Nieidealny Ojciec

twojacena.pl 1 dzień temu

**„Wadliwy” ojciec**

Ile pamiętam, wszystko z mamą toczyło się w błędnym kole. Wstawała wcześnie rano, by wyjść do pracy – zamiatała ulice naszej dzielnicy w Bytomiu. Do południa wracała z plastikową butelką wódki w dłoni. O ósmej wieczorem już spała – zmęczona, pijana, pochrapując za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju.

Dobrze, iż mieliśmy osobne pokoje. Mogłam przynajmniej w ciszy odrabiać lekcje.

Były dni, gdy mama nie piła. Wtedy sprzątaliśmy razem, piekliśmy pierogi, śmialiśmy się. Uwielbiałam te chwile. Myślałam, iż jeżeli będę się starać, być dobrą, to i mama zechce, żeby takich dni było więcej. Ale nadchodził ranek, i wszystko zaczynało się od nowa – znów wódka, cisza, puste spojrzenie.

Gdy miałam trzy lata, było inaczej. Mama pracowała w sklepie spożywczym, a tata był kierowcą autobusu miejskiego. Pamiętam lato: szliśmy we troje przez park, upał był taki, iż asfalt się topił, a tata kupił nam lody. Jego gałka nagle spadła – i zaraz wylizała ją ogromna, kudłata suka. Śmialiśmy się do łez. Mama wtedy podzieliła się z nim swoim stożkiem.

A potem wszystko się urwało. Do naszego domu przyszedł obcy mężczyzna z wiadomością: tata zginął w wypadku. W autobusie zawiodły hamulce, a on, by uratować pasażerów, skierował pojazd do rowu, wystawiając siebie pod uderzenie.

Po tym mama się załamała. Zaczęła pić. Straciła pracę. Zatrudniła się jako sprzątaczka ulic. Życie przeszło w tryb przetrwania.

Gdy skończyłam czternaście lat, pojawił się on – wujek Marek. Przystojny, trzeźwy. Nie rozumiałam, co widział w mamie – choć wyglądała jeszcze całkiem nieźle, szczupła, twarz nie do końca zniszczona. Okazało się później, iż po prostu nie miał gdzie mieszkać.

Ale jego obecność podziałała na mamę jak magia – prawie przestała pić, gotowała, uśmiechała się. Opieki od niego nie było, ale przynajmniej nie pił i nie bił nas. Za to już dziękuję.

Pół roku później mama powiedziała mi, iż jest w ciąży. I z jakiegoś powodu decyzję, czy urodzić, zrzuciła na mnie. Pamiętam, jak się ucieszyłam. Miałam nadzieję, iż dziecko na dobre przywróci ją do życia. Marzyłam, jak będę wozić wózek, jak będę miała siostrzyczkę. Byłam pewna – będzie dziewczynka.

Mama słuchała mnie z błyszczącymi oczami. A wujek Marek wtedy chyba się ucieszył. Powiedział, iż „zawsze chciał dziecko”.

Ale po dwóch tygodniach zaczął się zmieniać. Stał się zamknięty, ponury. Zostawiał coraz mniej pieniędzy na jedzenie, wracał do domu późno. Mama była w chmurach i niczego nie zauważała. A ja się bałam.

Nadszedł wieczór, gdy mamę zabrano do szpitala. Przeszły dwie godziny, a wujek Marek zaczął dzwonić tam.

– Halo, proszę powiedzieć, Kowalska już urodziła? Chłopiec? Dobrze. Co pani powiedziała? – Jego głos nagle zamilkł, twarz się zmieniła. Wyłączył telefon. Usiadł w ciszy.

– Co z mamą? – złapałam go za rękaw. – Mów!

Spojrzał na mnie z dziwną obojętnością i syknął:

– Ewa urodziła kalekę. Chłopiec nierozwinięty. Nie potrzebuję takiego. I tak już tu za długo zostałem. Mam inną kobietę – nie żadną pijaczkę bez grosza, tylko normalną, z mieszkaniem, z pieniędzmi. Bez „wadliwych” dzieci. Powiedz swojej mateczce, żeby na mnie nie liczyła.

Wstał i spokojnie zaczął pakować rzeczy. A ja stałam i patrzyłam, jak nasze życie się rozpada.

– Ty… ty jesteś śmieciem! – wyrwało mi się z ust. – To twoje dziecko! Co my teraz zrobimy?! Nie możesz nas tak po prostu zostawić!

Uśmiechnął się szyderczo. Zmierzył mnie obrzydliwym spojrzeniem:

– A ty jesteś ładna, jak się złościsz. Tylko jeszcze za młoda…

Odsunęłam się i, drżąc ze strachu, zamknęłam drzwi do pokoju. Po godzinie zatrzasnęły się drzwi wejściowe. Wyszedł.

To była najczarniejsza noc w moim życiu. Płakałam w poduszkę, wyobrażając sobie, jak mama dowiaduje się o zdradzie. Obwiniałam siebie – to ja namówiłam ją, by zostawiła dziecko.

Minęły lata. Dziewięć długich lat. Dorosłam, wyszłam za mąż. Moja dwuletnia córeczka Hania bawiła się w salonie. A Marysia – ta właśnie siostrzyczka – podrosła, stała się mądrą, pogodną dziewczynką. Żyliśmy w miłości i cieple.

Tamtej niedzieli rano ktoś zadzwonił do drzwi. Hania i Marysia pobiegły otworzyć. Chciałam krzyknąć: „Zapytajcie, kto tam!” – ale nie zdążyłam.

W progu stał nieogolony, zgarbiony facet w wytartej kurtce.

– Ewa jest? – zachrypiał.

Przypatrzyłam się i ledwo go poznałam – wujek Marek. Tyle iż teraz – stary, zniszczony, nikomu niepotrzebny.

– Pomyślałem… To przecież mój syn. Ja… postanowiłem wrócić. W końcu ojciec… gdzie Ewa? Znowu pije?

Patrzyłam na niego z lodowatym spokojem.

– Ewa tu nie mieszka. I syna pan nie ma. Wtedy w szpitalu pomyłkowo powiedzieli panu o innej kobiecie – Kowalskiej. A mama urodziła dziewczynkę. Zdrową. Piękna była. To jest, przy okazji, Marysia – spojrzałam na siostrę. – No co, Maryś, potrzebujesz takiego „taty”?

Marysia wzdrygnęła się, jakby od zimna. I spokojnie odpowiedziała:

– Ja już mam tatę. Tatę Krzysztofa. Najlepszego i prawdziwego.

Wzięła Hanię za rękę i weszła do pokoju.

– Słyszał pan? – powiedziałam cicho. – Myślał pan, iż ucieczka nas złamie? A stało się odwrotnie. Mama nie wróciła do picia. Dbała o Marysię, rozkwitła. Potem poznała Krzysztofa – dobrego mężczyznę. Mieszkają niedaleko. I tak, on stał się nam prawdziwym ojcem.

– Kasiu, kto tam? – dobiegło z łazienki.

– Nikt, kochanie. Po prostu… nikt – odkrzyknęłam.

I w tej chwili, wypychając tego człowieka za drzwi, poczułam nagle ulgI zamknęłam drzwi, wiedząc, iż to koniec starego rozdziału i początek nowego, czystszego życia.

Idź do oryginalnego materiału