Nieoczekiwane porozumienie: jak zięć i teściowa stali się jednym teamem
Barbara Nowak starannie zapakowała do kratowej torby ziemniaki z własnego ogródka, przetwory, kilka słoików konfitur i wyruszyła w drogę do córki i zięcia. “Kasiu, jestem już w pociągu. Niech Marek po mnie przyjedzie na dworzec, torba jest ciężka jak skrzyn”, zadzwoniła do córki. “Oczywiście, mamo, będziemy”, odparła Kasia. Rano, stając na peronie, Barbara usłyszała: “Mamo, jesteśmy tu!”. Odwróciła się… i zastygła. Obok ciężarnej córki stał wysoki, zadbany mężczyzna – zupełnie nie ten nieogolony, posępny kierowca tirów, do którego nigdy nie potrafiła się przekonać.
A przecież Marek nie spieszył się do małżeństwa. W wieku trzydziestu siedmiu lat wciąż był kawalerem i uparcie powtarzał kumplom na wędkowaniu, iż nie spotkał jeszcze tej jedynej, która “zapali w nim ogień”. Jedni zazdrościli: “Żony nie ma, problemów też”. Drudzy wzdychali: “Przecież miło, gdy ktoś na ciebie w domu czeka”. A on żartował, iż ma przynajmniej jeden plus – brak teściowej.
Aż nagle – grom z jasnego nieba. Na stacji benzynowej zobaczył Ją. Kasię. Dziewczyna z niebieskimi oczami i identyfikatorem na piersi jakby zeszła z jego snów. Uśmiechnęła się do niego – i po facetu. Już następnego wieczoru podjechał tym samym terenowym autem, schował za plecami bukiet i, drżąc, wyjąkał: “Cześć, Kasia… Można cię zaprosić na kawę?”
Od tamtej pory wszystko potoczyło się jak burza. Wesele. Marek, pierwszy raz od lat, nie do hotelu – do domu wracał. Z rajdów wracał jak na skrzydłach. Pierwszy raz poczuł się nie tylko mężczyzną, ale i mężem. A potem – i przyszłym ojcem. Wszystko było idealnie… gdyby nie spotkanie z teściową.
Barbara Nowak okazała się kobietą twardego charakteru: inteligentna, chłodna, surowo wychowana. Przy pierwszym spotkaniu przywitała zięcia lodowatą uprzejmością. A gdy Marek życzliwie nazwał ją drugą mamą, odparła szorstko: “Skąd panu przyszło do głowy, iż jestem pańską matką?”
Nie obraził się. Zrozumiał tylko: będzie musiał zasłużyć na jej zaufanie.
Minął rok. Kasia – w ostatnim trymestrze. Marek wrócił z trasy, a żona z niepokojem spojrzała mu w oczy: “Mama chce do nas przyjechać na kilka dni…” “O! A ja myślałem, iż coś poważnego!”, roześmiał się. “Skoro mama, to mama. Tylko że…” i z irytacją pogładził brodę.
“Tylko że”, podchwyciła żona, “wytnij się, ogól. Mamie nie podoba się, iż wyglądasz jak dziad”. “A tobie?” “Mnie tak, ale mama to mama…”
I Marek się podporządkował. Strzygł się, golił, spojrzał w lustro – sam się nie poznał. Na dworcu Barbara Nowak mało nie potknęła się ze zdumienia: przed nią stał nie nieogolony tirek, ale wysportowany, młodo wyglądający mężczyzna. Na jej twarzy pojawił się ciepły, zaskoczony uśmiech. A Marek złapał się na tym, że… cieszy go widok tej kobiety. Coś w niej się zmieniło. I, zdaje się, w nim też.
Na kolację wymknął się do pokoju – zaczynał się mecz. Włączył cicho, by nie przeszkadzać. Nagle – głos za plecami: “Marku, podgłośnij! Też lubię piłkę! I koszykówkę”.
Odwrócił się. Barbara stała z autentycznym zainteresowaniem. Gdy razem kibicowali jednej drużynie, zrozumiał – to nie będzie zwykła wizyta.
Następnego dnia wybrali się z Kasią na ryby. Namiot, wędki, prowiant. Barbara zapytała: “A przypadkiem nie na ryby? Ja z wami! Weźcie mój namiot – i zupę ugotuję, oderwiecie mnie tylko siłą!”
Na łonie natury teściowa była w swoim żywiole: ognisko, drewno, choćby stół z pniaków. Śmiała się, dokazywała, błyszczała – jakby odmłodniała o dwadzieścia lat. Rybną zupę ugotowała taką, iż Marek trzy razy brał dokładkę. A potem już byli na “ty”. I choćby żartowali, iż jeżeli Kasia na starość będzie taka jak jej mama – on będzie szczęśliwy.
Barbara przytuliła córkę i szepnęła: “Jak ja się cieszę, iż was mam…”
I w tym momencie Marek zrozumiał: żaden mundial nie zastąpi tego, co tu i teraz – swojego, prawdziwego.