Niezrozumiana

newsempire24.com 16 godzin temu

Wczoraj wieczorem znów zasnąłem z myślą o moim życiu, o wszystkich tych zwrotach, które mnie ukształtowały. A dziś rano obudziłem się z postanowieniem – czas to spisać. Może kiedyś moja wnuczka to przeczyta i zrozumie, iż świat nie jest czarno-biały.

Zawsze nienawidziłam swojego imienia – Bogna. Starsza pani z sąsiedztwa też tak miała na imię, a dla mnie to brzmiało jak wyrok. Mama wyjaśniła mi to, gdy byłam nastolatką.

– Twój ojciec miał w młodości miłość – piękną Bogusię. Kochał ją, ale wyszła za innego. Spotkał mnie później, a kiedy się urodziłaś, dał ci jej imię. Nigdy o niej nie zapomniał – mówiła spokojnie, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.

– I nie jesteś zazdrosna?

– Po co? Kocha ciebie i mnie. Pierwsza miłość zostaje w człowieku na zawsze. Kiedyś i ty taką poznasz – pogłaskała mnie po głowie.

– A tamta Bogusia też była taka brzydka jak ja? – warknęłam.

– Co za bzdury! Pamiętasz bajkę o brzydkim kaczątku? A jeżeli tak bardzo nie lubisz imienia, możesz je zmienić, jak dorośniesz. Jakie byś chciała?

Stała przed lustrem, przymierzając różne imiona jak sukienki. Ale żadne nie pasowało. W końcu westchnęła – nowe imię przecież nie sprawi, iż stanie się piękniejsza. Do swojego się przyzwyczaiła.

Ale w głębi duszy wątpiła, iż ktoś pokocha ją tak, jak ojciec tamtą Bogusię. Blade włosy koloru nie wiadomo jakiego, wąskie oczy, szpiczasta broda – jedna wielka żywa pomyłka.

Ojciec kochał ją niemal tak bardzo jak swoją wódkę. Wracając z pracy, często wstępował do baru, a po drinku stawał się czuły. Zawsze przynosił coś dla niej – czekoladkę, cukierki, czasem jakąś zabawkę. Jak nie zdążył kupić, dawał złotówki. Ona zbierała je i kupowała sobie, co chciała.

Kiedy kończyła szkołę, ojciec utonął. Wracał do domu, dzieci grały nad rzeką w piłkę. Piłka wpadła do wody, a on, pijany, próbował ją wyłowić.

Matka złorzeczyła, iż zostawił je same. Jak teraz żyć? Bogna musi się uczyć, ale za co? Jaka przyszłość czeka ją w małej wiosce pod Lublinem?

Płakała po ojcu, ale matka kazała jej wyjechać.

– Co tu robić? Jedź, może wyjdziesz za mąż – mówiła ze smutkiem.

Więc wyjechała. Marzyła o medycynie, ale po wiejskiej szkole? Zdała do szkoły pielęgniarek. Podobały jej się białe fartuchy.

W akademiku dzieliła pokój z piękną Beatą. Ta dostała od Boga wszystko – kruczoczarne loki, migdałowe oczy, oliwkową cerę i usta jak maliny. Figura – modelka. Jak ona przy niej wyglądała?

Patrzyła na Basię z zazdrością, a ta czuła się przy niej jak królowa piękności. Dogadywały się całkiem nieźle, dopóki Beatka nie poznała studenta z Politechniki.

Gdy tylko go zobaczyła, straciła głowę. Trudno było się oprzeć – przystojny jak marzenie. Czasem przychodził po Basię, ale ta, ucząc się do egzaminów, odprawiała go z kwitkiem.

– Idź do kina z Bogusią. Ja muszę się uczyć – machała ręką.

Bogna aż drżała na myśl, iż mogłaby z nim siedzieć w ciemnej sali, ale on nigdy nie zapraszał. Posiedział, westchnął i wychodził.

– Dlaczego tak z nim postępujesz? Gdyby ktoś tak na mnie czekał, byłabym w siódmym niebie! – oburzała się.

– Po co ci on? Wiadomo, iż tylko by się zabawił. Dziewczyny i tak się za nim uganiają. Znajdź sobie kogoś prostszego – radziła “życzliwa” Beatka.

Pewnego dnia przyszedł, a Beatki nie było. Na stole stała patelnia z ziemniakami smażonymi na smalcu – takim, jaki przysyłała jej matka. Zapach roznosił się po całym piętrze. Paweł aż ślinkę przełknął.

– Może zjesz ze mną? Beatka zaraz wróci – zaproponowała.

Nie trzeba było go długo namawiać. Wsuwał jak nieprzytomny, a ona patrzyła z uwielbieniem, myśląc tylko, by Beatka się nie pojawiła.

– Z ciebie byłaby dobra żona – powiedział w końcu, odsuwając talerz.

W sobotę znów przyszedł po Beatkę. Mieli iść do kina, ale ta wyjechała do rodziców.

– Jak przyjdzie Paweł, przeproś za mnie – rzuciła przed wyjściem.

Bogna przygotowała kolejne kulinarne arcydzieło.

– A ja bilety wziąłem – warknął, gdy dowiedział się, iż Beatki nie ma.

– Może pójdziemy razem? – zaproponowała. – Czy wstydzisz się iść ze mną?

– Co ty! Wcale się nie wstydzę. Ubieraj się, czekam na dole.

Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Półtorej godziny obok niego! Może choćby weźmie ją za rękę… Sama nigdy by się nie odważyła. Ubrała się w pośpiechu, skropiła perfumami i poleciała na dół, zanim zmieni zdanie.

– Gotowa, idziemy? – uśmiechnęła się.

– Chodźmy – burknął, patrząc na nią spode łba.

Opowiadała różne śmieszne historie z akademika, a choćby wymyślała nowe. Paweł śmiał się szczerze. W pewnym momencie wzięła go pod rękę – tak, przyjacielsko. I nie puszczała aż do kina.

Film był ciekawy, ale ona patrzyła na ekran tylko połową oka. Czekała, aż weźmie jej dłoń, podsuwała mu swoją. Ale on udawał, iż nie widzi. Dopiero podczas naprawdę strasznej sceny złapała go mocno za rękę. Nie puścił aż do końca.

Wracali późnym wieczorem. Nagle Paweł przystanął i pocałował ją. Ona odpowiedziała, choć wiedziała, iż to tylko zasługa ciemności i samotności. Następnego ranka przeprosił:

– Nie mów Beacie, dobrze?

Pieniądze skończyły się szybko. Ale Bogna znalazła pracę w szpitalu. Wzięła choćby nocne dyżury, by dzień spędzać z córeczką.

Pewnego dnia spotkała Pawła. Zaczęli się znowu widywać. Gdy dzwonił, iż chce odwiedzić córkę, starała się przygotować coś smacznego. Zawsze lubił dobrze zjeść.

Kiedyś zaproponował małżeństwo.

– Nie jestem takim draniem.

Wiedziała, iż chodzi o mieszkanie, nie o miłość. Ale i tak się zgodziła. Życie się nie zmieniło. Paweł wracał, kiedy chciał. A ona czekała.

Aż pewnego dnia zauważyła, iż coś w nim drgnęło. Był zamyślony, patrzyłI zgodziła się zostać z nim do końca, bo choć życie nie rozpieszczało jej miłością, nauczyło ją, iż czasem wystarczy po prostu być dla kogoś całym światem.

Idź do oryginalnego materiału