Składki na prezenty frustrują rodziców uczniów
Wrześniowe zebrania w szkole, składki na Dzień Chłopaka, Dzień Nauczyciela, Mikołajki i wiele innych okazji, to ten element, który może frustrować rodziców uczniów. Jako mama ucznia 1 klasy podstawówki dopiero wkraczam w ten świat, ale doświadczenia z przedszkola co do składek na wszelakie okazje miałam w sumie podobne.
Rodzice zwykle po intensywnych przygotowaniach do roku szkolnego, nie są chętni do tego, by wykładać duże sumy na składki. Nie ma się co dziwić, bo zakup szkolnej wyprawki, ubezpieczenia i wielu innych wydatków może drenować portfel. Część rodziców więc zaciska zęby (i pasa) i płaci składkę 100 zł na prezenty, chociaż nie do końca im się to uśmiecha.
Niektórzy naruszają oszczędności, inni wcześniej zakładają w budżecie rodzinnym, iż będą ich czekały we wrześniu takie wydatki i są na to gotowi. Są też tacy, którzy nie do końca mogą sobie na takie wydatki pozwolić. Nie każdy ma możliwość oszczędzania, niektórzy co miesiąc płacą niebotyczne sumy na raty kredytu itp.
Oni też zaciskają zęby, płacą, choć nie do końca mają taką możliwość. Czasami umawiają się ze skarbnikiem, iż uiszczą opłatę w ratach. Nie chcą, żeby ktoś wiedział, iż nie do końca ich stać na takie wydatki. Nie chcą też, by ich dziecko czuło się gorsze, a roszczeniowe matki wytykały je palcami jako to, którego "rodzice olewają szkolne zrzutki".
Niektórzy w ogóle nie płacą – nie dlatego, iż chcą, ale dlatego, iż po prostu nie mogą. Wtedy często zaczyna się szeptanie, nerwowe wymiany zdań na klasowych grupach, niekiedy z ironicznymi komentarzami w stylu: "No przecież to tylko stówka, każdy może dać".
Nie jesteśmy równi
Tyle iż nie każdy może, bo dla jednych to sto złotych to drobny wydatek, a dla innych równowartość tygodniowych zakupów spożywczych. Ale o tym w klasowych rozmowach się nie mówi. Nikt nie chce być tym, który "nie ma". Bo w szkole nie wypada przyznać się do biedy.
W wielu klasach składki stały się czymś w rodzaju obowiązkowego abonamentu. Kiedy ktoś zwleka z płaceniem, nikt nie myśli o tym, iż ta osoba po prostu nie ma tych pieniędzy. Częściej patrzymy z perspektywy, iż komuś szkoda, iż uważa, iż to przesada składać się po tyle na prezent dla nauczyciela. Zrzutki na Mikołajki, na kwiaty dla nauczyciela, na prezenty dla dzieci z klasy – niekończący się kalendarz okazji.
Najgorsze, iż te rozmowy między dorosłymi przenikają do dzieci. Bo dzieci, choć myślimy, iż nie słyszą, rozumieją wszystko. Kiedy mama w kuchni mówi: "Znowu trzeba płacić sto złotych, nie wiem, skąd to wziąć", dziecko czuje, iż wokół tych pieniędzy jest napięcie.
A gdy potem w szkole pojawia się rozmowa o prezentach czy upominkach, łatwo o poczucie wstydu. Wystarczy, iż ktoś powie: "A ty co dostałeś na Mikołajki?", i już w małej głowie rodzi się pytanie – czy jestem gorszy? Czy jestem gorsza?
Problem nie tkwi tylko w samych pieniądzach, ale w presji, którą wywieramy – często nieświadomie – na innych rodzicach. W tym, iż oceniamy, komentujemy, porównujemy. Że w imię "równego traktowania" tworzymy środowisko, w którym nie ma miejsca na różnorodność. A przecież szkoła to miejsce, gdzie należałoby uczyć empatii.
Nie chodzi o to, by w ogóle rezygnować ze składek. Chodzi o to, by odzyskać w tym wszystkim zdrowy rozsądek i wrażliwość. jeżeli dorośli nie mają dobrej sytuacji materialnej, dzieci nie powinny tego odczuwać jako powodu do wytykania czy wyśmiewania...





![Nowe władze koneckiego koła Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej [zdjęcia]](https://tkn24.pl/wp-content/uploads/2025/11/Nowe-wladze-koneckiego-kola-Swiatowego-Zwiazku-Zolnierzy-Armii-Krajowej-02.jpg)







