Nie wszystko jest tym, czym się wydaje

newsempire24.com 2 dni temu

Wszystko nie jest tak, jak się wydaje

Przed porannym obchodem do ordynatoru weszła pielęgniarka Halina i z zaufaniem szepnęła:

— Pani Doktor Elżbieto, Lena z piątej sali cały wieczór prosiła, żebym dała jej ubranie i wypuściła do domu. Mówiła pani, żeby zgłaszać takie sytuacje.

— Dziękuję, Halinko, zajmę się tym. — Elżbieta poprawila wymykający się z czeplka kosmyk i ruszyła w stronę sali nr 5.

Przy oknie leżała dziewczyna, odwrócona twarzą do ściany.

— Witaj, Kasiu, co się stało?

Kasia gwałtownie się odwróciła i usiadła na łóżku.

— Proszę mnie wypisać. Nie mogę tu dłużej leżeć. W domu przynajmniej będę miała co robić, a tu… — W głosie zabrzmiało łkanie, a w jej oczach pojawiła się prośba.

— Płakać nie wolno, zaszkodzisz dziecku. Czy może zmieniłaś zdanie co do porodu? — spytała stanowczo Elżbieta.

— Nie, nie zmieniłam. Czuję się dobrze. Obiecuję, iż w domu będę odpoczywać i nic nie robić. Proszę, niech mnie pani wypisze. Na dworze taka ładna pogoda, a ja siedzę zamknięta w tej dusznej sali. — Dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało.

— Dobrze. Jutro zrobisz badania, USG i wtedy zdecydujemy. jeżeli wszystko będzie w porządku, wypiszę cię — obiecała Elżbieta.

— Dziękuję! — Kasia złożyła ręce jak do modlitwy. — Obiecuję, iż będę ostrożna, a jeżeli coś się stanie, od razu do pani zadzwonię.

Elżbieta wyszła z sali. Wciąż nie mogła pojąć, jak jej syn mógł zakochać się w tej bladej, niepozornej Kasi. Przecież Wojtek był taki przystojny, pracował w wielkiej firmie… Pracował. W myślach się poprawiła. To był jego wybór, a wyboru syna musiała szanować. jeżeli pokochał tę dziewczynę, ona też spróbuje ją polubić.

Jeszcze na trzecim roku studiów Wojtek zakochał się w żywiołowej i pięknej Oli, i to tak bardzo, iż stracił dla niej głowę. Wspaniała była z nich para. Ale po roku Ola porzuciła go dla jakiegoś obcokrajowca. Syn długo cierpiał, przestał chodzić na zajęcia. Elżbieta bała się, iż rzuci studia.

Z czasem Wojtek się pozbierał, skończył uniwersytet, dostał pracę w prestiżowej firmie. Ale długo jeszcze nie patrzył na dziewczyny. Aż spotkał tę Kasię — jasnowłosą, drobną i niepozorną, zupełne przeciwieństwo bujnej Oli. Może pomyślał, iż taka go nie zdradzi.

— Mamo, poznaj Kasię — powiedział, gdy pierwszy raz przyprowadził ją do domu.

I Elżbiecie trudno było ukryć grymas. Wszystkie Kaisie, jakie kiedykolwiek znała, były jakieś dwulicowe. Na zewnątrz — słodkie i delikatne, a w środku — chytre i przebiegłe. Miała nadzieję, iż ich związek z Wojtkiem gwałtownie się skończy — zbyt różniło ich wszystko.

Gdy syn oznajmił, iż biorą ślub, Elżbieta znów się powstrzymała.

— Złożyliście już papiery? — spytała zamiast gratulacji.

— Jeszcze nie. A ty nie cieszysz się? — zaniepokoił się Wojtek.

— Ważne, iż ty się cieszysz — odpowiedziała cicho.

Syn podarował Kasi pierścionek z diamentem, który teraz błyszczał na jej cienkim paluszku. Ślub zaplanowali na sierpień. Elżbieta liczyła, iż do tego czasu coś się zmieni, a Wojtek zmieni zdanie.

I przywołała nieszczęście. Na urodzinach kolegi syn wypił, nie wsiadł za kierownicę, Kasię odesłał taksówką, a sam poszedł pieszo, by się przewietrzyć. W ciemnej uliczce zobaczył, jak dwóch mężczyzn wpycha dziewczynę do samochodu. Ta broniła się i wołała pomocy.

Wojtek interweniował. Jeden z napastników dźgnął go nożem w brzuch. Samochód odjechał, zostawiając syna na chodniku. Znaleźli go dopiero rano — było za późno.

Elżbieta mimowolnie obwiniała Kasię. Dlaczego nie nalegała, żeby jechał z nią? Obwiniała też siebie. W końcu to ona wychowała go na takiego człowieka.

Myślała, iż nie przeżyje tej straty. A jednak wróciła do pracy. Niedawno na oddział trafiła Kasia — w dziesiątym tygodniu ciąży, z zagrożeniem poronienia. Wszystko wskazywało, iż to dziecko Wojtka. Kasia to potwierdziła.

Elżbieta dawała jej najlepsze leki, pilnowała, by przestrzegała zaleceń. Cieszyła się, iż będzie miała wnuka — zrobiłaby wszystko, by się urodził. Najlepiej chłopca. Ale i dziewczynkę pokocha — to przecież dziecko Wojtka.

Przed wypisem spytała Kasię, czy spotka ją matka.

— Mama nie wie — odpowiedziała zmieszana.

— Jak to? Dlaczego jej nie powiedziałaś? — zdziwiła się Elżbieta.

— Mama wychowała mnie sama. Zawsze bała się, iż urodzę bez męża. A teraz…

— Ale Wojtek cię poprosił o rękę. Mieliście wziąć ślub. Gdybyśmy wiedzieli, iż jesteś w ciąży, nie czekalibyśmy — tłumaczyła gorączkowo.

— Sama nie byłam pewna. Chciałam powiedzieć, gdy będę wiedzieć na pewno. Nie zdążyłam. Więc też zostanę samotną matką — powiedziała smutno.

— Ale masz nas. Nosisz dziecko Wojtka, naszego wnuka czy wnuczkę. PomPo latach, gdy mała Janka pierwszy raz podeszła do niej, wołając “babciu”, Elżbieta zrozumiała, iż czas zatoczył koło, a los dał jej drugą szansę, choć w zupełnie innej formie, niż się spodziewała.

Idź do oryginalnego materiału