rączkami i nóżkami. Nagle zamilkł, spojrzał uważnie na pielęgniarkę i łzy same popłynęły po jej policzkach.

Pielęgniarka nie potrafiła wyjaśnić, co widziała w jego małych oczkach, ale poczuła, iż coś w jej sercu się otworzyło. Później dowiedziała się, iż właśnie wtedy, gdy matka pisała odwołanie, dziecko poczuło smutek. Kierownik zareagowała, iż to głupie legendy, nic nie znaczą.

Porzucone dzieci zawsze czują, iż zostały odrzucone. Czy to ich własne odczucia, czy szepczą im anioły, nie ma znaczenia one cichną, by nie przeszkadzać. Świat chce ich ukryć, w szarych przytułkach, bo nie są potrzebne. Nie ważne, czy jesteś głodny, czy masz gorączkę nikt nie przeczyta ci bajki na dobranoc, nie otuli kocykiem. Mądrość mówi, iż w bezdusznym świecie istnieje dobro, choć rzadko, i warto w nie wierzyć.

Od tego dnia Pączek leżał cicho w kołysce, nie uśmiechał się, patrzył w oczy z powagą. Kasia próbowała go rozbawić:
Pączku, może podaję ci rękę? Zobacz, mam koraliki, pobawmy się!
On patrzył obojętnie, nie ruszając się. Kasia wracała i płakała.

W końcu wybuchła:
My go zdradzamy! On nie zasłużył na takie cierpienie! Nienawidzę!

Kierownik podeszła, położyła dłoń na jej ramieniu i rzekła:
Nie wiem, co zrobić. Współczuję Pączkowi, naprawdę. Co zrobimy?

Nie będę czekać, będę działać krzyknęła.

No to nie siedź, działaj odparła kierownik. Nie zamierzam ci dawać dziecka, bo nie przyjmą go do domu. Żyjesz w akademiku, nie masz męża nie chcę cię słuchać. Ile miałam już pączków w życiu? Nie policzę. Dajmy ci czas, a ty szukaj rodziców.

Kasia wyruszyła więc na poszukiwania najlepszych rodziców dla Pączka. Działała z sercem, a choćby anioły wydawały się pomagać. Pączek złapał przeziębienie, ale nie można go było wypisać. Kierownik przyznała: Pierwszy raz w życiu cieszę się, iż dziecko jest chore. Boże, wybacz!

W końcu znalazła parę Anię i Łukasza. Mieli trzydzieści pięć lat, nie mieli własnych dzieci, marzyli o potomku od lat. Ania była delikatna, z miękkim uśmiechem, a Łukasz wysoki, mocny, niczym żołnierz, kochający żonę. Ich dom był jasny i przytulny. Kasia odetchnęła, wiedząc, iż muszą się im spodobać, więc umówili się na wizytę w szpitalu. Kierownik również ich poznała i uśmiechnęła się, choć nieco się zawstydziła.

Przepraszam, to tylko podniecenie mruknęła, patrząc na Łukasza. Ile ważył przy narodzinach?

Przepraszam zakłócił Łukasz. Nie rozumiem, po co te szczegóły?

To nie jest potrzebne do adopcji wyjaśniła kierownik.

Ania otworzyła drzwi i wkroczyła. Pączek spał, a jego małe dłonie drżały. Nagle otworzył oczy, spojrzał najpierw niepewnie, potem na Anię i zamarł. Jej spojrzenie spotkało jego, a on nieświadomie uścisnął jej palec. Wszyscy wybuchli śmiechem, mówiąc, jaki to sprytny maluch. Ania i dziecko patrzyły na siebie, nie odrywając wzroku.

Pączek nieśmiało się uśmiechnął, Ania odwzajemniła uśmiech i skinęła głową. Po chwili kierownik westchnęła i powiedziała:
Zakończmy to spotkanie. Myślcie o decyzji w domu.

Nie musimy się zastanawiać odparła spokojnie Ania. Już zdecydowaliśmy.

Kierownik spojrzała zaskoczona, a Łukasz skinął głową. Ania położyła rękę na Pączku, który trzymał ją mocno. Po chwili wziął ją z powrotem i spojrzał wprost, czekając na pozwolenie.

Proszę, pozwól mi odejść, muszę iść, ale wrócę, obiecuję. Wierzę w ciebie szepnęła Ania.

Pączek chwilę milczał, po czym puścił palec i szeroko się uśmiechnął, wydając radosny pisk.

Kierownik pogratulowała, mówiąc, iż to odruch przyczepności, a potem energicznie przetarła okulary, mówiąc pod nosem: Zostawmy to w spokoju.

Wszystko to trwało długo, ale w końcu Pączek znalazł dom, w którym był kochany i chroniony. Historia uczy, iż choćby w najtrudniejszych chwilach dobro może się przebić przez mrok, a serce otwarte na innych potrafi odmienić losy nie tylko jednego dziecka, ale i całej społeczności.

Idź do oryginalnego materiału