Nie patrząc na synka, zostawiła wózek przy brudnym garażu i poszła sobie odpocząć. Asia, ciężko dysząc i spoglądając za siebie, zatrzymała się. choćby nie spojrzała na synka, zostawiła wózek przy jakimś zniszczonym garażu i poszła. Serce waliło tak mocno, iż gotowe było wyskoczyć z piersi. Kobieta przyspieszyła krok.
Na chwilę wpadła myśl czy nie popełniła najgorszego i najbardziej okropnego błędu w życiu? Czy naprawdę tak można postępować z żywą istotą? Nagle rozbłysło światło, grzmot rozdarł się. Burza nasilała się. Asia celowo czekała na niedobrą pogodę. W deszczu mało kto spaceruje po ulicy. Więcej szans, iż zostanie niezauważona. Z drugiej strony, kto ją zauważy w tym zapomnianym miejscu na obrzeżach miasta? Same nieużywane garaże i włóczące się psy.
Asia zatrzymała się i zmusiła się, żeby się odwrócić. Czy można powiedzieć, iż zostawiając dziecko, postąpiła najgorszym, najbezczulszym sposobem? Asia pokręciła głową.
Dla niej same prawdy i po prostu pozbyła się obciągania. Umysł był czysty. Dotarwszy do domu, kobieta westchnęła i położyła się na łóżku w jednej bluzce, zapadając w głęboki, spokojny sen.
***
Halina krzyczała na męża tak mocno, iż w pewnym momencie straciła głos. Stanisław siedział z poważną miną i słuchał wszystko, co myślała o nim.
Sprawą było to, iż sprzedał mieszkanie, które dostał po rodzicach. Chciał wyjaśnić sytuację, ale żona nie dawała mu słowa, żeby się wtrącał.
– Ludzie całe życie harują, żeby mieć nieruchomość i godnie żyć na starość, a ty ty
– chrypiała Halina. Znikaj! Idź stąd!
– A dokąd mam iść?
Żaden kłótla się nie skończyła taką histerią. To jakby demony wziąły żonę w garść.
Halina nie myślała, gdzie pójdzie mąż. Mieszkali w przestronnym dwupokojowym mieszkaniu, a mieszkanie Stanisława wynajmowali. Dochód z wynajmu miał być ich złotym poduszką na starość. Teraz wszystko runęło.
Ale Halina wkurzyła się nie tyle z faktu sprzedaży, ile z tego, iż Stanisław nie doradził się z nią. Oczywiście, iż wpadła w panikę, bo każdy konflikt można rozwiązać rozmową.
– Idź już, nie płacz!
Stanisław podniósł głowę, wyszedł z mieszkania i trzaskał drzwiami tak mocno, jak tylko mógł. Dał do zrozumienia: i on ma charakter.
Na dworze lało mocno. Nie było dokąd iść. Rodzice stracili wszystko, kiedy miał dwadzieścia lat. Nie chciał opowiadać przyjaciołom o kłótni z żoną, żeby nie wywołać kolejnych spięć. Zastanawiał się, co zrobić, kiedy nie będzie już miał własnych dzieci.
Wsiadł do samochodu i pomyślał, iż zostanie na noc tutaj. Zauważywszy, iż Halina patrzy z okna, odjechał nieco dalej. Niech go prowadziły myśli, iż popełnił błąd, bo jego własne słowa go przytłoczyły. Trochę się pożałował, iż był nieostrożny w słowach.
***
Mijały lata, a Halina w końcu przyznała się, iż biegała po wszystkich komisach, walcząc o prawo do własnego dziecka. Stanisław, który od początku nie chciał przyjąć odpowiedzialności, sprzedał mieszkanie i nie konsultował się z żoną. Po leczeniu hormonami i innych lekach Halina straciła poczucie siebie. Marzyła o dziecku i robiła wszystko, żeby w ich życiu zagościł szczęśliwy moment. Niestety, nic nie wyszło. ale leczenie przyniosło tylko więcej problemów zdrowotnych niż ulgę. Koszty wszystkich badań przeszły wszelkie wyobrażenia.
Stanisława zaczęło wydawać się, iż pracują wyłącznie w przychodni.
Zadał sobie poważne pytanie: czy woli mieć przy sobie zdrową kobietę, czy szczęśliwą? Zrozumiał, iż w głębi duszy pogodził się z tym, iż nie będzie miał dzieci. Los wydaje się być taki. Myśli, iż trzeba zostawić żonę i szukać kogoś innego, choć nigdy nie miał takiego zamiaru. jeżeli nie ma dzieci od Haliny, po co w ogóle? Może lepiej zaadoptować jakiegoś malucha i wychowywać go.
