Niedziela, godzina 22:45. Dostałam wiadomość od innej mamy i nie wierzyłam własnym oczom

mamadu.pl 2 tygodni temu
"Niektóre momenty w życiu są święte. Niedzielny wieczór to właśnie jeden z tych czasów, kiedy człowiek chce już tylko spokoju, ciszy i chwili dla siebie. Weekend się kończy, dzieci śpią (albo przynajmniej powinny), a głowa powoli przełącza się na tryb nowego tygodnia. I wtedy przychodzi wiadomość – taka, po której człowiek przez dłuższą chwilę patrzy w ekran i zastanawia się, czy to się naprawdę dzieje" – napisała do nas Daria.


Nocne "akcje ratunkowe" dla cudzych dzieci


"Dzwonek powiadomienia na telefonie o tej porze rzadko wróży coś dobrego. Mogła to być wiadomość od koleżanki, która akurat przypomniała sobie o jakiejś plotce, albo od siostry, która zapomniała mi powiedzieć, iż chce, żebym rano zawiozła jej dzieci do szkoły. Ale nie – to była inna mama. I miała sprawę.

'Hej, możesz mi gwałtownie wysłać zdjęcie zadań z matematyki? Mój syn zapomniał zeszytu, po raz kolejny'.

Przez chwilę nie wiedziałam, co odpisać. Czułam się trochę jak w ukrytej kamerze. Serio? Niedziela, noc, a my robimy akcję ratunkową dla czyjegoś dziecka, które znów nie ogarnęło własnych obowiązków? Pytanie brzmiało: dlaczego to ja mam teraz przejmować się jego zapominalstwem?

Zapomniany zeszyt to nie koniec świata


I wtedy mnie olśniło. Przecież to nie jest odosobniony przypadek. To dzieje się nagminnie. W naszych domach, szkołach, na grupach klasowych. Dzieci, które notorycznie zapominają zeszytów, książek, prac domowych. Rodzice, którzy zamiast powiedzieć: 'Masz problem? To naucz się odpowiedzialności', wolą wyręczać swoje pociechy w nieskończoność. A potem zdziwienie, iż nastolatki nie potrafią same załatwić najprostszej sprawy, bo całe życie ktoś usuwał im kłody spod nóg.

Przypomniała mi się pewna rozmowa z nauczycielką mojego dziecka. Opowiadała, jak na wycieczce szkolnej jeden z uczniów nie miał pasty do zębów, bo 'mama zapomniała mu spakować'. Inny nie wziął kurtki, bo 'mama nie przypomniała'. Ale to jeszcze nic. Rekord pobiła historia chłopca, który na pytanie, dlaczego nie zrobił pracy domowej, odpowiedział szczerze: 'Bo mama nie zdążyła mi jej przepisać'.

Czy naprawdę chcemy wychować życiowych nieogarów?


Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest granica? Bo przecież wiadomo, iż każdemu dziecku zdarzy się czasem coś zapomnieć – plecaka, drugiego śniadania, obuwia na zmianę. Ale jeżeli zapomina regularnie, to znaczy, iż nie widzi w tym problemu. Bo wie, iż ktoś

go uratuje. Mama, tata, pani w sekretariacie albo koleżanka z klasy, która zrobi zdjęcie zeszytu i wyśle w ostatniej chwili.

A może właśnie ta pomocna dłoń powinna się czasem cofnąć? Może powinno zdarzyć się to jedno wielkie 'ups', które nauczy czegoś więcej niż tysiąc słów? Może warto, żeby dziecko raz poszło do szkoły bez zadania, żeby samo musiało porozmawiać z nauczycielem, samo poniosło konsekwencje?

Co zrobiłam z tą wiadomością?


Nie odpisałam od razu. Przez chwilę myślałam, żeby napisać: 'Przykro mi, ale mój syn już śpi' albo 'Nie mam teraz dostępu do zeszytu'. Ale w końcu odpisałam inaczej. Krótko, konkretnie i bez wyrzutów sumienia:

'Nie mogę. Może warto, żeby sam porozmawiał z nauczycielem?'.

Cisza. Wiadomość przeczytana. Brak odpowiedzi. Nie wiem, czy ta mama była zła, czy może zaczęła się nad czymś zastanawiać. Wiem jedno: o 22:45 w niedzielę świat nie zawali się z powodu jednego zapomnianego zeszytu. Za to może być to początek nauki, której nie da się znaleźć w podręczniku do matematyki".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału