Niech uczniowie poczują się Bogami. Choć przez chwilę [rozmowa]

krytykapolityczna.pl 5 godzin temu

Katarzyna Przyborska: Szkoła przekazuje uczniom kanon, klasykę, zestaw wielkich pisarzy i poetów, w dużej mierze podanych strawnie, ale nie do ruszenia. A choćby jeżeli myśl któregoś czy którejś z nich wzburzy młody umysł, zaraz jest on dezorientowany klasówką albo sprawdzianem, koniecznością udzielenia poprawnej odpowiedzi, bo to te są kodowane w punktach i ocenach. Tymczasem ty, nauczyciel, jak wynika z książki Patrz trochę szerzej. Hip-hopowy kurs literatury, masz ochotę oddać uczniom ten język. Niech się pobawią.

Piotr Szwed. Fot. archiwum prywatne

Piotr Szwed: Cenię klasykę, ale rzeczywiście może być tak, iż ta niezmienność kanonu jest problematyczna. Wprawdzie można sobie dzięki temu porozmawiać o książce z wujkiem czy ciocią, bo wszyscy czytali ją jako lekturę w szkole, ale można też odnieść wrażenie, iż szkoła skupiona tylko na kanonie nie mierzy się ze współczesnością. Mówisz, iż chcę oddać uczniom język – nie myślałem o tym w ten sposób, ale podoba mi się to sformułowanie. Język polski to w końcu ich język, a nie jakiś dziwny kod, którego reguły trzeba z mozołem przyswajać.

To dlatego skaczesz od tekstu starszego do całkiem współczesnych?

To, co mnie szczególnie interesuje, to właśnie pewnego rodzaju wycieczki od tekstu do jakiegoś współczesnego problemu. To się udaje poprzez hip-hop, gdy Ero spotyka Rolanda, Belmondo Sokratesa, a Szpaku Młodego Wertera, ale nie tylko w ten sposób. Jestem bardzo zadowolony, kiedy uda mi się wymyślić świeży kontekst do lektury powszechnie uznawanej za jedną z cięższych i anachronicznych, np. do Odprawy posłów greckich Jana Kochanowskiego, która ostatecznie zniknęła w odchudzonej podstawie programowej, a szkoda, bo opowiada o polityce, o manipulacjach i lekceważeniu zagrożenia.

Niedawno przeczytaliśmy ten renesansowy dramat, a potem obejrzeliśmy wspólnie na lekcji rozmowę Roberta Mazurka z Dominiką Lasotą. Zobaczyliśmy chwyty erystyczne, porozmawialiśmy o tym kto, dziennikarz czy aktywistka, się nimi posługują. Nie chciałem nic sugerować, ale moi uczniowie od razu zobaczyli, iż Mazurkowi nie chodziło o dojście do prawdy czy uzyskanie informacji, ale o skompromitowanie rozmówczyni. To zagrało. Uczniowie, którzy nieco się namęczyli z lekturą, zaangażowali się w temat. Zobaczyli egoizm, krótkowzroczność, wygodnictwo. Parys chce zatrzymać Helenę, nie interesują go konsekwencje, jakie poniesie Troja. Podobnie jak politycy czy korporacje, które chcą zarobić i nie patrzą na to, iż podpalają świat.

Czyli kreślicie sobie na lekcjach taką ponadczasową mapę znaków, kodów kulturowych, odniesień, którymi będzie się można potem bawić?

Jak najbardziej. jeżeli chcesz rozumieć co ciekawsze memy, oczytanie może ci się przydać. W dodatku swobodne podejście do kultury, które Gombrowicz nazywał bezpośrednim lub brutalnym, polega na tym, by naprawę odważnie, czasem choćby na granicy bezczelności, rozmawiać o wielkich dziełach, nie bać się wartościowania, komentowania, bardzo subiektywnego czasem przeżywania relacji z tekstem. Brutalność, bezpośredniość, odwaga w stosunku do kultury – to właśnie szczególnie pociąga mnie w rapie.