Wszystkie te rozważania próbował jej przekazać, ale ona nie chciała słuchać i odebrała to jako wrogi atak.
– pozostało ktoś? zapytała. Dlaczego prosisz, żebym się poddała?
– Nie mogę już żyć, jeżeli nie mam dziecka, odpowiedziała Halina, łamiąc się w płaczu.
Żona nie mogła uwierzyć, iż mógł zrezygnować z własnych planów o dzieciach. Wreszcie zrozumiała, iż bez dziecka Halina nigdy nie będzie szczęśliwa.
Stanisław odjechał z podwórka na główną aleję. Przypomniał sobie, iż na obrzeżach miasta ma garaż. Noc można tam spędzić.
Garaż z żoną prawie nie używali. Przechowywali tam opony i różny graty, które lepiej wyrzucić, ale ręce nie podnosiły się do tego. Powinni byli to ogarnąć, ale pamiętali o garażu dwa razy w roku, kiedy przychodził czas przemeblowania samochodu.
Droga była pusta. W niedzielny dzień ludzie zostawali w domach. Należało pomyśleć burza była tak silna, iż rury kanalizacyjne nie wytrzymały przepływu wody. Stanisław przyspieszył pedał gazu, nie bojąc się złapać wodnego podmuchu.
Chciał jak najszybciej dotrzeć do garażu. Tam leżał stary, elektryczny czajnik.
Halowa, nie zauważając pod oknem samochodu, wybuchła gniewem. Prawie prawie przyznała się i wyda więcej przeprosić za słowa ale żadne nie zatrzymały jej kłopoty wtedy wystarczy by wyprać numer telefonu męża i zadzwonić do przeprosin.
Stanisław przyjechał na garaże w rekordowym tempie. Wózek zauważył od razu. W jego głowie nie było myśli, iż w nim leży mały chłopiec. Dopiero po wyjściu z auta usłyszał głośny płacz i zrozumiał, co się stało.
Wszystkie kłótnie i sprzeczki po prostu zniknęły z głowy i już nie miały znaczenia. Dziecko było rozebrane, zmarzło, było mokre i głodne.
Trzeba było wezwać pogotowie. W wózku leżało zmarszczone świadectwo urodzenia i surowe mięso. To było szokujące, ale nie było czasu w rozmyślanie. Stanisław postanowił zabrać chłopca i zawieźć go do domu.
Halina, słuchając niejasnych wymówek męża i przytulając niemowlę, nie mogła uwierzyć, iż ktoś mógł zostawić dziecko w taką burzliwą noc.
Później myśl się zmieniła: Los jest taki, co ma przyjść. Czy to naprawdę mogło być przypadkiem, iż mąż znalazł rzuzywanego chłopca? W ich sytuacji żaden nie miał szansy.
***
Musiał oddać dziecko. Halina trzymała chłopiec w ramionach aż do ostatniego oddechu i nie chciała go puścić.
Stanisław wyjaśnił, kiedy, gdzie i o której godzinie odkrył dziecko.
Policjanci byli zdumieni, iż w wózku leży surowe mięso.
Pojawiło się wrażenie, iż coś stało się z matką dziecka.
– Może matka chłopca poszła do sklepu. Złapała burzę, skróciła drogę przez garaż.
– A może po prostu chciała pozbyć się dziecka?
– Nie, nie widziałem w żadnym miejscu w sklejnym mięcie
Stanisław podszedł do tej sytuacji i nie poddał się iluzji. Nie przyglądał się temu, iż w sklepie sprzedają mię nie w pakiet.
Żadne żądanie przydzw czy nie tak .
W końcu przyjrzeli się temu, iż w wózku wzięMłodsi to spoj …
W końcu przyjęli imię dla chłopca Leszek.
Młodzieniec był zdrowy, pięknie jadł, mocno spał i rozwijał się według swojego wieku.
Halina, stojąc przy dziecięcym łóżeczku, nie mogła uwierzyć, iż mają teraz syna. Nic nie przyćmiło jej radosny stan. choćby najbardziej surowe diagnozy lekarzy o niepłodności nie zmieniły jej nadziei.
Wiele rodzin adoptuje dzieci ze schronisk, i tak się dzieje w ich życiu. Nie tak wypadło w ich przypadku, ale w końcu wszystko się ułożyło i przybyły własne maleństwa.
Wszystko to wydarzyło się w dzień, kiedy przywieźli chłopca do domu.














