Ona nie powinna wiedzieć.
Kasia stała przed klatką starej pięciopiętrowej kamienicy i nie mogła się zdecydować, by nacisnąć dzwonek domofonu. W kieszeni płaszcza miała zmiętą kartkę z adresem, który wyciągnęła od wspólnych znajomych. Dwanaście lat Całe dwanaście lat minęło od dnia, gdy zostawiła swojego nowo narodzonego syna.
Co ty robisz? szepnęła do siebie. Myślisz, iż czekają na ciebie z otwartymi ramionami?
Ale nogi jakby wrosły w asfalt. Nie mogła ani odejść, ani wejść. W głowie wirowały wspomnienia tamtego strasznego dnia, gdy jako dwudziestodwulatka, głupia i naiwna, dała się ponieść emocjom i zrobiła coś, czego żałowała całe życie.
Jej były mąż, Wojtek, był klasycznym przykładem, jak nie należy wybierać partnera na życie. Przystojny, czarujący, dowcipny i całkowicie nieodpowiedzialny. Po ślubie okazało się, iż ma dwie pasje: alkohol i hazard. Mieszkanie, które jej rodzice podarowali im w prezencie ślubnym, przepuścił w ciągu pół roku.
Nie martw się, kotku mówił, całując ją w czubek głowy. Wszystko odzyskam, zobaczysz. Tylko trochę pecha.
Kiedy Kasia dowiedziała się o ciąży, Wojtek zniknął na trzy tygodnie. Wrócił poturbowany, nieogolony, z rozciętą wargą.
Spłacałem długi burknął na jej łzy. Słuchaj, może olejmy to dziecko? Teraz nie czas.
To był ostatni gwóźdź do trumny ich małżeństwa. Kasia wniosła o rozwód, będąc w siódmym miesiącu. Rodzice ją wsparli, ale pod warunkiem zero kontaktu z Wojtkiem.
Poród był ciężki. Chłopiec urodził się słaby, lekarze walczyli o jego życie przez pierwsze dni. A potem, gdy kryzys minął, do sali wtargnął pijany Wojtek.
Ochrona wyprowadziła go, ale wrócił następnego dnia trzeźwy, z kwiatami i zabawkami.
Kasia, wybacz mi mówił, klęcząc w szpitalnym korytarzu. Zmienię się, przysięgam. Tylko daj mi szansę.
Matka, która zawsze była przeciwko temu związkowi, urządziła awanturę.
Albo zrezygnujesz z dziecka i wyjedziesz z nami do innego miasta, albo wyrzekamy się ciebie! krzyczała. Wybieraj my czy to dziecko pijaka!
Kasia miała dwadzieścia dwa lata. Właśnie przeszła ciężki poród, rozwód, zdradę. Nie miała pracy, mieszkania, ani siły, by walczyć. I popełniła największy błąd swojego życia.
Przypominając sobie, jak matka Wojtka, Halina, zabierała chłopca, Kasia poczuła, jak ściska ją w gardle. Kobieta patrzyła na nią z taką pogardą, iż chciała zapaść się pod ziemię.
Podpisz tu powiedziała sucho, podsuwając papiery. I możesz iść.
Następne lata Kasia próbowała zapomnieć. Wyjechała z rodzicami do Wrocławia, skończyła kurs księgowości, znalazła pracę. Potem rodzice zginęli w wypadku samochodowym, zostawiając jej małe mieszkanie i masę długów. Radziła sobie, jak mogła.
Życie osobiste nie układało się. Dwa razy próbowała zbudować związek, ale gdy dochodziło do rozmów o dzieciach uciekała. Jak wytłumaczyć mężczyźnie, iż ma syna, którego porzuciła?
A pół roku temu usłyszała diagnozę. Operacja się udała, ale lekarz powiedział wprost:
Nie będzie pani już miała dzieci, Kasiu. Przykro mi.
Wtedy zrozumiała musi spróbować. Choćby zobaczyć go, upewnić się, iż wszystko w porządku.
Drzwi klatki otwarły się, wyszedł nastolatek w sportowej kurtce. Kasia zamarła. To był on te same brązowe oczy, ten sam uparty podbródek. Tylko nie niemowlę, a dwunastoletni chłopak.
Kogoś pani szuka? zapytał, przytrzymując drzwi.
Ja tak to znaczy nie wyjąkała Kasia.
Chłopak wzruszył ramionami i poszedł dalej. A ona stała i patrzyła za nim, niezdolna się poruszyć.
Hej, Kubuś! krzyknął ktoś z placu zabaw. Chodź szybciej, zaczynamy bez ciebie!
Kubuś. Miał na imię Kuba. choćby tego nie wiedziała.
Kasia odwróciła się i odeszła, ale po kilku krokach zatrzymała się. Nie, tak nie można. Trzeba spróbować.
Wróciła i nacisnęła domofon. W słuchawce rozległ się znajomy głos:
Kto tam?
Halina? To Kasia. Mogę wejść?
Długa cisza. W końcu kliknięcie zamka.
Mieszkanie prawie się nie zmieniło. Te same tapety, ten sam zapach waleriana i świeże ciasto. Halina postarzała się, ale trzymała się prosto.
Po co przyszłaś? spytała bez wstępu.
Chciałam wiedzieć, jak on. Jak Kuba.
Skąd znasz jego imię?
Właśnie słyszałam na dole. Koledzy go wołali.
Halina uśmiechnęła się kwaśno:
No to chodź do kuchni. Skoro przyszłaś porozmawiamy.
Przy herbacie wyszło na jaw wiele. Wojtek nigdy się nie zmienił. Pił, grał, wpadał w długi. Dwa lata temu znaleziono go martwego w bramie może serce, może ktoś pomógł.
Ja go sama wychowałam opowiadała Halina. Emerytura mała, ale dajemy radę. Kuba to złoty chłopak dobrze się uczy, chodzi na basen. Trener mówi, iż ma talent.
A on wie o mnie?
Wie, iż mama zmarła przy porodzie. I choćby nie myśl mu nic mówić! głos Haliny stał się twardy. Swój wybór zrobiłaś dwanaście lat temu.
Wiem. Nie chcę nic burzyć. Tylko upewnić się, iż jest dobrze.
A co byś zrobiła, gdyby było źle? Halina patrzyła jej prosto w oczy. Przyszłabyś jak wybawicielka?
Kasia milczała. Co mogła odpowiedzieć?
Miałam raka powiedziała nagle. Wszystko wycięli. Dzieci już nie będzie. Pomyślałam
Że można teraz przypomnieć sobie o porzuconym synu? dokończyła za nią Halina. Nie, kochanie. Tak się nie da.
Mogę jakoś pomóc? Pieniędzmi?
Pieniądze zawsze się przydadzą. Ale nie od ciebie. Damy radę. Zawsze dawaliśmy.
W przedpokoju rozległ się hałas wrócił Kuba.
Babciu, jestem głodny! zawołał