– Nie przyjadę na wieś, nie czekaj na mnie – oznajmił mi młodszy syn przez telefon.
– Synku, ale to przecież święta Bożego Narodzenia, czas, kiedy rodzina się zbiera razem – próbowałam przekonać go łagodnie.
– Masz z kim świętować, masz Jarosława, synową, troje wnuków, a ja pojadę z przyjaciółmi w góry na narty – odparł zdecydowanie Maksym.
Wiem, dlaczego mój syn tak postąpił, i jako matce jest mi bardzo przykro. Przyjechałam z Portugalii, żeby spędzić czas z dziećmi, a oni zdążyli się między sobą pokłócić. Wszystko przez pieniądze.
Młodszy syn, Michał, ma pretensje, iż pomagam wyłącznie starszemu synowi, a starszy uważa, iż tak być powinno, bo adekwatnie pomagam sobie, a nie jemu.
Na emigrację zarobkową wyjechałam 10 lat temu. Po dwóch nieudanych małżeństwach i kompletnym braku pieniędzy zdecydowałam się na tak radykalny krok. Zresztą robiłam to nie dla siebie, ale dla dzieci.
Mój pierwszy mąż, ojciec moich synów, w ogóle nie umiał zarabiać pieniędzy. Żyliśmy w biedzie, ale on nie widział w tym problemu, twierdząc, iż „wszyscy tak żyją”.
Kiedy nie wytrzymałam i złożyłam pozew o rozwód, zamiast próbować coś zmienić, zgodził się na rozstanie. Zostałam sama z dwójką dzieci na głowie.
Kilka lat później wyszłam za mąż po raz drugi, ale i to małżeństwo nie przyniosło mi szczęścia. Mąż, w przeciwieństwie do pierwszego, dobrze zarabiał, ale niechętnie dzielił się pieniędzmi ze mną, a o moich dzieciach w ogóle nie chciał słyszeć.
Dlatego, gdy mój młodszy syn skończył szkołę, rozwiodłam się i z drugim mężem, i wyjechałam do Portugalii. Powiedziałam mu, iż mam dzieci i muszę o nie dbać w pierwszej kolejności. On zrozumiał moje decyzje.
Trzy lata po moim wyjeździe starszy syn, Jarosław, postanowił się ożenić i powiedział, iż chce zostać w domu. choćby się ucieszyłam – gospodarz w domu to dobra decyzja.
Zaczęłam wysyłać mu wszystkie zarobione pieniądze, a on zaczął remont naszego domu – teraz trudno go rozpoznać. Po powrocie zamieszkam z Jarosławem, dlatego on uważa, iż robi to nie dla siebie, ale dla mnie.
Jarosław ma teraz troje dzieci, więc przez cały czas wszystko mu oddaję. Dzięki tym pieniądzom kontynuuje remonty, a część przeznacza na utrzymanie rodziny, bo w tej chwili nie pracuje, a dzieci trzeba czymś wykarmić.
Sytuacja Michała, mojego młodszego syna, wygląda zupełnie inaczej. Mieszka i pracuje w mieście, nie ma żony i sam na siebie zarabia, ale nie ma też własnego mieszkania, więc wynajmuje lokum.
Rozumiem, iż z czasem będę musiała kupić mu mieszkanie, ale skoro nie ma jeszcze rodziny, można z tym poczekać.
Okazuje się jednak, iż podczas mojej nieobecności synowie zdążyli się pokłócić o to, dlaczego wszystko daję starszemu, a młodszy zostaje bez mojej pomocy.
Mam teraz odłożoną pewną sumę, a Michał uważa, iż powinnam kupić mu za te pieniądze przynajmniej kawalerkę.
Starszy syn jest temu przeciwny. Uważa, iż sam też jeszcze nic ode mnie nie dostał, bo wszystkie pieniądze włożył w dom, który przez cały czas formalnie należy do mnie.
– Kupisz mu teraz mieszkanie, a potem jeszcze będzie chciał dzielić dom – mówi starszy o młodszym.
A Michał obstaje przy swoim – potrzebuje mieszkania. Cokolwiek robię, nie mogę ich pogodzić. Muszę podjąć decyzję, zanim powstanie między nimi poważna wrogość. Ale nie wiem, co będzie adekwatne.
Kupując młodszemu mieszkanie, obrażę starszego. Nie kupując, młodszy przestanie ze mną rozmawiać, jak już zaczął to pokazywać.
Wychodzi na to, iż gdy nie było pieniędzy, nie było problemów. A teraz nie wiem, co robić.