(nie)WIDOCZNE PROBLEMY

renatawinczewska.wordpress.com 2 tygodni temu

Ostatnio miałam wakacje od pracy, trochę więcej czasu dla siebie, na nic nie robienie… pierwszy taki miesiąc od lat. Nie odczuwałam jakieś wielkiej potrzeby nadrabiania remontem. Istne lenistwo. W tym wszystkim nadarzyła mi się okazja uczestniczyć (obserwacyjnie, choć na żywo) w konferencji „(nie) WIDOCZNE PROBLEMY”. Dotyczyła ona problemu uzależnień.

Grupa uczniów szkół średnich zorganizowała wykład, na temat mechanizmów generujących większe skłonności do sięgania po używki, rozpoznawaniu w sobie uzależnienia, skutkach uzależnień, objawach odstawienia, tolerancji używki, barierach komunikacyjnych i rolach nałożonych na poszczególne dzieci w rodzinie z problemem.

W pewnym momencie, jeszcze przed przerwą jedna kobieta z sali wyrwała się ni z gruszki ni z pietruszki z zapytaniem do uczestniczki będącej na scenie „jak do was trafić, czemu się zamykacie na kontakt z dorosłymi?” pytania te, były poprzedzone wywodem tejże kobiety na temat piastowanego stanowiska, a mianowicie przedstawiła się jako dziennikarz. Odpowiedzi w zasadzie nie uzyskała, bo i porę do odezwania się sobie znalazła najgorszą z możliwych, ale dziewczyna ze sceny poinformowała ją, iż „sytuacje są różne”.

Myślałam, iż po przerwie owej dziennikarki już nie zobaczę, ale o dziwo została. Młodzi ludzie przedstawiali całą otoczkę uzależnień, poczynając od sytuacji w rodzinie i braku wsparcie dla dziecka. Problem przedstawiali zarówno z perspektywy rodzica, od którego dziecko wymaga zrozumienia, samo mu tego zrozumienia jednak nie okazując, po stawienie się analogicznie po stronie rodzica, który równie mało potrafi swoim dzieciom dać, zamykając się we własnej strefie.

Było i przeciągnięcie po kwestii rozwodów i nieobecności rodzica. Słuchałam dzieciaków, które opowiadały, iż nie mają własnego miejsca, czują się jak towar na wypożyczanie, iż często czas, który normalnie mogłyby spędzić z rówieśnikami, muszą spędzać z rodzicem nieobecnym na co dzień.

Nie wiem dlaczego, ale co chwila zerkałam na ową dziennikarkę, była zamyślona, zainteresowana, zasłuchana i milcząca. Być może coś jej świtało, kiedy nastolatka opowiadała to, czego ona sama nie potrafiła się domyślić. I szczerze – podejrzewam, iż niejeden rodzic powinien posłuchać, głosu przedstawicieli nowego pokolenia, pozbawionego pełnych więzi rodzinnych, szukającego sposobu na życie w tym świecie, o którym jeszcze wciąż mało wiemy, ponieważ mało wiemy o tym, w jaki sposób taki model wychowania (porozwodowy) wpływa na psychikę nas wszystkich jako społeczeństwo i na każdego z nas z osobna.

Podobał mi się sposób w jaki te młode osoby opowiadały o błędach w komunikacji, o tym czego wymagają od rodziców jak choćby :

-argumentów „dlaczego nie?”, co to jest za odpowiedź „nie, bo nie?”, jak by się czuł rodzic gdyby mu ktoś w sklepie tak odpowiedział?

– rozróżnienia między swobodą a bezpieczeństwem,

– kształtowania zachowań bez niszczenia relacji,

– partner a autorytet – tu chodziło o to żeby dzieciom dawać przykład własnym zachowaniem, szczerą rozmową,

– konsekwencje negatywnych zachowań – nakłanianie dziecka do naprawienia błędów, a nie naprawiania błędów za dziecko

… i tak dalej.

Nastolatkowie wspominali też o technice FUKO: Fakty, Uczucia, Konsekwencje, Oczekiwania. Jest to metoda komunikacyjna, dotycząca konstruktywnego udzielania informacji zwrotnej . Przykład „kiedy na mnie krzyczysz (F), odczuwam (U) dyskomfort (K), chciałabym zmiany twojego zachowania (O)”.

Podsumowując: obserwacje, myśli, emocje i potrzeby stanowią filary komunikacji.

Tylko po co tyle o komunikacji? Bo wszystkie problemy pojawiają się z jej braku, oczywiście poza błędami wynikającymi z genetyki. Podam przykład z życia, w mojej poprzedniej firmie kierownik nie umiał rozmawiać z ludźmi, tak żeby budować więzi. Tworzył mury swoich oczekiwań, którymi się sztucznie odgradzał, przez to stracił kontakt interpersonalny z osobami obok, a pozostał mu jedynie zawodowy. Suchy, zimny, bez grama serdeczności, taki właśnie zyskał wizerunek. Nie podchodziło się do niego, bo i po co… ?

Wracając do kontaktu rodzic – dziecko, można uzyskać ten sam efekt, jaki uzyskał mój były kierownik w pracy, jeżeli się postąpi podobnie, czyli nie zbuduje więzi, a nastawi na ciągłe wymagania. jeżeli nie da się dziecku szczerej uwagi, to się straci dziecko/dzieci. Dziecko bez korzeni, to potencjalna ofiara rozmaitych nałogów (używki, uzależnienia behawioralne i psychiczne), bo… nikt go nie przytrzyma, by nie upadło, nikt go nie pociesza, nikt go nie chwali, „że jest wystarczające, jakie jest”. Taki zimny rodzic nie usłyszy od dziecka żadnej informacji, kiedy pojawi się problem nałogu…, bo nie ma rozmowy, nie ma bazy. Nie ma tego bezpiecznego domu, w którym ktoś na nie czeka w którym można się rodzicowi zwierzyć, albo uzyskać wsparcie w sytuacjach trudnych.

I bardzo mi się podobało kiedy nastolatka powiedziała, iż jeżeli rodzic czegoś nie potrafi zrobić, żeby dziecko wychować, jeżeli nie nauczył się czegoś od swoich rodziców i czuje, iż coś źle działa w jego relacjach z dzieckiem, to nie będzie żadną ujmą jeżeli poszuka pomocy… doszkoli się, pójdzie do poradni dopytać. I taki rodzic nie powinien się z tym źle czuć, bo takiemu rodzicowi należy się największy szacunek, taki rodzic to bohater.

Spojrzałam na dziennikarkę, przez cały czas siedziała zamyślona, dla niej to była chyba ważna konferencja.

Idź do oryginalnego materiału