Myślę sobie, iż dla nauczyciela, który przerabia tych samych „posłów greckich” od kilkunastu lat, to dość istotne, by nie umrzeć z nudów. Jak się chce komuś „sprzedać” zachwyt, to trzeba być autentycznie zachwyconym, albo chociaż umieć ten stan przywołać.

Ważne jest to, żeby szukać nowych kontekstów dla wszystkich tekstu, przerabianego po raz kolejny, jednak najważniejsze jest to, jakie pytania zadajemy. Pytam uczniów, jaka jest ich hierarchia wartości, i sam się próbuję zastanowić, jaka w tym momencie, w tym roku, o tej porze jest moja. Jak idę na lekcję i mam jakiś popkulturowy pomysł, na przykład do ascetów średniowiecznych dorzucę sobie utwór Quebonafide – nie nudzę się! Jestem ciekawy, co uczniowie mi powiedzą, co znajdą w zestawieniu, będę otwarty na ich interpretacje.

Co znajdują?

Historia Quebonafide jest dosyć ciekawa. Człowiek, który odnosi niesamowity sukces, nagle zawiesza swoją karierę rapową, robi wokół tego artystyczny performance ze stworzeniem swojego alter ego i znika. To się wydarzyło ładnych parę lat temu, wiele osób mówiło, iż to taki efektowny zabieg i Quebonafide zaraz powróci, a on faktycznie się wypisał z show-biznesu, z mediów społecznościowych.

I tę historię zestawiasz ze świętym Aleksym?

To motyw często obecny w lekceważonych tekstach literackich z epoki średniowiecza. Bo asceza w swoim podstawowym znaczeniu jest pewnym ćwiczeniem duchowym. To niekoniecznie musi być umartwianie się dla Boga. To pragnienie, by uprościć swoje życie, utrzymać higienę cyfrową, co może chronić przed nadmiarem, który może destabilizować życie. Kiedy tak zaczynam rozmowę, ona rusza i uczniowie zaczynają opowiadać, jak oni to widzą.

Jak widzą?

Widzą zagrożenia związane z zachłyśnięciem się pieniędzmi, mediami społecznościowymi, materializmem.

To ciekawe. Bo święty Aleksy raczej był widziany jako wariat albo szaleniec boży – oba warianty wystawiają go poza społeczeństwo, ale i zachodnią cywilizację, w której ciągłe pragnienie bogacenia się jest normą i nie trzeba go niczym tłumaczyć, choć doprowadza nas do cywilizacyjnej klęski. Żebrak jest na drugim biegunie, a żaden nie jest wolny. Kogo jeszcze pokazujesz w czasie lekcji o ascetach?

Performance Mariny Abramowicz. Średniowieczny asceta, jak na niego spojrzeć trochę swobodniej, to poszukiwał spokoju, wyciszenia, tożsamości. Ale byli na przykład stylici, którzy spędzali życie na słupach. Skoro wchodzili na słupy, to chcieli być widoczni, swoją ascezą, eksponowaniem ciała, chcieli coś pokazać. To jak performance. I takich kluczy można szukać, one są w hip-hopie, są w sztuce współczesnej, są czasami w treściach publicystycznych, żeby poprzez literaturę przechodzić do rozmowy o tym, co jest dzisiaj istotne dla młodych ludzi.

Mnie zależy, by uczeń mógł powiązać omówione utwory literackie z wydarzeniami społecznymi, politycznymi, z muzyką, ze współczesnymi serialami, z filmami. Cieszę się, jeżeli ktoś, mówiąc o sarmatach, przywoła Potop i pamiętniki Paska, ale też potrafi powiedzieć, co z tym modelem sarmackiego szlachcica zrobiono w serialu 1670. To jest dla mnie jako polonisty dużo ciekawsze i wydaje się bardziej rozwijające.

A czy w tej chwili nie jest tak, iż najważniejszym kontekstem w liceum są stopnie oraz matura?

