Nie zabieram mojej nastoletniej córki na rodzinne uroczystości. Powód oburza rodzinę

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Siedzenie z ciotkami przy stole to nie jest szczyt marzeń dla nastolatka. fot. Joshua Rawson-Harris/unsplash


Agata początkowo zmuszała córkę do jeżdżenia na imieniny do cioci. Zrozumiała jednak, dlaczego warto odpuścić nastolatce. Rodzina jednak nie rozumie jej lekceważącego podejścia do rodzinnych spotkań.


"Absolutnie nie ma sensu zmuszać dzieci do czegoś, do czego nie mają ochoty. jeżeli masz nastolatka w domu, to dokładnie wiesz, iż choćby jeżeli łaskawie zrobi to, czego od niego oczekujesz, to gwałtownie tego pożałujesz. Nienawidzę tego spojrzenia, całej tej mowy ciała, które każdym centymetrem pokazuje, jak olbrzymia krzywda mu się dzieje.

Jednym z takich punktów spornych w naszym domu przez jakiś czas były rodzinne spotkania. Początkowo walczyłam z córką, ale w końcu postanowiłam odpuścić. Kiedyś lubiła jeździć do rodziny, jednak w pewnym momencie spotkania z młodszymi kuzynami ją zaczęły nudzić, zupełnie tak samo jak siedzenie przy stole z dorosłymi. Naburmuszona siedziała więc gdzieś w kącie. Jak nie klepała w telefon, to czytała książkę lub słuchała czegoś na słuchawkach. Niby była z nami, ale totalnie nieobecna i niezainteresowana.

Co jakiś czas ktoś ją zagadywał, czy wszytko ok i jak w szkole. Widziałam tylko, jak się sili na sztuczny uśmiech i wraca do swoich zajęć. Nie wytrzymałam i ja przy kolejnej takiej sytuacji zapytałam: 'co jest?'. 'Nic, poza tym, iż jestem w miejscu, w który nie mam ochoty być' – usłyszałam.

Po co mam tu być?


Faktycznie przed wyjściem pojawiały się pytania: 'czy muszę?', a ja pewna, iż musi, choćby nie brałam pod uwagę, iż mogłoby być inaczej. Teraz też ciągnęłam moją narrację: iż wypada, iż rodzina, iż trzeba. Córka rzuciła tylko: 'Już widzę, jak ty z euforią latałaś na wszystkie imieninki'.

Początkowo się wkurzyłam, a potem zdałam sobie sprawę, iż rzeczywiście nie znosiłam tego. Wolałam być ze znajomymi lub leżeć w swoim pokoju z książką, niż siedzieć przy stole z dorosłymi lub zabawiać rodzeństwo. Faktycznie nie znosiłam tego, ale nie podlegało to dyskusji. Rodzinne spotkania to świętość, trzeba było być, zwalniała tylko choroba.

Zdałam sobie sprawę z tego, iż choć może wypada, to przecież to nie ma absolutnie sensu. Jest zła lub smutna, nie ma towarzystwa i zajęcia. Zamula w kącie, siląc się na grzeczne odpowiedzi i tyle.

To nie zbrodnia


Dotarło do mnie, iż tak naprawdę każdy z nas ma wybór, a na pewno nastolatek, który na takich spędach nie ma nic do roboty. Sama niejednokrotnie czuję, iż wypada, iż muszę iść, choć ochoty nie mam, a potem siedzę jak na szpilkach. Jaki jest tego sens? Postawiłam więc, iż odpuszczę i pozwolę córce decydować, czy chce iść na rodzinną imprezę bez względu na jej rangę.

Pierwsze wyjścia bez niej były nieco dziwne, każdy dopytywał, czy jest chora, albo może ma jakiś egzamin. Starsze pokolenie oczywiście to oburza, iż jak tak można bez żadnego poważnego powodu. Początkowo przedstawiałam mój punkt widzenia, ale nie dociera. Więc już nie tłumaczę zbytnio, mówię, jak jest: 'ma naście lat i inne sprawy na głowie'.

Poczucie obowiązku to forma zadowalania innych ludzi, chciałbym, by moje dziecko jednak było wolne od takich społecznych smyczy. Chcę, by córka wiedziała, iż może odmówić zaproszenia, bez zmyślania powodu i poczucia winy, iż robi coś złego.

Bo przecież nie robi.

A efekt? Zniknęło napięcie między nami i o dziwo kontaktu z rodziną też nie straciła. Nagle się okazało, iż każdy zainteresowany jej losem ma do niej numer telefonu i nagle zaczął robić z niego użytek".

Idź do oryginalnego materiału