REKLAMA
Barbara Nowacka, ministra edukacji narodowej przekazała, iż przedmiot edukacja zdrowotna wejdzie do szkół od 2025 roku i będzie jednak nieobowiązkowy.- Muszę chronić szkoły przed awanturą polityczną - tłumaczyła na antenie RMF FM. Nowacka podkreśliła, iż będzie zachęcać do nowego przedmiotu rodziców, nauczycieli i uczniów, a po zakończeniu roku szkolnego ministerstwo przeprowadzi "bardzo poważne rozmowy z nauczycielami" o tym, jak ten program się sprawdza."Mamo, tato broń polskiej szkoły". Dzieci tracą na tej obsesjiZa każdym razem, kiedy dzieci mają uczyć się w szkole m.in. o swojej płodność, o życiu seksualnym, o świadomym współżyciu seksualnym, znajdą się politycy, którzy będą namawiać do tego, aby przedmiot bojkotować. Tak było z nieistniejącym już wychowanie do życia w rodzinie, tak jest teraz z edukacją zdrowotną (EZ).Kilka dni temu na krakowskim rynku i warszawskim Placu Zamkowym, ludzie, za namową Karola Nawrockiego, kandydata na prezydenta z ramienia PiS, protestowali pod hasłem: "Tak dla edukacji, nie dla deprawacji". Na transparentach napisy: "Miłość = mama + tata", "To rodzic decyduje, jak szkoła wychowuje", "Mamo, tato broń polskiej szkoły".
Obsesja na punkcie seksualność człowieka wciąż ma się u nas znakomicie. Ucierpią na tym dzieci. Bo zamiast uczyć się w szkole o swoim ciele, o profilaktyce zdrowia, o tym, czym jest zły dotyk, pigułka gwałtu, będą polegać na treściach z sieci.Skoro edukacja zdrowotna nie będzie obowiązkowa, to już wiadomo, iż tylko nieliczni rodzice zapiszą dzieci na lekcje. A szkoda. Bo elementy związane z cielesnością człowieka to tylko wycinek tego, czego dzieci będą dowiadywać się na lekcjach EZ. Rodzice nie zawsze mają czas na to, aby pogadaćTym bardziej iż nie da się uczyć dzieci o zdrowiu, pomijając przy tym, "pewne części ciała". Nad podstawą programową przedmiotu EZ pracowali eksperci. To szeroki, kompetentny program o profilaktyce zdrowia w ogóle.W programie jest nie tylko o tym, iż dziecko może stawiać granice, iż ma prawa dotyczące swojego ciała i seksualności, ale także o tym, czym są uzależnienia, depresja, jak zadbać o zdrowe odżywianie, o swoją kondycję psychiczną i fizyczną, jakie badania robić, aby nie przeoczyć poważnych chorób.To jest wiedza, którą dzieci muszą wynieść ze szkoły.Nie da się polegać tylko na rodzicach, bo nie wszyscy przygotują dzieci do świadomego życia. Bo albo nie mają czasu w to, aby pogadać z dzieciakiem, albo sami nie mają odpowiedniej wiedzy i zasobów, albo skręcili w stronę lewoskrętnej witaminy C.A program EZ to zbiór zagadnień i tematów, o których powinno usłyszeć każde dziecko wchodzące w dorosłość. To wiedza, którą będzie można zdobyć w szkole, i która - nie mam wątpliwości - jest bardziej potrzeba niż to, w którym roku koronowano Pepina Krótkiego i czyim był synem.
Kilka lat temu w szkole mojego dziecka na wywiadówce, wychowawczyni puściła listę, aby wpisywać dzieci, które będą uczęszczały na lekcje wychowanie do życia w rodzinie. (Ten przedmiot ma zastąpić edukacja zdrowotna). Na liście znalazły się raptem trzy nazwiska. Powód? Dzieci spędzają w szkołach po 7-8 godzin lekcyjnych, po szkole mają dodatkowe zajęci i wciśnięcie do grafiku dziecka każdej dodatkowej godziny obowiązków to ekwilibrystyka. Dodatkowy, bez nagrody?Jeśli można z czegoś rezygnować, to rezygnuje się z przedmiotów, które "nic nie dają". Skoro nie ma oceny, nie podniesie średniej do paska, to znaczy, iż nie warto zawracać sobie głowy.
Wychowanie do życia w rodzinie było przedmiotem martwym. W przyszłym roku szkolny EZ podzieli los WDŻ. Bo to będzie dodatkowy przedmiot, dodatkowa godzina lekcyjna, dodatkowe obciążenie, za to bez szóstki na świadectwie. Uczniowie i uczennice ósmych klas mają tygodniowo minimum 33 godziny lekcyjne. W szkołach prywatnych o wiele więcej, ok. 40. Dzieci ze starszych klas, szczególnie te, które chcą brać udział w olimpiadach, po lekcjach chodzą na kółka: biologiczne, historyczne, matematyczne, chemiczne, geograficzne. Oznacza to, iż w szkole są często od godz. 8.15 do 17.30.Ci ambitni, którzy poprawiają słabsze oceny, meldują się w szkołach już na godz. 7.30. Na dyżury nauczycielskie, aby poprawić oceny ze sprawdzianów, które gorzej im poszły. Dzieci z klas ósmych w weekendy chodzą na kursy przygotowujące do egzaminów, alby w tygodniu mają korepetycje z matematyki, polskiego i angielskiego.Jeśli dzieciom zależy na tym, aby dostać się do szkół rankingowych, od siódmej klasy walczą o każdą ocenę, o każdy dodatkowy punkt. To jest wyczerpujący maraton. Na pytanie rodzica: "Czy zapisać cię na lekcje edukacji zdrowotnej, bo dowiedz się tam o tym, iż trzeba się wysypiać, a także o tym, jak rozpoznać u siebie początki epizodu depresyjnego, też o tym, iż jak pójdziesz do liceum, ktoś może ci wrzucić do napoju pigułkę gwałtu", to jestem niestety pewna, iż 90 proc. dzieci odpowie, iż to "ciekawe, potrzebne i ważne, ale nie mają już na EZ czasu". Bardzo dobry program przedmiotu edukacji zdrowotnej został niestety zniszczony przez konserwatywnych polityków i ludzi, którzy mają niezdrową obsesję na punkcie ludzkiej seksualność. To jedno. A drugie to, to, iż wprowadzając nowy, bardzo potrzeby przedmiot, trzeba zrobić na to miejsce. Bo czas dzieci nie jest z gumy. Nie można im tylko dokładać. Żeby coś dodać, coś - być może mniej potrzebnego - trzeba coś zabrać.
Czytaj również: "Natasza wstaje o 5 rano, aby nagrać TikToka, jak maluje się do szkoły. Chodzi do 7 klasy"