Oczywiście. Są wyniki, egzaminy, program, który muszę zrealizować, przećwiczyć i powtórzyć to, co jest absolutnie podstawowe. Nauczyciel nie może stawiać jedynie na kreatywność, bo jego odpowiedzialnością jest przygotowanie młodych ludzi do egzaminów, które są zorganizowane w określony sposób. Jednak nie zgadzam się z ludźmi sugerującymi, iż obecna matura jest jakimś bezdusznym, narzucającym określony schemat egzaminem. To stereotyp. Wypracowanie maturalne polega na tym, by odwołać się do lektury obowiązkowej oraz do innego tekstu literackiego i do wybranych kontekstów. Nie ma żadnego klucza maturalnego. Stanowisko ucznia może być oryginalne, wynikające z jego przemyśleń i zainteresowań. Przywołane przez niego konteksty mogą być naprawdę swobodne, ciekawe, twórcze. jeżeli będą łączyły się z precyzyjną, trafną argumentacją, egzaminatorzy powinni ocenić to pozytywnie.

Pamiętam ze szkoły sytuacje, iż nauczyciel zadaje pytanie i odpowiada mu kompletna cisza. Zawsze było mi wtedy żal nauczycieli i z tego współczucia zaczynałam coś odpowiadać.

Wszyscy nauczyciele świata są wdzięczni takim osobom, mówię serio. Każdy z nas się z tym spotyka, choćby najbardziej kreatywny i omawiający najciekawsze teksty. Czasami tak się złoży, iż nie ma ekstrawertyków, liderów aktywności. Są też wspaniali, inteligentni ludzie, ale przy tym skryci, introwertyczni. Nie pchają się, żeby odpowiadać, chociaż wiem, iż cenią moje lekcje. Korzystam czasem z aplikacji Mentimeter, która pozwala na wysyłanie anonimowych odpowiedzi. Wyświetlam je na tablicy. Nie lubię wyciągać, wyrywać uczniów do odpowiedzi, kiedy widzę, iż nie czują się z tym dobrze. Cisza, która się pojawia, może być sygnałem dla nauczyciela, iż powinien pokombinować.

Ludzie czasem nie odzywają się, bo chcą uniknąć oceny. Szkoła nadużywa ocen – oceniany jest wygląd, charakter, talenty oraz ich brak, cierpliwość, poglądy, no i wiedza, albo przynajmniej umiejętność udzielania adekwatnej odpowiedzi.

Przyczyn milczenia może być wiele. Czasem to niechęć do ujawniania poglądów, czasem zmęczenie po trzech sprawdzianach. Tutaj ciekawość powinna pomóc, jeżeli nauczycielowi uda się ją uaktywnić. A może wtedy warto porozmawiać o tym, jak uczniowie się czują, czy czegoś im na tych lekcjach brakuje. Czasem zdarza się, iż ktoś na siódmej godzinie przyśnie. Nie budzę go. Po lekcji podchodzę zapytać, czy coś się dzieje, czy ma jakieś problemy. jeżeli zasnął na ławce, to nie zaangażuje się w ambitną dyskusję filozoficzną czy literacką, jeżeli go tylko wybudzę.

Ty pokazujesz ludzką twarz, inny nauczyciel wykorzysta czyjeś zmęczenie do zademonstrowania władzy. Jak słucham tego, co opowiadasz, to myślę sobie, iż jest też jakiś rodzaj nie do końca uczciwej gry w szkole. Z jednej strony szkoła jest szansą, z drugiej przymusem. Z trzeciej jest ten kontekst egzaminu, który determinuje wszystko. A z czwartej wymaganie, żeby uczniowie się w lekcje emocjonalnie angażowali, chociaż potem się okazuje, iż mają wypełnić jakieś tabelki, jakieś punkty, a to, co myślą tak naprawdę, szkoła ma w nosie.

