"Nie wyprawiam dzieciom przyjęć urodzinowych. Szkoda mi na to pieniędzy"

gazeta.pl 1 tydzień temu
Urodziny dla dzieci żądzą się swoimi prawami. Dziś już nie wystarczy dać dziecku do żłobka, przedszkola, czy szkoły torby łakoci, aby poczęstowało kolegów i koleżanki. Teraz rodzice stają na głowie, prześcigając się w pomysłach na mini prezenciki i zapraszając pozostałe dzieci na "kinder bale" w salach zabaw z dmuchańcami, czy specjalnymi animatorami. Koszt dość wysoki, toteż na przeciwległym biegunie mamy rodziców, którzy z tego typu atrakcji całkowicie rezygnują.
Jedna z mam zdobyła się na szczerość i przyznała w rozmowie z dziennikarzami jednego z angielskojęzycznych portali, iż nie organizuje żadnych przyjęć urodzinowych dla swoich dzieci, bo zwyczajnie szkoda jej na to pieniędzy i własnego zdrowia, bo uganianie się za wrzeszczącą gromadką i pilnowanie, by nikt nie zrobił sobie krzywdy, nie należy do najmilszych momentów.
REKLAMA


Zobacz wideo Sławomir napisał piosenkę specjalnie na swoje 40. urodziny. "To już jest przekroczenie pewnej granicy i kryzys wieku średniego"


Położyła kres wystawnym urodzinom dla dzieci
"Nie wyprawiam dzieciom przyjęć urodzinowych dla moich dzieci - ludzie uważają, iż to okrutne, ale mnie to nie obchodzi, nie marnuję pieniędzy" – przyznała Anna Tyzac, cytowana przez angielskojęzyczny portal thesun.co.uk. Oczywiście kobieta, jak wiele innych mam, przez lata wydawała fortunę na imprezy, animatorów, jedzenie i inne atrakcje – teraz jednak się zbuntowała. "Dodatkowo trzydziestka wrzeszczących dzieci, biegających dookoła nie jest najbardziej relaksującą rzeczą. Teraz normą jest wynajęcie animatora na imprezę, wraz z dmuchanym zamkiem lub miękkim sprzętem do zabawy" - powiedziała, wspominając, jak proste, zabawne i tanie były kiedyś imprezy urodzinowe dla maluchów.


Kobieta uważa, iż czasy własnoręcznego pieczenia ciasta i zapraszania kilku kolegów z klasy do ogrodu, czy domu już dawno minęły. "Teraz jest wszystko na pokaz. Im drożej, więcej i kiczowato, tym lepiej" – zauważa kobieta. Zaznaczyła również, iż "pokazy balonów" i "torty na zamówienie" na przyjęciach urodzinowych maluchów są teraz czymś zupełnie normalnym, a koszty mogą gwałtownie się sumować. Dodatkowo w tej chwili uważa się za dość niestosowne, a na pewno niegrzeczne niezapraszanie całej klasy dziecka, choćby jeżeli przyjaźni się ono tylko z niewielką garstką dzieci. "I tu właśnie koszty rosną" - dodała.
Mama przyznała również, iż w przeszłości choćby poddała się temu trendowi i "poszła na całość" na urodziny swojego malucha. Zamówiła choćby przedstawienie kukiełkowe u animatorów, ale teraz ma już dosyć tej całej nagonki. "Wydałam kiedyś fortunę na elegancką imprezę wspinaczkową na urodziny syna, ale on choćby nie cieszył się z uroczystości. Kiedy pojawił się uśmiech na jego buźce? Jak zabrałam go i kilku jego kumpli na pizzę. To właśnie w tym małym lokalu, bez tortu, ale w gronie najbliższych – bawił się najlepiej" – przyznała.


Nie organizuje przyjęć, ale nie rezygnuje ze świętowania
Mama, która zdecydowała się na dość szczere wyznanie, przyznała, iż chociaż nie organizuje już dużych i wystawnych urodzin dla swoich dzieci, nie oznacza, iż tego dnia nie świętuje. Wręcz przeciwnie, jednak jest to bardziej na luzie i ze spokojem, a co najważniejsze – bez wydawania ogromnej sumy pieniędzy. W rzeczywistości, na 10. urodziny swojego drugiego syna, Anna postawiła na prostotę i zafundowała mu lunch z dziadkami, a następnie zabawy w basenie.


Mama wyjaśniła, iż jej najstarsze dzieci skończyły już z hucznymi obchodami urodzin, co bardzo ją ucieszyło. Nie jest tak jednak w przypadku jej najmłodszego dziecka, które wciąż jest zapraszane na imprezy organizowane przez jego kolegów z klasy, ale jak sama zaznacza, maluch nie chodzi na wystawne przyjęcia do kogoś, kogo nie lubi. "Pojawia się tylko tam, gdzie świętują jego bliscy przyjaciele" – dodała.
Idź do oryginalnego materiału