Jest kilka ról, w których występuję, które są dla mnie i dla uczniów istotne, muszę próbować je równoważyć. Mam być człowiekiem, który dostarczy młodzieży wiedzy i umiejętności. Uczniowie liczą, iż ja się na tym systemie znam i iż ich przez tę grę przeprowadzę.

Oprócz tego trzeba znaleźć jak najwięcej czasu, żeby zadawać sobie pytania, uczyć się kwestionować, krytycznie myśleć, odkrywać i tworzyć siebie. Liceum to niesamowity czas, nigdy wcześniej i nigdy później nie zachodzą w człowieku takie zmiany pod względem tożsamościowym i społecznym.

Czyli, jak rozumiem, pokazujesz, iż choćby w sytuacji, w której uczniowie są zdeterminowani zewnętrznymi wymaganiami, całym systemem, w którym każde działanie powinno być krokiem do celu – mogą wygrać coś dla siebie osobiście? I wyjść z godnością z sytuacji przymusu szkolnego?

Szkoła nas wpycha w rozmaite ramy, związane ze sposobem organizacji zajęć, z tym, jakie teksty są omawiane, z pewnym typem ćwiczeń. Jednocześnie głęboko wierzę i mam nadzieję, iż to mi się udaje czasem realizować, iż szkoła może być przestrzenią wolności dla ucznia i dla nauczyciela. Dlatego może ten hip-hop się u mnie pojawił, bo są takie furtki, takie możliwości w tym systemie, z których może za rzadko korzystamy my, nauczyciele, by pokazać, iż ja tu mogę być sobą i wy też możecie być sobą. Spędzamy tutaj tyle czasu, więc szukajmy sposobów, by w tym miejscu budować cenne relacje czy zadawać pytania, które dla nas są istotne.

Bronisz szkoły.

Tak. Na tym też polega wartość szkoły publicznej, iż zbiera ludzi bardzo różnorodnych, którzy w tej grupie będą wypracowywali warunki do rozmowy opartej na ciekawości, na szacunku. Wiele razy zdarzyło mi się obserwować, jak osoby, które ze względu na różnice poglądów, dotyczące polityki czy religii, na początku patrzą na siebie sceptycznie czy z lekceważeniem, a później zawiązują relacje, razem tworzą, dzielą pasje.

Czy jesteś Bogiem? Szkolnym demiurgiem?

Nauczyciel, który uważa się za Boga, to przepis na koszmar. Nie ma nic gorszego niż przekonany o swojej wyższości, nieograniczonej władzy i wiedzy megaloman. W rozdziale o Paktofonice piszę o byciu Bogiem w innym sensie. Chodzi o odwagę w nadawaniu sensu własnemu życiu, o dostrzeżenie wielkiej siły, jaką mamy w języku, która pozwala nam tworzyć, działać, budować wspólnotę opartą na przedyskutowanych wartościach. W takim ujęciu, skoro jestem człowiekiem, to i jestem Bogiem, ale zależy mi przede wszystkim na tym, żeby uczniowie poczuli się Bogami. Choć przez chwilę. Chcę, by mieli możliwość bycia odważnymi twórcami, którzy decydują o swoim życiu i nie boją się ryzyka, kreatywności, choćby obciachu.

Jak planujesz sobie cztery lata liceum? Żeby mieć czas na trenowanie boskości, ale też przygotowanie się do maturalnej gry?

Im bliżej egzaminu, tym coraz więcej mówimy o tej grze, jej zasadach, kryteriach. Skupiamy się na tym, jak wyjść z sytuacji egzaminacyjnej obronną ręką. Natomiast na samym początku, od pierwszych lekcji, wysyłam taki sygnał, iż to wy tu jesteście istotni, to, co myślicie, czujecie, wasze przeżycia, wasze wartości, wasze refleksje.

Jeden z pierwszych tekstów, które proszę, żeby uczniowie napisali w liceum, to krytyka albo pochwała wybranego filmu, książki, płyty, piosenki. Oni się wtedy uczą czegoś, co jest egzaminacyjnie przydatne, czyli argumentowania, a ja zyskuję dzięki temu obraz tych ludzi, dowiaduję się, co im się podoba.

Powiesz coś o zmierzchu profesji krytyka muzycznego?

Wydaje mi się, iż akurat to się łączy z kryzysem prasy w ogóle, kryzysem mediów jakościowych. Ponieważ łączę w swojej pracy perspektywy dziennikarza i nauczyciela, to interesuje mnie, skąd uczniowie czerpią informacje. I nie tak łatwo znaleźć kogoś, kto poda mi nazwisko dziennikarza albo medium, które zajmuje się muzyką. Ale młodzi są bardzo otwarci na różne jej rodzaje.

Jak ja byłam w liceum, muzyka, której się słuchało, była istotnym elementem tożsamości. Teraz też jest?

W dużo mniejszym stopniu. Muzyka dziś jest na wyciągnięcie ręki, przez co jest czasem traktowana jak woda w kranie i nie wyzwala większych emocji. Są oczywiście ważne fandomy zgromadzone wokół wielkich gwiazd, takich jak Taylor Swift, ale komunikaty polityczne znajduję u bardziej niszowych wykonawców. Na pewno przesłanie dotyczące chęci przemiany świata nie jest zbyt widoczne.

Co jest?

W ostatnich latach słuchałem głównie polskiego rapu i on niewątpliwie odzwierciedla istotną przemianę w mówieniu o zdrowiu psychicznym, kryzysach emocjonalnych. Zgadzam się z Jakubem Żulczykiem, iż najważniejszym polskim raperem jest w tej chwili Szpaku.

To przy okazji jego tekstów odważnie piszesz o samobójstwie.

Rozdział Uratował mnie ten rap był najtrudniejszy do napisania, bo tu nie chodziło o odwagę, ale o odpowiedzialność. Dlatego konsultowałem się z drą Halszką Witkowską, a potem jeszcze rozdział został w wydawnictwie przejrzany przez psychoterapeutkę Aleksandrę Józefowską. To jest szalenie istotny, ale i trudny temat, który warto poruszyć przy okazji Cierpień młodego Wertera. Jak sztuka wpływa na stan psychiczny czytelnika lub słuchacza i dlaczego czasem wpływa niesłychanie pozytywnie, a czasem może być destrukcyjna.

Co drugi młody mężczyzna głosuje na Konfederację, a większość młodych kobiet albo na Lewicę, albo na Koalicję Obywatelską. Czy to widać w klasach?

Feministki odnalazły swoją tożsamość, a teraz młodzi mężczyźni szukają swojej. Jak ktoś w szkole zaczyna się wypowiadać w sposób bardzo libertariański, to nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, iż zwykle jest to chłopak, ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Fascynujące jest to, jak na przykładzie dorastających młodych ludzi widać krzyżowanie, przenikanie się różnych tożsamości. Moim zadaniem nie jest ideologiczne urabianie uczniów w stronę prawicy czy lewicy. Chciałbym, żeby niezależnie od tego, jakie poglądy zaczynają reprezentować, uczyli się, iż istotny jest szacunek do faktów, bo jednak fakty powinny być wspólne, z czym jest coraz większy kłopot, ale od czegoś mamy środowisko naukowe, wypracowywane stanowiska fachowych gremiów, zajmujących się np. zmianami klimatycznymi. A więc szacunek dla faktów, a przede wszystkim do drugiego człowieka.

**

Piotr Szwed – literaturoznawca zajmujący się krytyką muzyczną, na co dzień przede wszystkim nauczyciel, autor książek Oddaleniec. Poezja Bolesława Leśmiana wobec romantyzmu polskiego oraz Patrz trochę szerzej. Hip-hopowy kurs literatury. Stale współpracuje z Dwutygodnikiem. Publikował m.in. w „Czasie Kultury” „Pamiętniku Literackim” i „Res Publice Nowej”.

Idź do oryginalnego materiału